– Powiedziałeś, że powinnam nienawidzić Roastrona IV. W stosunku do robota pojęcie nienawiści nie ma w ogóle sensu. Rozumiem, że powiedziałeś to żartem, ale przy okazji chcę cię przekonać, że jesteśmy łagodni i przyjaźnie do wszystkich nastawieni. Pomyśl, że mogliśmy opanować statek siłą. A przecież nikogo nie pozbawiliśmy życia, choć tak byłoby najłatwiej i najprościej… Nasza filozofia zakłada, że dwie istoty myślące, przy obopólnej chęci, zawsze osiągną porozumienie… Nasze porozumienie świadczy o słuszności tego poglądu, nawet w odniesieniu do istot należących do zupełnie różnych cywilizacji.
Teraz, kiedy obaj przybysze z Kosmosu nie usiłowali już ukrywać swoich osobowości i szczerze rozmawiali z Kamilem, jego notes zapełniał się szybko mnóstwem uwag i spostrzeżeń na ich temat.
Piotr (Kamil wciąż nazywał oboje po dawnemu, gdyż twierdzili, że ich właściwe imiona są niewyrażalne w ludzkim języku) okazał się kopalnią wiedzy o Kosmosie. Kamil często rozmawiał z nim i dowiedział się wielu rzeczy, dla odkrycia których trzeba by odbyć co najmniej kilka wypraw międzygwiezdnych.
– Czy mógłbyś wyjaśnić mi, czym był antymaterialny twór, który zniszczyłeś strumieniem fotonów? – spytał kiedyś Kamil. Piotr uśmiechnął się nieśmiało znad pulpitu sterowniczego i powiedział:
– Musze przyznać, że nawet nasza stara i wysoko rozwinięta cywilizacja nie sięgnęła granic wszechwiedzy… Kosmos jest na to zbyt rozległym terenem badań, wypełnionym niewyobrażalnie wielka rozmaitością form i zjawisk.
Na temat obiektów, o które pytasz, istnieją u nas co najmniej cztery teorie. Dla przykładu przytoczę dwie:
Pewne jest, że są to organizmy żywe, choć bardzo prymitywne. Niektórzy badacze twierdzą, że powstają na małych planetach, gdzie dorastają do ogromnych rozmiarów, a następnie wyrywają się z zasięgu słabej grawitacji i ulatują w Kosmos, gdzie pędzą swój koczowniczy żywot. Hipoteza ta ma słabe punkty. Przede wszystkim nie wyjaśnia, dlaczego spotyka się takie same twory, zbudowane z materii i antymaterii, i to w ilościach statystycznie równych…
Dobrze wyjaśnia to inna hipoteza, zakładająca, że twory te rodzą się w próżni, w drodze materializacji energii promienistej w silnie zakrzywionym polu grawitacyjnym. W każdym takim akcie kreacji powstaje para tworów, każdy z materii innego znaku. Następnie przetwarzając energię promienistą w materię (lub antymaterię) rosną one i gromadzą zasoby energii wewnętrznej. Po obszarach próżni poruszają się, wykorzystując niejednorodności pola grawitacyjnego. Dlatego też, gdy któryś z nich zapędzi się przypadkiem w bezgradientowe obszary próżni, odległe od dużych mas gwiezdnych, staje się bezradny. Każdy poruszający się obiekt-kometa, asteroid czy statek kosmiczny, stwarzając zaburzenie pola grawitacyjnego, staje się dla takiego zabłąkanego tworu okazją do odbycia podróży w bardziej korzystne energetycznie rejony Kosmosu. Dlatego uparcie ściga on każdy poruszający się obiekt, by doń przylgnąć i skorzystać z niego jako ze środka lokomocji… Niestety, nie odróżnia, oczywiście, obiektów utworzonych z przeciwnego typu materii i zdarza się, że dopada jakiegoś astrolotu, by zginąć wraz z nim w anihilacyjnej eksplozji… Wiedzę o tych własnościach kosmicznych wędrowców okupiliśmy utratą kilku naszych rakiet.
Opowieść Piotra nasunęła Kamilowi kilka ogólniejszych wniosków na temat znikomości ludzkiej wiedzy oraz pożytku, jaki może przynieść kontakt z bardziej doświadczoną cywilizacją. Cóż, kiedy ludzie na Ziemi, postępując nierozważnie przez całe wieki swej historii, odstraszali obserwujących ich przybyszów z Kosmosu, skutecznie ten kontakt opóźniając…
Ten dzień był dla Kamila wyjątkowo przykry. Nie mógł znaleźć sobie miejsca, gdy Idą i Piotr zajęci byli obliczaniem położenia stacji kosmicznej, którą odnaleźli właśnie dziś w bezmiarze pustki.
To miał być dzień pożegnania przybyszów z Kosmosu. Dziwne, ale Kamil miał uczucie, jakby na zawsze żegnał się z przyjaciółmi. Tym dziwniejsze, że istoty owe nie istniały przecież fizycznie, nie miały „wyglądu". Posługiwały się obcymi im ludzkimi ciałami jako nośnikami swych osobowości, pozwalającymi uchronić je od zniszczenia i donieść aż tutaj, gdzie je można było przekazać martwym urządzeniom przetrwalnikowym. Dla Idy i Piotra było to tak naturalne jak dla Kamila – konserwowanie całego ludzkiego organizmu w przetrwalniku anabiotycznym.
– Co za pech… – powiedział Kamil, gdy Idą, mając wolną chwilę, przysiadła obok niego w kabinie jadalnej. – To właśnie ty byłaś pierwszą dziewczyną, która wywarła na mnie tak wielkie wrażenie…
– Więc jednak byłam dziewczyną? – spytała ze śmiechem.
– Ach, do licha, nie mąć mi już w głowie! – Kamil machnął ręką. – Byłaś i jesteś kimś, kogo bardzo lubiłem i dlatego jest mi dziś głupio i smutno, że wszystko musi się zmienić.
– Niewiele się zmieni. Nawet skład załogi zostanie ten sam. Tylko zamiast cybernetyka i napędowca będziecie mieli na pokładzie dwoje uczniów szkoły średniej. Trzeba ich będzie w przyspieszonym tempie nauczyć odpowiednich specjalności. To zadanie dla ciebie, Kamilu. Nie jesteśmy, niestety, w stanie pozostawić im części wiedzy. Nasze osobowości są zupełnie odrębne, musimy je zabrać ze sobą w całości. Przeproś tych dwoje w naszym imieniu, za to, że zabraliśmy im część życia. Fizycznie dorośli, pozostając psychicznie prawie dziećmi, ale na to nie było rady…
Kamil przytakiwał machinalnie, ale myślał o czymś innym.
– Kiedy będę tamtą dziewczynę nazywał twoim imieniem…
– Przecież to jej imię!
– Tak, ale dla mnie Idą – to ty. Nie wiem, jak nazywasz się naprawdę. Mogłabyś mi przynajmniej swoje imię pozostawić na pamiątkę!
Idą roześmiała się. Wyjęła z kieszeni kombinezonu ołówek i na białej powierzchni stołu napisała: "-
Kamil patrzył zdziwiony to na nią, to na znaki na stole.
– Co to?
– Przypomnij sobie moje opowiadanie o Zimnej Gwieździe. Użyłam w nim tych znaków. Napisałam ci je i wyjaśniłam, jak należy je odczytać… Rozumiesz teraz, dlaczego nie mogę ci powiedzieć, jak się naprawdę nazywam?
Kamil zrozumiał. Ludzka krtań nie jest w stanie wydać, a ludzkie ucho odebrać dźwięków o częstotliwości poniżej 16 i powyżej 14 000 drgań na sekundę…
Ogarnął go jeszcze głębszy smutek. Bo jakże można chociażby w myślach wspominać imię, złożone z samych infra i ultradźwięków? I nagle, w jednej chwili, zrozumiał jeszcze coś więcej.
– A więc tamci, ten O'erl, Ht"-f i inni…
– Istnieli naprawdę… – Idą posmutniała. – Opowiedziałam ci historię pierwszej wyprawy na planetę-gwiazdę, zwaną przez was Hares… Jej dowódcą był ktoś mi bliski, kogo – według ludzkich pojęć – mogłabym w przybliżeniu nazwać ojcem czy może matką moją i Piotra… To trudno dokładniej określić, bo jak ci już próbowałam wyjaśnić, te pojęcia u nas mają inną, niż u was, treść… W każdym razie, strzeżcie się Zimnej Gwiazdy, to niebezpieczna pułapka, choć niezmiernie interesująca jako obiekt badań…
Na ekranie widać było już tylko słaby świetlny punkt – płomień dysz oddalającej się rakiety. Po chwili i on także zgasł, wtapiając się w czerń przestrzeni. Kamil czekał na ostatni sygnał radiowy, świadczący, że Idą i Piotr osiągnęli cel.
– Do zobaczenia, Kamilu. To był głos Idy.
– Szczęśliwej podróży! To powiedział Piotr.
– Szybkiego powrotu do domu! – zawołał Kamil do mikrofonu.
Читать дальше