Alvi wstał z krzesła i podszedł do miejsca na ścianie, gdzie widniał szereg czujników dotykowych. Przebiegł po nich palcami. Dźwięki muzyki, towarzyszącej baletowym popisom, przycichły nagle, a w rogu ekranu, w kwadratowym wycinku na tle obrazu telewizyjnego pojawiła się twarz brodatego mężczyzny o długich, rozwichrzonych włosach.
– Witaj, Zeb! – powiedział Alvi w kierunku ekranu. – Czy miałbyś trochę czasu, by zająć się naszym gościem z Ziemi? Chodzi; a kilka fachowych wyjaśnień…
– Kiedy? – brodacz nie wyglądał na uradowanego propozycją.
– Może dziś?
– Wolałbym jutro, przed południem.
– Zgoda. Mamy dużo czasu – uśmiechnął się Alvi. – Skontaktujemy się z rana. Dziękuję, Zeb.
Twarz z rogu ekranu zniknęła, dźwięk telewizyjny wrócił do normalnego, umiarkowanego natężenia.
– Słyszałeś – powiedział Alvi, siadając znów obok Rinaha. – Pojedziemy do niego jutro.
– Pojedziemy?
– Tak, windą na dwunasty poziom. Będę musiał załatwić zezwolenia, ale z tym nie powinno być kłopotu…
– Zezwolenia? Na przejazd windą?
– Tak. Na zmianę poziomu. Migracje międzypoziomewe podlegają kontroli…
– Czy tutaj nie wolno poruszać się swobodnie nawet po wnętrzu segmentu?
– Wolno, jeśli zezwoli na to Centrala.
– Czy to też… ze względu na bezpieczeństwo?
– A żebyś wiedział! – Alvi wyraźnie zniecierpliwił się tym razem, wyczuwając w pytaniu Rinaha odcień drwiny. – Właśnie tak! Musisz to wreszcie zrozumieć! Nasze Prawo nie jest kupą bezsensownych zakazów. Każde dziecko wyjaśni ci, dlaczego nie można przemieszczać się wewnątrz Paradyzji wedle własnego widzimisię. Wszystko wynika z reguł bezpieczeństwa i porządku i nie musisz we wszystkim wietrzyć działań policyjno-kontrwywiadowczych. Każde dziecko…
– Mówiłeś, że na tym piętrze nie ma dzieci, a na inne nie mogę w tej chwili pojechać, bo nie mam zezwolenia. Będziesz więc musiał sam mi to wyjaśnić – zażartował Rinah, by rozładować sytuację.
Alvi uśmiechnął się i położył mu dłoń na ramieniu.
– Wybacz, uniosłem się… – powiedział cicho. – Rozumiem cię. Wszystko tu jest inne, a tam, u was, wygadują bzdury o Paradyzji… Ale zrozum także mnie… Jesteśmy tu wszyscy gorącymi patriotami i nie pozwalamy podejrzewać naszych władz o jakieś idiotyczne pomysły. Bo przecież Paradyzja to nasza jedyna ojczyzna, choć tak inna od twojej. Ale, na szczęście, wszystko tutaj da się logicznie wyjaśnić. Wystarczy trochę wiadomości z elementarnej fizyki. Otóż, jak wiesz, w układzie swobodnie wirującym, a takim przecież jest Paradyzja, każda zmiana momentu bezwładności powoduje zmianę prędkości wirowania. Przemieszczenie jakiejś masy wzdłuż promienia, wyprowadzonego ze środka obrotu, powoduje zmianę momentu bezwładności. Słowem, gdyby we wszystkich segmentach wszyscy naraz przenieśli się z dolnych pięter na górne, to prędkość wirowania zmniejszyłaby się znacznie, a co za tym idzie, zmniejszyłaby się też siła odśrodkowa, zapewniająca nam sztuczną grawitację… Czy teraz rozumiesz, dlaczego wszelkie wędrówki z piętra na piętro podlegają kontroli komputera, regulującego ruch obrotowy i utrzymującego sztuczną grawitację na stałym poziomie?
– Przepraszam cię! Teraz zrozumiałem.
– To dobrze. Może ten przykład przekona cię, że wszelkie pojęcia, które przywiozłeś z Ziemi, tutaj musza ulec rewizji. Proste analogie zawodzą w tak różnych układach, jak naturalna planeta i sztuczny twór w rodzaju Paradyzji. Tu obowiązują raczej prawa statku kosmicznego i nie wolno o tym zapominać. Staramy się, by prawa ludzkiej jednostki były realizowane o tyle, o ile nie jest to sprzeczne ze zbiorowym bezpieczeństwem całej planety. Nigdzie działanie pojedynczego człowieka nie wpływa w takim stopniu na los planety, jak właśnie tutaj. Nie kontrolowane przemieszczanie się z piętra na piętro powoduje zmianę ciążenia dla wszystkich mieszkańców wszystkich pięter i sektorów! Nie kontrolowane wędrówki z sektora do sektora przesunęłyby środek masy całego układu, a więc także środek obrotu całej Paradyzji, która zaczęłaby obracać się ekscentrycznie! Widzisz więc, że większość naszych praw i przepisów nie wynika z przesłanek politycznych czy społecznych, nie stanowi, jak się u was mówi: ograniczania praw i swobód ludzkich. To po prostu czysta fizyka, to konsekwencja istnienia takiego właśnie, nowego i niespotykanego nigdzie więcej sztucznego świata, jak ten…
– Przekonałeś mnie! – Rinah pojednawczo uścisnął ramie Alviego. – A muszę ci się przyznać, że pewien mój przyjaciel próbował mi przed moim odlotem udowodnić, że żyjecie tu jak więźniowie…
– Głupstwa! – Alvi roześmiał się szeroko. – Każdy jest w pewnym stopniu więźniem swojej planety. Czyż Ziemia jest więzieniem swych mieszkańców dlatego tylko, że zaledwie nieliczni z nich mogą podróżować na inne planety? Zresztą cóż to jest wolność?
– Wolność, jak twierdzi nowoczesna filozofia, to świadomość ograniczeń, którym człowiek podlega… – wtrącił Rinah.
– My mówimy, że wolność uzyskuje się przez uświadomienie sobie braku możliwości innych niż ta, której realizacją jest nasz świat… Po prostu, wedle starożytnego przysłowia, "głową muru nie przebijesz"… Tym murem jest skorupa naszej sztucznej planety… Choćbyś ją nawet przebił, będzie to twoją zgubą i zagrożeniem dla pozostałych… Od chwili, gdy nasi przodkowie postanowili urzeczywistnić śmiały projekt Cortazara, nie ma już odwrotu ani innych dróg. Można by powiedzieć, że Paradyzja, jako skończona i doskonała idea powstała w chwili, gdy ją wymyślono. Jej materialna realizacja jest tylko potwierdzeniem słuszności pierwotnego planu…
– Czy rzeczywiście wszystko zrealizowano zgodnie z założeniami projektu?
– W ogólnych zarysach, tak. W szczegółach oczywiście poczyniono pewne zmiany, ulepszenia. Ale kiedy czyta się dzieło Cortazara, odnaleźć w nim można genialną, dalekowzroczną wizję dzisiejszej Paradyzji.
Wyjaśnienia Alviego tchnęły szczerym entuzjazmem. Rinah wyczuwał w nich głębokie przekonanie o słuszności wszystkiego, co stanowi rzeczywistość tego niezwykłego świata. Jedynie język, jakiego używał młody historyk, wydał się Rinahowi trochę sztywny i schematyczny, brzmiała w nim publicystyczna frazeologia… Zbyt jednak mało znał tutejszy język potoczny, by ocenić, do jakiego stopnia usłyszane zdania pochodziły z języka oficjalnych komunikatów…
Na ekranie telewizyjnym pojawił się barwny symbol, w głośniku zabrzmiały tony melodyjnego sygnału. Po chwili obraz wypełnił się twarzą lektora, podającego bieżące informacje.
"Dzisiejszy poranny alarm – mówił lektor – wykazał pełną gotowość służb specjalnych oraz sprawne działanie ludności wszystkich segmentów. Możemy być spokojni o nasze bezpieczeństwo i pewni, że w przypadku rzeczywistego zagrożenia zdołamy opanować każdą sytuację".
Na obrazie pokazano kilka migawek z porannego alarmu: biegnących dyżurnych, ludzi w fotelach przed pulpitami kontrolnymi, porządkowych regulujących ruch na korytarzach.
"Nasz system bezpieczeństwa zewnętrznego wzbogacił się o kolejny pierścień obrony. Siły ochrony planety otrzymały do dyspozycji cztery nowe platformy orbitalne uzbrojone w rakiety typu Epsilon-Theta oraz wyposażone w lokalizatory dalekiego śledzenia".
Pokazano kilka ujęć obiektów kosmicznych, najeżonych wyrzutniami rakietowymi, z odzianymi w próżniowe skafandry oddziałami obsługi, a po chwili komentator ciągnął dalej:
"Na Tartarze zanotowano dziś szereg wstrząsów o sile od ośmiu do dziesięciu stopni w rejonach na północ od równika, w okolicy baz wydobywczych okręgu B. Ponadto zaobserwowano trzy nowe tornada, formujące się nad Kontynentem Zachodnim. Tajfun numer 412 czyni dalsze spustoszenia okolic na południowy wschód od kosmodromu numer 12".
Читать дальше