Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie

Здесь есть возможность читать онлайн «Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ludzie jak ludzie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ludzie jak ludzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ludzie jak ludzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ludzie jak ludzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Środek tablicy zajmowała skala czasowa. Wzdłuż niej widniały punkciki świetlne. Jeden z nich, około roku 1667, płonął jaśniej od innych, a tuż obok niego znajdowała się strzałka. Skala kończyła się na roku 2056.

Poniżej gęsta sieć przewodów i elementów oraz szereg przycisków nie znanego mi na razie przeznaczenia. Nagle punkcik przy roku 1667 błysnął jaśniej i równocześnie posłyszałem nad głową buczenie. Zrozumiałem, co może to oznaczać i cofnąłem głowę. Nieduża oprawna w skórę i opatrzona klamrami książka głucho stuknęła o dno wnęki. Zdążyłem zauważyć, że w chwili gdy upadła, pojawił się w stropie otwór dokładnie o wymiarach książki. Jasne jak słońce. Odgadłem. Na mgnienie oka zapłonął czerwono punkcik roku 1967. Stacja końcowa się nie zapaliła. Widocznie jeszcze nie zauważono uszkodzenia i całe urządzenie pracuje na próżno. Wyobraźcie to sobie: może tam, w roku 2056, wszyscy pracownicy instytutu naukowo-badawczego siedzą przy tej niszy i zachodzą w głowę, dlaczego nie otrzymują okazów. Lepiej trzeba patrzeć, towarzysze — pomyślałem. Jakże im dać do zrozumienia? Może oni nie widzą pomrugiwania przy roku 1967? Na razie wziąłem wkrętak i zacząłem sprawdzać połączenia. Zajęło mi to jeszcze dwie godziny. Majstrowałem niemal na chybił-trafił. W schemacie całkiem się nie orientowałem, choć od dziecka byłem radioamatorem. Gmerałem tam i marzyłem, że byłoby interesujące spędzić pewien czas w przyszłości, dowiedzieć się, jak ludzie tam żyją, czy uda im się osiągnąć w życiu coś sensownego i co będzie przyczyną mojej śmierci. Później pomyślałem, że to wszystko nonsens, a życie z pewnością nie jest tam złe, skoro jacyś archeologowie pracują w roku 1667 i nasi potomkowie mają czas na takie eksperymenty. I jeszcze — że nieźle byłoby znaleźć się także w przeszłości. I odwiedzić na przykład pisarza Aleksandra, Czerniajewa, by się dowiedzieć, jak zamierzał zakończyć swoją powieść.

Wtedy właśnie odkryłem defekt. Macie prawo mi nie wierzyć. Skąd mogłem się na tym znać. Znalazłem uszkodzenie, owinąłem przewód taśmą izolacyjną i postanowiłem obserwować, co będzie dalej. Byłem niezmiernie dumny, że znalazłem jednak to diabelne połączenie. Nagle zabłysła znowu lampka roku 1667 i znów nad głową rozległo się buczenie. Ale nic nie zobaczyłem i nic nie spadło do niszy, tylko zaświeciła się druga lampka, i to już nie w moim roku, lecz w roku 2056. Wszystko w porządku. Dostali swoją przesyłkę. Mogę spokojnie spać.

Opadłem na krzesło i stwierdziłem, że jestem okropnie zmęczony i że jest już ciemno. Nie wiedziałem, czy mam wierzyć w to, co się zdarzyło, czy nie. A także nie wiedziałem, jak odesłać do miejsca przeznaczenia zgromadzone u mnie rupiecie.

Zapukano do drzwi.

— Kto tam? — spytałem.

— Do ciebie — powiedziała babcia Kapłan. — Dzwonka nie słyszysz? To ja mam za ciebie otwierać? Znowu wziąłeś mój nóż!

Podszedłem do drzwi i rzekłem:

— Nóż oddam później, babciu. Nie gniewaj się.

To dobra staruszka. Lubi tylko pozrzędzić. Ma swoje lata.

Za drzwiami stał mężczyzna koło czterdziestki w niebieskim kombinezonie, z walizeczką w ręku.

— Pan do mnie?

— Tak. Do pana. Pozwoli pan wejść?

— Proszą — odparłem. I nagle sobie przypomniałem, że do mnie wejść nie można. — Chwileczkę! — Zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem i spiesznie przesunąłem na miejsce regał z książkami.

— Proszę mi wybaczyć — odezwałem się wpuszczając go. — Remont i stąd ten bałagan.

— To nic — odpowiedział zamykając drzwi. Wtedy spostrzegł cegły na podłodze i oświadczył:

— Jestem przedstawicielem muzeum historycznego. Doszły nas wieści, że znalazł pan skarb o dużej wartości. Chcielibyśmy go obejrzeć.

Coś w mowie tego człowieka, w sposobie trzymania walizeczki i w czymś jeszcze nieuchwytnym dla innych, ale zrozumiałym dla mnie, który przeniknąłem tajemnicę czasu, narzuciło mi jedynie prawidłową konkluzję: On nie jest z muzeum!

— Już wszystko naprawiłem.

— Co pan naprawił?

— Waszą skrzynkę pocztową.

Odsłoniłem skrytkę, pokazałem mu połączenie i wyjaśniłem:

— Tylko nie miałem lutownicy i musiałem okręcić taśmą izolacyjną.

Właśnie zapłonęła lampka przy roku 1667, zrozumiał więc, że wszystko wiem.

— No tak — bąknął. — Niech pan opowiada. Jak sądzę, umie pan trzymać język za zębami. To bardzo ważne.

— Owszem, ważne. Możecie na mnie polegać. Proszę tylko zabrać ze sobą pozostałe rzeczy. Mnie one na nic.

Listonosz-mechanik z roku 2056 zlutował połączenie, przesłał przedmioty w przyszłość, a potem razem zamurowaliśmy dziurę w murze tak, że nawet ja nie mógłbym się domyślić, gdzie ona była. Bardzo mi dziękował i trochę się dziwił mojej domyślności. Kiedy go jednak spytałem, co będzie za sto lat, odmówił odpowiedzi i dodał, że sam powinienem zrozumieć: wiadomości tego rodzaju rozgłaszać nie można.

Później spytał, czego bym pragnął. Odrzekłem, że Bogu dzięki, niczego.

— To znaczy, że nie ma pan żadnych próśb? — spytał chwytając za rączkę walizeczki.

Wtedy dopiero sobie przypomniałem, że miałbym pewną prośbę.

— Proszę mi powiedzieć, czy wasi ludzie bywają w różnych latach.

— Tak.

— I dwadzieścia lat temu?

— I wtedy. Tylko, rzecz prosta, z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. I o tym nikt nie wie.

— A czy w czasie wojny i blokady był ktoś w Leningradzie?

— Oczywiście.

— Otóż to. Mam taką prośbę. Muszę tam coś przesłać.

— Ależ to niemożliwe.

— Powiedział pan, że spełnicie moją prośbę.

— Co to za przesyłka?

— Chwilkę — powiedziałem i wybiegłem do kuchni. Wziąłem stamtąd dwie puszki mleka skondensowanego, pół kilograma masła babci Kapłan z lodówki i jeszcze ze dwa kilogramy cukru. Wrzuciłem wszystko do plastykowej torby Liny Grigorjewny i wróciłem do pokoju. Gość z przyszłości zamiatał podłogę.

— Proszę — odezwałem się. — Powinniście to oddać pisarzowi Czerniajewowi. Aleksandrowi Czerniajewowi, w zimie, w styczniu roku czterdziestego drugiego. Wasi ludzie go znają. I adres też możecie znaleźć. Umarł z głodu pod koniec stycznia. A powinien wytrzymać jeszcze dwa tygodnie. Po dwóch tygodniach przyjdzie do niego ktoś z radia. Niech się pan nie waży odmawiać. Czerniajew pisał powieść do ostatniego dnia…

— Niech pan zrozumie — tłumaczył gość. — To niemożliwe. To, że Czerniajew będzie żył dalej, może zmienić bieg historii.

— Nie zmieni… — odparłem z przekonaniem. — Gdybyście się tak bali przeszłości, nie bralibyście przedmiotów z siedemnastego wieku.

Powiedziałem to w natchnieniu, ale gość się uśmiechnął:

— Na takie pytania nie odpowiadam. Dobrze, wezmę pańską przesyłkę. Tylko trzeba zerwać etykiety z puszek. Takich wtedy nie było w Leningradzie. Pogadam z naszymi. Jeszcze raz panu dziękuję. Może się jeszcze zobaczymy.

Odszedł. Jakby go wcale nie było. Kusiło mnie bardzo, aby znowu zerwać tapety i zajrzeć do skrytki. Ale wiedziałem, że nigdy tego nie zrobię. I on to zrozumiał, w przeciwnym razie nie przyszedłby do mnie.

Następnego dnia znalazłem w kieszeni dwie zapomniane monety. Jedną podarowałem Mitinowi, drugą zostawiłem sobie na pamiątkę.

Mitin przyniósł mi jednotomowe wydanie Buł-hakowa, a potem powiedział:

— Wiesz, znalazłem w domu tom spuścizny literackiej. Są tam wspomnienia o Czerniajewie. Interesuje cię to?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ludzie jak ludzie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ludzie jak ludzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ludzie jak ludzie»

Обсуждение, отзывы о книге «Ludzie jak ludzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x