Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie

Здесь есть возможность читать онлайн «Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ludzie jak ludzie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ludzie jak ludzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ludzie jak ludzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ludzie jak ludzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Siadajcie — powiedział. — Jeśli drzwi były otwarte, to przyjmą. Nas już niewielu zostało.

Ponieważ Standal był ostatni i dla nikogo z obecnych nie stanowił konkurencji, do Udałowa przyłączyli się pozostali pacjenci.

— Siadajcie — rozległo się ze wszystkich stron. — Ona szybko przyjmuje.

I Misza usiadł na krawędzi ławki.

W poczekalni zastał sześć osób. Były to osoby bardzo różne i najwidoczniej różne też były przyczyny, które ich tam sprowadziły. Udałowa bolał ząb.

— Was też? — zapytał Udałow.

— Nie — odparł Misza.

— A ja trzy noce nie spałem. Poszedłem do przychodni, a dentystka mówi, że trzeba rwać. Wtedy żona do mnie: „Korneliusz, Głumuszka potrafi zamawiać. Ona naszemu Pogosjanowi zamówiła. Nawet nerwu nie trzeba było usuwać”. No to przyszedłem.

— A co z tym? — zapytał Misza półgłosem.

— Nie poznajecie? Ze stacji meteorologicznej.

— Ze stacji meteorologicznej?

— Co wy tam szepczecie — powiedział siedzący naprzeciw mężczyzna w kapeluszu nasuniętym nisko na oczy i z podniesionym kołnierzem płaszcza. — Ja bardzo bym prosił nie rozgłaszać!

— Jasna rzecz — zgodził się Udałow. — My tu wszyscy bez rozgłaszania. Jaki dureń się przyzna. Po prostu mój znajomy zainteresował się wami. No to mu powiedziałem, że jesteście ze stacji meteorologicznej. Nawet nazwiska nie wymieniłem.

— Wasz znajomy pracuje w naszej gazecie i całkiem możliwe, że go tu redakcja przysłała — odparł mężczyzna w kapeluszu. — Nie możemy mu zaufać.

— Z gazety? — zapytał grubas z kozłem na smyczy. — W takim razie lepiej sobie pójdźcie. Wcale nie mamy ochoty trafić do felietonu. I bez tego człowiek ma dość kłopotów. Ja się cieszę opinią!

Kozioł zadarł brodaty pysk, lekko uniósł przednie nogi, oparł się kopytami o kolana grubasa i polizał go w brodę.

— Niech idzie — powiedziała malutka kobieta zawinięta w szarą chustę, gdy grubas odpychał kozła.

— Ja nie z ramienia gazety — zapewnił gorąco Standal. — Daję słowo honoru! Ja z własnej inicjatywy.

Obite czarną ceratą drzwi do następnej izby otworzyły się i wyszedł z nich brodaty mężczyzna z plecakiem na ramionach. — Promieniał ze szczęścia i nie widział nikogo z obecnych.

Człowiek ze stacji meteorologicznej poderwał się, pospiesznie podbiegł pod drzwi i zapytał:

— Można wejść, czy sami zaprosicie?

— Zdejmijcie kapelusz — rozległ się głos z białej izby. — I wchodźcie. Przecież nie mogę do jutra was tu przyjmować.

— Po co on tu przychodzi? — zapytał znowu Misza, gdy tylko zamknęły się drzwi za pracownikiem stacji meteorologicznej.

— Prognozy opracowuje — odparł Udałow — i skarży się na los. Dziesięć pomyłek w ciągu dwóch tygodni. Klimat nam się ostatnio okropnie zepsuł i niczego nie można być pewnym, chociaż nad głowami latają sputniki meteorologiczne.

— A co ona ma z tym wspólnego?

— Powiadają, że potrafi, a on wyzbył się już wszelkiej nadziei. Chłopi go męczą. Pytają: kosić, czy poczekać. A co on może odpowiedzieć?

— Dziwne — powiedział Misza.

— A jednak — nalegał Udałow — ciekawe, z jaką sprawą przyszliście? Mam nadzieję, że nie przysłali was z redakcji, żeby zdemaskować?

— Ja mam sprawę prywatną — odparł Misza. — A ząb bardzo was boli?

— Teraz można wytrzymać. U mnie tak zawsze. Kiedy tylko przyjdę do lekarza, ból zaraz ustaje.

— To nerwy — powiedział mężczyzna z kozłem. Kozioł naciągał smycz, bo chciał wyjść na dwór.

— A zęby to w ogóle choroba nerwowa — poparła go kobieta w szarej chusteczce. — Wrzód też.

— A wy cierpicie na wrzód żołądka? — zapytał Misza.

— Nie — odparła kobieta. — Cierpię dlatego, że córka mi się za mąż wybiera. A jego jesienią biorą do wojska. Co tu mówić o zakładaniu rodziny! To znaczy, że nie jesteście z gazety?

— W ogóle to z gazety, ale teraz nie z gazety — wyjaśnił Misza.

— Jeśli potrzebujecie lubczyka powiedział mężczyzna z kozłem — to radzę zachować wyjątkową ostrożność.

— Nie, co wy — powiedział Misza i poczerwieniał.

— Jasne, że nie z gazety — powiedział mężczyzna dotychczas milczący, z wypłowiałymi brwiami, ubrany w wysokie myśliwskie buty i watowaną kurtkę. — Zakochał się. Patrzaj, Iwan, on się zakochał.

Jego sąsiad, strażak, który do tej pory drzemał z kaskiem opartym o donice z fikusem, obudził się i potwierdził.

— Spokojny, diabeł — powiedział mężczyzna w waciaku, wskazując na strażaka. — Już piąty raz przychodzi, przyzwyczaił się. A ja nie, nie mogę.

— Piąty raz? — zdumiał się Udałow. — A co mu się takiego stało?

— Węża parcianego zgubił — powiedział mężczyzna w waciaku. — Często gubi rozmaite przedmioty wyposażenia przeciwpożarowego.

— I ona znajduje?

— Za każdym razem — powiedział mężczyzna w waciaku. — Poprzednio trzy gaśnice mu odszukała. Dobry z niej człowiek, serdeczny. A mnie kłusownicy zamęczyli. Tajną ścieżkę znają. No to przyszedłem, żeby mi stara powiedziała, którędy ta ścieżka biegnie. Jestem ze straży rybackiej.

Wyszedł meteorolog, szybkimi ruchami zwijając mapę synoptyczną.

— No i jak? — zapytał go mężczyzna w waciaku.

— Od jutra pogoda będzie bez opadów! I to do końca tygodnia. Przecież mówiłem! — kapelusz meteorologa przewędrował z czoła na czubek głowy, twarz mu błyszczała od potu. — Segejda nie uwzględnił antycyklonu znad Antylów. A ja mu mówiłem, że zaczepi. On na to, że za daleko. A trzeba było uwzględnić.

Jako następna zniknęła za drzwiami kobieta w szarej chuście. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, z gabinetu zaczęło dobiegać mamrotanie, szybko wzmagające się do niewyraźnego krzyku. Widać kobiety kłóciły się. Po niespełna dwóch minutach kobieta w szarej chustce wbiegła do poczekalni, przyciskając do piersi zawiniątko z darami, które przyniosła Głumuszce.

— I nie przy chodźcie do mnie więcej ze swoimi wstrętnymi propozycjami! — krzyczała za nią czarownica. — Chcecie ludzi pozbawić szczęścia? Tak? No to się wam nie uda!

— Jestem matką! — krzyknęła niewiasta na odchodnym. — Ja złożę skargę!

— Następny — powiedziała Głumuszka.

Misza nie mógł jej dojrzeć, bo drzwi otwierały się w jego stronę i dobiegał zza nich jedynie swarliwy głos czarownicy.

— Iwan, teraz ty — powiedział mężczyzna w waciaku.

— Co zgubiliście? — zapytała Głumuszka, nie zamykając drzwi.

— Wąż gdzieś się zapodział. Porucznik mówi: ty, Sidorenkow, ostatni miałeś go w ręku. Ty, powiada, musisz go znaleźć.

— Przyjdź jutro o ósmej trzydzieści — powiedziała Głumuszka.

— Następny.

Wobec tego teraz przypada moja kolejka — powiedział mężczyzna w waciaku. Strażnik znów zapadł w drzemkę.

Niezwykłość oglądanych scen pozwoliła Standalowi zapomnieć na moment o ukochanej. Zamiast ciemnej chatynki, czarnego kota na piecu, ciężkiego, duszącego aromatu ziół i dekoktów była poczekalnia z fikusem. I synoptyk. I Iwan z wężem pożarniczym. Udając się do czarownicy, Misza Standal gardził sobą i przeklinał Alenę, która zmusiła go do podejmowania takich rozpaczliwych kroków. Ale właściwie ta haniebność, nienaturalność wyprawy do izdebki czarownicy łączyła się w jego świadomości z nieodwzajemnioną miłością, miłością bez wyjścia. A tymczasem znalazł zwyczajną przychodnię. Nieoficjalną, lecz powszednią różniącą się od przychodni rejonowej jedynie rodzajem dolegliwości pacjentów. Ku swojemu przerażeniu Standal zrozumiał nagle, że może uzyskać tu pomoc, ale nie wiedział już, czy istotnie tej pomocy pragnie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ludzie jak ludzie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ludzie jak ludzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ludzie jak ludzie»

Обсуждение, отзывы о книге «Ludzie jak ludzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x