Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie
Здесь есть возможность читать онлайн «Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ludzie jak ludzie
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ludzie jak ludzie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ludzie jak ludzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ludzie jak ludzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ludzie jak ludzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Przybysz z przyszłości nie był dość silny, aby walczyć z dwoma przeciwnikami naraz. Wywinął się więc i ze zręcznością, zadziwiającą u człowieka w jego wieku, prześlizgnął się pod łokciem sąsiada, dał nura w tłum i zaczął przedzierać się ku skrajowi placu. Udałow chciał pogonić za nim, ale szofer Kola, który wyraźnie nadużył piwa, puścił mu w twarz kłąb dymu i powiedział zdecydowanie:
— Nie wygłupiaj się, nie pędź za człowiekiem. Wytłumacz lepiej, co w nim takiego jest? Sam czuję, że nie to, ale nie potrafię sformułować.
— Ee… tam, takie tam prywatne sprawy — spróbował wykręcić się Udałow.
— Nie, tak nie da rady — odparł Kola — gadaj!
Trzymał Udałowa mocno za klapy, ludzie zaczęli się już na nich spoglądać i Udałow, lękając się awantury, powiedział:
— Chodźmy stąd.
— Chodźmy — zgodził się Kola.
Wydostali się z tłumu. Piwo bulgotało w głowie. Przybysza nie było widać. Pogoń za człowiekiem z przyszłości nie powiodła się. Chociaż było całkiem możliwe, że on wcale nie przyjechał z przyszłości.
Udałow, całkiem już zrezygnowany, wziął od Koli papierosa i opowiedział mu uczciwie, jak na spowiedzi, o wszystkich swoich podejrzeniach.
Kola okazał się niegłupi. Zrozumiał zasadniczą ideę, ale odniósł się do niej krytycznie. Miał wątpliwości podobne do tych, które wysuwał Pogosjan:
— Po co niby człowiek miałby wlec się z przyszłości do Guslaru, nawet w święto?
— Nic nie rozumiesz — powiedział Udałow, opierając się o szeroką, woniejącą benzyną pierś kierowcy. — Chociaż jesteś moim przyjacielem, to jednak nie rozumiesz, jaką dzisiaj szansę straciliśmy. Przecież mogliśmy go o wszystko wypytać.
Kola popatrzył na Udałowa ze współczuciem, przesunął na czubek głowy ośmiokątną, estońską czapkę, wypluł niedopałek i powiedział:
— A ty się, stary, nie przejmuj. Jeśli będzie trzeba, twój Kola każdego chojraka potrafi przyprzeć do ściany. On cię skrzywdził? Skrzywdził, nie mów, że nie! To go znajdziemy i przyciśniemy. Ty tylko Mikołajowi powiedz. Powiedz, a zaraz przyprzemy. Idziemy łapać tego szpiega.
Przyjaciel Mikołaj szedł przodem nie bardzo pewnym, zamaszystym krokiem. Udałow dreptał z tyłu i mamrotał:
— Źle mnie zrozumiałeś, Kola. On mnie nie skrzywdził. Z nim tak nie wolno…
— Nie zostawaj w tyle — powiedział Kola. — Jego już od dawna szukają. W notesiku zapisywał, a mięsa nie je. Zaraz my go o wszystko wypytamy! Nie wykręci się.
Gość z przyszłości uciekł w stronę rzeki, pod mury wielkiego soboru. Dotarł do zielonej ławki ustawionej na skwerze, usiadł i znowu otworzył swój notes. Z ławeczki nie było widać placu. Docierał do niej jedynie odległy gwar głosów i poszczególne słowa oratorów, wzmocnione przez gigantofony. Ale okrężna droga wybrana na chybił trafił przez Kolę i Udałowa doprowadziła ich właśnie do skwerku. Właśnie do tej ławki.
Na widok prześladowców przybysz wepchnął notes do kieszeni, złapał teczkę i chciał zniknąć. Ale Kola go rozpoznał.
— Stój! — powiedział. — Ręce do góry! Nie próbuj uciekać!
— Ani mi się śni — odparł z godnością przybysz. — Jeśli potrzebujecie pieniędzy, weźcie, ile trzeba. Ja mam skromne potrzeby.
Chciał wyjąć swoje nowiutkie banknoty, ale Udałow powstrzymał go gestem.
— Nie jesteśmy rabusiami — powiedział. — Źle nas zrozumieliście.
— Nie jesteśmy rabusiami — powiedział Kola. — Nas nie da rady przekupić. My cią zdemaskowaliśmy. Zjawiłeś się do nas z przyszłości. Przyznaj się!
Udałow spojrzał na Kolę z wyrzutem. Taka bezpośredniość mogła wszystko zepsuć.
— To nieprawda — odparł przybysz. — Wy mi tego nigdy nie udowodnicie.
— Wcale nie musimy ci tego dowodzić — powiedział Kola. — Zaraz cię zrewidujemy i znajdziemy fałszywe dokumenty.
— Nie mam przy sobie dokumentów — powiedział przybysz. — Zostawiłem je w hotelu.
— Oni nie biorą ze sobą dokumentów — zgodził się Udałow. — To nawet całkiem rozsądne. Może zresztą wtedy już nie będzie dokumentów.
— To już wszystko? — zapytał przybysz. — Mogę sobie iść?
— Przyznasz się, to pójdziesz — odparł Kola.
— Zastanówcie się — przekonywał Udałow. — Czy to warto tak się upierać? My tracimy czas, wy tracicie czas. A my się wami interesujemy wyłącznie z naukowego punktu widzenia. I z żadnego innego.
— Tak jest — powiedział Kola. — Nas forsą nie zblatujesz.
Przybysz zmarszczył brwi i nad czymś się zastanawiał. Widać zrozumiał, że nie zdoła uciec i że lepiej będzie istotnie szczerze się do wszystkiego przyznać, a potem pójść swoją drogą.
— No! — ponaglał go Udałow. — Z jakiego jesteście wieku?
Przybysz westchnął głęboko. Spod przydymionych szkieł potoczyły się łzy.
W tej samej chwili dwie dziewczyny w spodniach i kolorowych bluzeczkach pojawiły się na stopniach soboru.
— Ach — powiedziała jedna z nich, nie zauważając dramatycznej sceny. — Jakie zachwycające siedemnastowieczne freski! Jaka ekspresja!..
— A piec z malowanych kafli? Widziałaś, Nelli, ten cudowny piec?
— Widziałam. Patrz, kto tam jest na dole! Dziewczęta zbiegły ze schodów i podeszły do mężczyzn.
— Sergiuszu Piotrowiczu! — szczebiotały jedna przez drugą. — Mieliście całkowitą, absolutną rację! Sąd Ostateczny ma niekanoniczną kompozycję! Guslarska szkoła istniała! Rappa-port poniósł klęskę!
„Sprowadził posiłki przy pomocy telepatii — pomyślał Udałow. — Teraz ich jest troje, a nas tylko dwóch. A te dziewczyny to może nawet nie dziewczyny, tylko milicjanci”.
— Co za szczęście! — wykrzyknął przybysz. — A ja już straciłem nadzieję, że was tu zobaczę!
— Grożą wam? — zapytała podejrzliwie jedna z dziewcząt, wwiercając się wzrokiem w Udałowa.
— Nic podobnego! — powiedział szofer Kola i pociągnął Udałowa za rękaw.
— Zaraz wszyscy nasi tu będą — powiedziała dziewczyna.
„Ilu ich tu jest? — pomyślał Udałow. — Przecież, jeśli wydam im się niebezpieczny, mogą mnie zlikwidować”.
I rzeczywiście, w drzwiach świątyni ukazali się pozostali, co najmniej dziesięciu ludzi z aparatami fotograficznymi, notesami i kamerami filmowymi, wysocy i niscy, młodzi i starzy, a razem z nimi Helena Siergiejewna z miejskiego muzeum.
„Oj, niedobrze” — pomyślał Udałow, posłusznie wycofując się w ślad za Kolą.
— A oto i profesor! — wykrzyknął jeden z przybyszów.
— Wydział historii sztuki rad jest powitać swojego szefa przy tych starożytnych murach.
— Sergiusz Piotrowicz!
— Sergiusz Piotrowicz! — sypało się ze wszystkich stron.
— Szanujecie swojego profesora? — zainteresował się Kola.
— Pewnie — powiedziała dziewczyna. — On nas wszystkich wychował! Jego cały świat zna!
Oddalając się w wianuszku swych uczniów i współpracowników, profesor obejrzał się i mrugnął do Udałowa. Cieszył się, że zdołał się pozbyć namolnych wariatów.
Udałow poczuł do niego głęboką wdzięczność. Przecież uczony mógł zawołać milicję. Opadł na ławkę i zwiesił głowę. Kola usiadł obok niego, zapalił nowego papierosa i powiedział:
— Nie poszczęściło się nam, przyjacielu Korneliuszu. Ale pomysł miałeś obiecujący.
— Trzeba o nim jak najprędzej zapomnieć. Bądź człowiekiem i nikomu o tym ani słowa.
— Co tam ja, siądę za kółko i tyle mnie widzieli. A ty na co liczyłeś? Gdyby on rzeczywiście był stamtąd?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ludzie jak ludzie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ludzie jak ludzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ludzie jak ludzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.