Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diabeł Łańcucki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabeł Łańcucki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Diabeł Łańcucki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabeł Łańcucki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

I tak wybuchła wojna, przy której zbrojny zajazd Dwernik zdawał się być potyczką bez większego znaczenia.

Stadnicki napadł w czterysta konnych i pieszych sabatów, kozaków i Szkotów na Palikówkę Opalińskiego, pojmał pozostawionych tam czeladników starosty, poprowadził ich związanych do więzienia w Łańcucie, folwark i chłopów złupił ze szczętem, porąbał śmiertelnie pana Wilczopolskiego, który trzymał wieś w arendzie. A gdy Opaliński nie pozostał mu dłużny, Diabeł zajechał dobra Anny Opalińskiej, co zaraz spotkało się z odwetem starosty. Kiedy jednak Opaliński wpadł do Krzemienicy i ruszył na Łańcut, Stadnicki wypadł ze swoim wojskiem, zadał mu klęskę, a w dwie niedziele później dopadł starostę pod Łukowem, rozpędził jego ludzi, a samego ciężko poranił.

Potem przyszło już do regularnej wojny, w której na każdy zajazd odpowiadała zbrojna napaść, a na rabunek i gwałt zbrojna pomsta. Stadnicki szalał, srożył się jak wściekły lew, równał z ziemią wioski, katował chłopów Opalińskiego, odrąbując im ręce i nogi, paląc żywcem, ozdabiając nimi drzewa, wieszając całe rodziny na progach chałup. Po zajazdach, rabunkach i zwadach całe wsie leżały w zgliszczach i ruinie. Rachwałowa Wola, Chmielnik, Błędowa i Zawałów były złupione, spustoszone do cna. Sabaci Stadnickiego zabrali ze spichrzów ostatnie zboża na wiosenny zasiew, powyrywali nawet żelazne haki i gwoździe, dopuszczali się srogich okrucieństw i zniewag na dzierżawcach. Stadniki Małe leżały w gruzach i zgliszczach, a ludność pokryła się w lasach, Żołynia była opustoszała, a w Rakszawie psy szarpały na gościńcu niepogrzebane trupy ludzkie. Z Palikówki nie pozostał nawet jeden przysłowiomy palik w zagrodzie chłopskiej, zniesiono ją bowiem fundatis w czasie dwóch najazdów Diabła; w Krzemienicy, którą zajechali z odwetem ludzie Opalińskiego, nie pozostał kamień na kamieniu. Kmiecie i zagrodnicy we wszystkich okolicznych wsiach porzucali chałupy i zagrody, uciekali tłumnie do Rzeszowa i Przemyśla, a czasem nawet na Wołyń i Ukrainę. Dzierżawcy, rządcy i ekonomowie pakowali kufry na kolasy, wymawiali kontrakty przybite na świętego Marcina, uchodzili do miast i w spokojniejsze strony.

Przez taką właśnie zrujnowaną i wypaloną krainę podążał wolno Dydyński w drodze do Sanoka. Był ledwie żywy, rozgorączkowany i chory. Pozostawił za sobą Łańcut przypominający obóz wojskowy, pozostawił nieszczęsną Konstancję więzioną w ciemnicy w niewiadomym miejscu przez Diabła, a także wspomnienia trzech tygodni swego życia spędzonych w lochach Piekła. Stolnikowic nie wiedział ciągle, czemu zawdzięczać ma niespodziewane uwolnienie. Ostatni raz Stadnicki okazał miłosierdzie więźniom trzy lata temu, kiedy udało mu się pojmać Konstantego Korniakta. Wówczas jako akt łaski i prawdziwie chrześcijańskiego miłosierdzia wypuścił z lochów i kazamat czterdziestu więźniów, darowując ich wolnością, ale niekoniecznie zdrowiem. Czy zatem Diabeł zwolnił go z łaski, czy też aby wykorzystać do niecnych celów? A może uczynił tak dlatego, że nawet w lochu nie opuszczała pana Dydyńskiego przyrodzona fantazja i wesołość, która zawsze przechylała na jego stronę Fortunę – panią szlacheckiego losu.

Kiedy pierwszy raz przyszli do niego hajducy, biorąc miarę na trumnę, bo Stadnicki ogłosił, że lada dzień każe mu uciąć głowę, Dydyński dał pierwszemu z nich w łeb, mówiąc, iż źle mierzy, bo skoro mają go ścinać, starczy, jeśli weźmie miarę od stóp do szyi, a nie do samego końca głowy. Bo po co tak długa trumna i większe koszty? Kiedy mu jeść przynosili, wszystko z mis wylewał, wołając, że nie chce być na łasce Stadnickiego i woli z głodu zdechnąć, niż przyjąć od starosty zygwulskiego bodaj zgniłego suchara. Diabeł, który wcześniej morzył głodem Korniakta i innych więźniów i dzięki temu uzyskiwał zawsze okupy i zastawy, nie wiedział, co czynić z więźniem, który sam chce skazać się na śmierć. I wreszcie doszło do tego, że Stadnicki nakazał hajdukom, by siłą otwierali usta Dydyńskiemu i wlewali mu gorzałkę zasypaną startymi sucharami, karmili i dbali, aby tylko pozostał przy życiu. Stolnikowic zaś przyjmował to w pokorze. Zbuntował się tylko wówczas, kiedy przyszli do jego celi sabaci, przynosząc pieniek i katowski miecz. Wówczas sam położył głowę na pniaku, po czym łajając srogimi słowy pachołków, nakazał ścinać się co rychlej, bo ma już dosyć tej męki. Wygrał wtedy. Tak jak przypuszczał, żaden z hajduków nie miał rozkazów, aby naprawdę pozbawić go życia, a jedynie nastraszyć. Od tej pory Stadnicki poniechał prześladowań, a w końcu przyszedł sam osobiście do jego ciemnicy i po wiadomej rozmowie nakazał wypuścić go wolno. Dydyński jechał zatem do Sanoka, ale nie wiedział do końca, o co w tym wszystkim chodziło. Czy Gedeon naprawdę był samozwańcem? A jeśli nawet, to co wtedy? Czy miał wypowiedzić mu swoją służbę? Zabić? Czy słowo dane Gedeonowi Dwernickiemu nie liczyło się, gdyby odkrył, że przysięgał w istocie Hryniowi Kardaszowi? A może Diabeł Łańcucki uknuł nową, szaleńczą intrygę, która miała pogrążyć ich wszystkich? Tego Jacek nad Jackami nie wiedział. Na razie jednak liczyło się to, że wypuścił go z lochu. A z łańcuckich więzień nie tak łatwo się wychodziło. Mówiąc prawdę, opuszczali je tylko wielcy posesjonaci, którzy mieli dość złota, aby jak Korniakt opłacić się Diabłu. Chudopachołków wywożono zaś na zwykłym drabiniastym wozie, przykrytych płótnem, grzebano na cmentarzyku przy kościele Świętego Ducha na polskim dolnym przedmieściu lub wydawano zapłakanym żonom, matkom i rodzinom czekającym cierpliwie za bramami Piekła.

Kiedy Dydyński dojechał do Sanoka, zapadł zmierzch, zaczynał padać deszcz, który wkrótce zmienił się w ulewę. Dlatego dopiero następnego ranka szlachcic udał się na zamek, do grodu, aby odszukać wskazaną przez Stadnickiego księgę. Przez cały dzień Dydyński zagłębiał się w lekturę ogromnych foliałów grodzkich, ksiąg dekretów i relacji. Już po paru godzinach czuł się tak, jakby znowu siedział w łańcuckim lochu o chlebie i wodzie, bo wszystkie te wypisy, obiaty, dokumenty, mocje, deprekacje, apelacje, dylacje, a ponadto gravameny i kondemnatki, na które zaraz znajdywały się formuły male abtentum, latały po jego podgolonej głowie jak Żyd po pustym kramie. I pomimo wydatnej pomocy pana Sękowskiego tudzież czterech dzbanów małmazji przyniesionych przez czeladź dworską z targu Dydyński nie mógł znaleźć nic na temat Gedeona alias Kardasza.

Wreszcie pod wieczór, kiedy znużony szlachcic przeglądał stary, wyblakły sentencjonarz, znienacka zatrzymał wzrok na jednym z wpisów. A potem przeczytał:

Anno Domini 1582, 17 dnia miesiąca octobris

Bywszego woźnego ziemskiego Opatrznego, Generała Koronnego Ziemi Sanockiej od czci i wiary sądzono, aby za fałsz pospolity i przekupstwo w sprawie pana Frydry od urzędu i godności swej był wytrąbiony. Dowód uczyniony, przez sześciu świadków poświadczon daje świadectwo kalumniom i występkom ichmości. Czyniąc zadość prawu pospolitemu, woźny ma być z urzędu zrzucon, a na twarzy wieczny znak jego fałszu ma być przepalon i pryskowan. Mocą urzędu starościńskiego onże sam, sławetny...

Tu powinno zostać podane nazwisko i imię winowajcy, ale zamiast niego był koniec karty. Dydyński z bijącym sercem odwrócił stronicę i...

Zamarł.

Na kolejnej karcie sentencjonarza widniało wypalone czarne znamię w kształcie dłoni. Wyglądało tak, jak gdyby ktoś przyłożył gorejącą rękę do papieru, wypalając większą część tekstu wpisywanego pracowicie do księgi przez starościńskich podpisków i suspektantów. Dydyński oniemiał. Coś takiego widział po raz pierwszy w życiu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diabeł Łańcucki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabeł Łańcucki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Diabeł Łańcucki»

Обсуждение, отзывы о книге «Diabeł Łańcucki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x