Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Diabeł Łańcucki
- Автор:
- Жанр:
- Год:2007
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Diabeł Łańcucki: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabeł Łańcucki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Diabeł Łańcucki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabeł Łańcucki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Masz pewność, że to melancholija, Szymszyl, a nie złość na Dwernickich?
– Aj waj, ja to wiem, że melankolija, bo on mnie dzisiaj tylko za bhodę szahpał. A żeby złość w nim była, to ja coś czuję, że by się na mojej bhodzie nie skończyło, tylko bym w gębę dostał. A tak on tylko myśli, że jego bhoda lepsza od żydowskiej, aj waj.
– Gdzie jest?
– W alkierzu dla ślachty. On tam siedzi i tziech przyjacieli jego. Ale panienka chyba nie chce tam iść?!
– Nie chcę, ale muszę.
– To ja panience nie hadzę. Bo on złe słowa mówił na ichmościankę. Jako nie przymierzając beskidnik po gorzałce.
– A ja, Szymszyl, mam do ciebie prośbę.
– Słucham, słucham, jaśnie pani dziedziczko.
– Sprowadź tu swojego brata, zanim nie będzie za późno!
– Aj waj, co też panna powiada? Ja tu awantuhę czuję. Panna się na to nie pohywaj, z dobhego sehca hadzę...
– Dzięki za radę. Szawiłła, za mną!
Konstancja wyskoczyła do sieni, porwała za szablę, a potem stanęła w bojowej postawie przed drzwiami prowadzącymi do alkierza. Szymszyl nie kłamał; Smoliwąs był tam na pewno, gdyż nawet przez drzwi słyszała jego gniewny i rozwścieczony głos.
– Mówią do mnie w Dwernikach „ty chamie”, a i oni sami chłopi! – tokował Smoliwąs głosem przerywanym przez pijacką czkawkę. – Taka to ślachta, co na dwóch zagonach siedzi, czterech chałupach i trzech kapuścianych głąbach. Żupan to jeden mają na chyżę, a jak do okazowania przyjdzie, to go sobie muszą pożyczać! Odmówili mi dziewki, kpy, psie syny, a co bym za nią posagu miał?! Wianuszek grzybów z lasu na Bieszczadzie!
– Waszmości zdrowie, panie bracie!
– Do gardeł naszych, stawać za waszmością będziemy!
– A ja moją szablę waszmości na usługi oddaję, panie Smoliwąs. Powiadam ci, weźmiem szturmem zaścianek i szaraczkom krwie upuścim, panie ślachcic!
– Pannę na powrozie przyprowadzim!
– Jako ladacznicę mości panu oddamy!
– A nie zechce po dobroci, tedy ją gwałtem weźmiesz!
– Uuuuu, ha, ha, ha – zahuczał znowu Smoliwąs. – Ale żeś koncept powiedział. No pierwsze, to jak można kurwę zgwałcić?! He, he, he... Nie bójcie się, spokornieje Kostusia, kiedy ją lejcami krzynę pogłaskam. Nie chciała mnie po dobroci – pójdzie po niewoli. Nie chciała żoną moją być, tedy jako małpa bękarty w chlewie mi rodzić będzie! A jak mi się znudzi...
Dwernicka otworzyła drzwi kopniakiem z takim zamachem, że żelazny skobel pękł na pół. Kiedy panna wpadła do środka z rozwianymi warkoczami i szablą w ręku, biesiadnicy zamarli, jak gdyby zobaczyli upiora. Jeszcze chwilę wcześniej ci sami towarzysze włodarza, którzy deklarowali się jego najlepszymi przyjaciółmi, teraz rzucili się na boki, a najtchórzliwszy z nich, Denko, młynarz z Polany, schował kudłaty łeb pod stół.
Smoliwąs rozejrzał się po izbie, szukając szabli. Ale Konstancja wskoczyła na stół jak szarżująca Amazonka, strącając panwie, kielichy, kufle i czarki z winem. Jednym ruchem cięła wręcz, znad głowy, prosto w łeb włodarza! Smoliwąs wrzasnął, w ostatniej chwili zasłonił się ramieniem, zaryczał, gdy dostał cięcie pod łokieć i krew trysnęła na jego strojny żupan, a kiedy oberwał w posiwiały łeb, zawył jeszcze głośniej – jak wół wleczony pod nóż przez czeladników rzeźnika.
Konstancja wpadła w prawdziwą furię. Stojąc na stole, cięła, rąbała, rozdając ciosy na prawo i lewo. Smoliwąs wywrócił się w tył razem z ławą, jego kompani zaś byli tak pijani, że pomyśleli o obronie dopiero wówczas, gdy szabla Dwernickiej wytoczyła z nich co najmniej kwartę krwi. Pierwszy porwał za czekan gruby chłop podstrzyżony na donicę, zasiadający po prawicy Smoliwąsa, kniaź albo wójt z Uherców. Zaraz po nim opamiętał się mały, zgołociały szlachetka, pan Popiel, który wieszał się u rękawa Smoliwąsa jak rzep u psiego ogona, mając nadzieję na darmowy poczęstunek. Gdy prawe ucho podgoliła mu szabla Konstancji, kiedy oberwał w bark i po boku, złapał z krzykiem za szablę i ruszył do ataku przez zwały glinianych naczyń, wywróconych mis z bigosem hultajskim, stosów kości i zalanych winem chlebów...
Pijany Smoliwąs wyplątał w końcu nogi spod przewróconej ławy, zerwał się z wrzaskiem, porąbany, krwawiący, a potem rzucił z gołymi rękami na Konstancję.
– Kurwo ty! – zaryczał. – Przechodko francowata! Narożnico końską pytą wyjebana! Bęsiu szankrowatej kurewnicy! Zabiję!
Popiel pierwszy ciął szablą. Konstancja nie zdążyła zasłonić się ostrzem, dostała z boku, nad cholewą buta, w dolną część łydki; upadła na prawe kolano... I nim zdołała się zastawić przed kolejnym cięciem, Smoliwąs uderzył ją na odlew w twarz z takim impetem, że dziewczyna przetoczyła się na bok. Byłaby spadła ze stołu, lecz w tej samej chwili chwycił ją trzeci z kompanów Smoliwąsa – ów rosły kniaź z Uherców, przyodziany w szubę roztaczającą smrodliwą woń starego kożucha. Chłop zdławił jej szyję, a potem z furią uderzył głową szlachcianki o krawędź stołu. Konstancja jęknęła, iskry zabłysły jej przed oczyma, ale nie wypuściła szabli. Kniaź podniósł ją raz jeszcze, rzucił plecami na stół, pozbawiając tchu w piersiach; uczynił to zaś z takim impetem, że Denko, który pod tymże stołem trząsł się ze strachu, skulił się i przypadł do podłogi. Wnet z boku przyskoczył Smoliwąs, rozdarł żupan pod szyją dziewczyny, spryskując ją przy tym krwią, winem i słodkimi kroplami miodu. Wówczas ręce kniazia rozluźniły uścisk, powędrowały niżej, ku piersiom Konstancji. Smoliwąs wrzasnął tryumfująco, myśląc, że właśnie ostatecznie i nieodwołalnie usidlił swą zdobycz.
Mylił się równie wielce co Kozak, który złapał za łeb przysłowiowego Tatarzyna. Konstancja wyzwolona z rąk chama, który z jej szyi przeniósł zainteresowanie na drażnięta, poderwała głowę, a jej zęby zacisnęły się z całej siły na barku Smoliwąsa, wbiły głęboko jak kły wilczycy i zwarły prawie do końca.
Smoliwąs zawył, rzucił się wstecz, ale nie był w stanie wyrwać się z kłów diablicy. Krzycząc, skamląc, drąc się tak głośno, że pewnie i w Lisku było go słychać, uderzył Konstancję w skroń prawą ręką, chwycił za gardło i szarpnął rozpaczliwie. Jednak Dwernicka wgryzła się weń jak upiorzyca, trzymała jak charcica schwytanego krogulca, drąc materiał żupana, zwierając szczęki najsilniej jak tylko mogła. Popiel przyskoczył bliżej, szarpnął Smoliwąsa w tył, tylko przysparzając mu dodatkowych cierpień, a kniaź w kożuchu znalazł najprostsze rozwiązanie, bo z całej siły walnął Konstancję w żywot. Szlachcianka jęknęła, rozwarła szczęki, uwalniając ramię swego wroga z uścisku. Włodarz zaryczał z całych sił, chwycił za ranę na barku. Krew trysnęła szeroką strugą na żupan, stół i popękane deski podłogi.
– Zabiłaaa mnie! – zawył Smoliwąs. – Zabiła, kurwa!
Jego kompan w śmierdzącym kożuchu wzniósł pięść do okrutnego ciosu, który być może zakończyłby żywot Konstancji na zalanym winem stole, lecz w tejże samej chwili Szawiłła ciął go z tyłu szablą. Ostrze kozackiej ordynki świsnęło cienko, błysnęło w świetle świec jak żmija i od jednego złożenia rozcięło chłopski łeb. Pod kmieciem ugięły się nogi. Zwalił się na kolana, rozkładając ręce, a Szawiłła poprawił cięciem w krzyż. Cham padł na podłogę jak dąb, zarobił jeszcze kopniaka podkutym butem.
Konstancja przetoczyła się na bok, ześliznęła ze stołu w ostatnim momencie, a ostrze szabli Popiela rozrąbało zalane winem, polewką i kapustą deski o cal od miejsca, gdzie przed chwilą była jej głowa. Panna obróciła się zwinnie jak kotka, chwyciła lewą ręką uzbrojoną prawicę szlachetki, a potem z rozmachem kopnęła go w samą rzyć, dokładnie w to miejsce, w którym na złączeniu nogawic hajdawerów znajdowały się kosztowności znacznie cenniejsze niźli trzy strusie pióra w herbowych klejnotach Popielów.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Diabeł Łańcucki»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabeł Łańcucki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Diabeł Łańcucki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.