— Pasaż między pokojami a ścianą rowu na otwartej przestrzeni. Każde piętro leży trochę niżej i bardziej do tyłu, toteż wszystkie balkony wychodzą na ten pasaż…
— Tak, to chyba możliwe… — Rozmawiając, nieustannie modyfikowali na ekranie komputera pierwotny szkic architektoniczny.
Następnie weszli do atrium. Stanęli pod wysokim drzewkiem zwieńczonym koroną ciemnych bambusowych liści. Rośliny ciągle jeszcze rosły w donicach, glebę bowiem dopiero przygotowywano. Panowała cisza, było ciemno.
— Moglibyście chyba obniżyć powierzchnię o jedno piętro — zauważył łagodnie Arkady. — I wyciąć okna i drzwi w tych podziemnych komorach. To by je rozjaśniło.
Nadia skinęła głową.
— Myśleliśmy o tym i dokładnie tak zamierzamy zrobić, ale prace posuwają się powoli, ponieważ wiele czasu zabiera wynoszenie wykopanej ziemi przez śluzy. — Wpatrywała się w niego w milczeniu . — No dobrze, Arkady, a co z nami? Jak dotąd rozmawiamy tylko o infrastrukturze. Zawsze mi się wydawało, że upiększanie budynków nie należy do najważniejszych zadań na twojej liście priorytetów.
Arkady uśmiechnął się.
— Cóż, może wszystkie postulaty z wyższych pozycji listy zostały już zrealizowane.
— Co? Czy to naprawdę mówi Arkady Nikołajewicz?
— No, wiesz… Nie mam zwyczaju narzekać tylko dla samego narzekania, panno Dziewięciopalczasta. To, co się tutaj dzieje, powoli staje się bliskie temu, czego domagałem się przez całą podróż. Głupotą byłoby się teraz skarżyć.
— Muszę przyznać, że mnie zaskakujesz.
— Czyżby? No to przypomnij sobie, jak dzielnie pracowaliście wszyscy razem w ciągu ostatniego roku.
— Pół roku.
Roześmiał się.
— Pół roku.! przez ten cały czas naprawdę nie było wśród was żadnych przywódców. Te nocne zebrania, na których każdy mówił, co myśli, i grupa wspólnie decydowała, jakie prace są najważniejsze. Tak właśnie być powinno. Poza tym nikt nie traci czasu na kupowanie czy sprzedawanie, ponieważ nie ma rynku. Wszystko należy w równej mierze do wszystkich. W dodatku nikt nie odczuwa nawet chęci wyprodukowania czegokolwiek ponad doraźne potrzeby, ponieważ poza nami nie ma nikogo, komu można by to sprzedać. To jest po prostu wspaniała komuna, ideał demokracji. Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich.
Nadia westchnęła.
— Wszystko się zmienia, Arkady. Nie jest już tak, jak mówisz. Wszystko się zmienia. Taka komuna nie może trwać.
— Nie mów tak! — krzyknął. — Będzie trwała, jeśli tylko będziemy tego chcieli.
Spojrzała na niego sceptycznie.
— Wiesz, że to nie jest takie proste.
— No cóż, pewnie rzeczywiście nie jest. Ale nie jest też niemożliwe! Potrafimy temu podołać!
— Może. — Westchnęła, myśląc o Mai i Franku, o Phyllis, Saxie i Ann. — Ostatnio wszyscy strasznie się kłócą.
— Co niczemu nie przeszkadza, dopóki respektujemy pewne podstawowe zasady.
Nie przekonana potrząsnęła głową i potarła bliznę palcami zdrowej ręki. Brakujący palec swędział i nagle Nadia poczuła przygnębienie. W górze na tle zimnobarwnych gwiazd rysowały się cienie długich bambusowych liści; wyglądały jak laseczki gigantycznych bakterii. Dwoje Rosjan szło ścieżką wśród donic z roślinami. Arkady ujął okaleczoną dłoń Nadii i tak długo oglądał bliznę, aż zrobiło jej się nieswojo i próbowała cofnąć rękę. Wtedy podniósł ją do ust i złożył pocałunek na kłykciu u podstawy jej palca serdecznego.
— Masz silne ręce, panno Dziewięciopalczasta.
— Miałam — odparła, zaciskając dłoń w pięść.
— Któregoś dnia Wład wyhoduje dla ciebie nowy palec — oznajmił Arkady, otworzył jej pięść i wziął Nadię za rękę. Ruszyli dalej, trzymając się za ręce. — To mi przypomina ogród botaniczny w Sewastopolu — dodał.
— Aha — mruknęła Nadia dość nieuważnie, delektując się jego bliskością; ciepło jego dłoni sprawiało jej prawdziwą przyjemność. On również miał silne ręce.
Nadia miała pięćdziesiąt jeden lat. Przygarbiona, mała rosyjska kobieta o siwych włosach, robotnik budowlany bez jednego palca. Tak wspaniale było czuć ciepło ciała bliskiej osoby. Wydawało jej się, że trwa to nieskończenie długo, a jej ręka wchłaniała to uczucie jak gąbka, aż blizna zaczęła świerzbić, nabrzmiała i gorąca. Arkady musi się dziwnie czuć, trzymając coś takiego w dłoni, pomyślała, ale szybko odepchnęła od siebie tę myśl. Ogarnęła ją wielka czułość.
— Cieszę się, że tu jesteś — szepnęła.
Pobyt Arkadego w Underhill przypominał chwilę przed burzą. Ludzie zaczęli gruntowniej zastanawiać się nad tym, co robią, poddawali analizie dotychczasowe przyzwyczajenia i pod tą nową presją niektórzy zachowywali się defensywnie, inni zaś agresywnie. Wszystkie stałe kłótnie wybuchły z nową siłą; gwałtownie rozgorzała także debata na temat terraformowania.
Teraz dyskusje wokół tego problemu nie zdarzały się już tylko co jakiś czas — były raczej stale powracającym tematem, żelaznym punktem codziennej wymiany poglądów. Towarzyszyły pracy, posiłkom, zasypianiu. Niemal wszystko mogło sprowokować rozmowę na ten temat: widok białego, zmrożonego pióropusza nad Czarnobylem, przyjazd ze stacji polarnej obciążonego kostkami lodu automatycznego rovera, chmury na porannym niebie. Widząc takie czy inne zjawisko, mawiali: “To doda nieco ciepła do atmosfery”, albo: “Czy sześciofluoroetan nie nadawałby się do oranżerii?”.
Niemal po każdym takim zdaniu rozpoczynał się spór o techniczne aspekty terraformowania. Czasami, gdy temat pojawiał się wieczorami w Underhill, rozmowa o kwestiach technicznych zmieniała się w dysputę filozoficzną, co niejednokrotnie prowadziło do długich i zażartych kłótni.
Oczywiście, debata nie ograniczała się do Marsa. Dyskutowano na ten temat zarówno w ośrodkach politycznych — na Bajkonurze, w Houston, Moskwie, Waszyngtonie i nowojorskim biurze do spraw Marsa przy Organizacji Narodów Zjednoczonych, jak i w agencjach rządowych, redakcjach gazet codziennych, salach konferencyjnych przedsiębiorstw, kampusach uniwersyteckich, barach i domach na całym świecie.
Na Ziemi ludzie zaczęli używać w dyskusjach nazwisk kolonistów jako swego rodzaju symboli dla określenia różnych stanowisk i koloniści oglądając wiadomości z rodzimej planety, często słyszeli, jak ludzie mówią, że na przykład popierają opcję Clayborne’a albo są przychylnie nastawieni wobec programu Russella. Tego typu stwierdzenia przypominały grupie o ich ogromnej sławie na Ziemi i o tym, że jako postacie stałego serialu telewizyjnego wciąż mają wpływ na widzów. A przecież koloniści tak bardzo chcieli zapomnieć o nieprzerwanych transmisjach wideo, zwłaszcza że po nawale specjalnych poświęconych im programów telewizyjnych i wywiadów, towarzyszącym lądowaniu na Czerwonej Planecie, pragnęli się po prostu skupić na pracy, na codzienności życia na Marsie. Kamery jednak wciąż były włączone, nagrywały taśmę za taśmą i przesyłały je na Ziemię, gdzie czekały nieprzeliczone rzesze wielbicieli przedstawienia.
W każdym razie na temat terraformowania niemal każdy mieszkaniec Ziemi miał swoje zdanie. Badania opinii publicznej wskazywały, że najwięcej osób popiera “program Russella”, czyli plany Saxa, który chciał przekształcać planetę na wszelkie możliwe sposoby i tak szybko, jak tylko się da. Stanowiący mniejszość przedstawiciele rozmaitych ugrupowań popierających koncepcję Ann, że nie należy niczego zmieniać w atmosferze i powierzchni planety, byli natomiast bardziej stanowczy i porywczy. Posługiwali się zresztą mocnym argumentem, twierdząc, że nie wolno dopuścić do terraformowania Marsa, ponieważ z pewnością odbije się to na polityce antarktycznej, a może nawet na całej polityce ziemskiej związanej ze środowiskiem naturalnym. Przeprowadzone na Ziemi badania opinii publicznej na temat pozostałych koncepcji wykazały też, że wielu zwolenników ma Hiroko i jej projekty dotyczące farmy; powstała również spora grupa bogdanowistów, od nazwiska Arkadego, który przesyłał na ojczystą planetę wiele kaset z widoczkami z Fobosa. Trzeba przyznać, że , jego” księżyc wyglądał rzeczywiście wspaniale, był prawdziwą kopalnią pomysłów architektonicznych i technicznych. Na Ziemi nowe hotele i centra handlowe już zaczęły naśladować niektóre z fobosjańskich koncepcji, a więc również w dziedzinie architektury powstał prąd zwany bogdanowizmem. Był podobny do innych ruchów o tej samej nazwie, tyle że mniej się koncentrował na proponowanych przez ognistowłosego Rosjanina społecznych i ekonomicznych reformach porządku świata.
Читать дальше