— Gdybyśmy tylko potrafili nieco zwiększyć ciążenie, po to, by życie tutaj było choć trochę mniej męczące, by móc się przespać w normalnej pozycji! — narzekał.
— Zbudujcie okołopowierzchniową pętlę kolejową — zasugerowała Nadia, walcząc z sennością. — Przeróbcie jeden ze zbiorników Aresa na pociąg i niech jeździ w kółko po szynach. Zróbcie sobie na jego pokładzie bazę i uruchomcie pociąg z dostatecznie dużą prędkością, a uzyskacie słabą grawitację przy suficie.
Cisza przerywana zakłóceniami, potem dziki chichot Arkadego.
— Nadieżdo Francine, kocham cię, naprawdę cię kocham!
— Kochasz grawitację, nie mnie.
Ze względu na te dodatkowe obowiązki Nadii, budowa stałego osiedla posuwała się bardzo powoli. Tylko mniej więcej raz na tydzień Nadia znajdowała czas, by zasiąść w odkrytej kabinie mercedesa i pojechać z turkotem po rozrytej ziemi do wykopu, od którego zaczęła budowę. W tej chwili miał on dziesięć metrów szerokości, pięćdziesiąt długości i cztery głębokości. Na razie jedynie głębokość była dla Nadii wystarczająca. Dno rowu było takie samo jak otaczająca go powierzchnia planety: glina, drobiny miału, różnej wielkości skały. Regolit. Podczas gdy Nadia pracowała na buldożerze, geolodzy wykorzystywali wykop, pobierając próbki i badając skład gleby. Przyłączała się czasem do nich nawet Ann, zdecydowana przeciwniczka niszczenia powierzchni planety, nigdy bowiem jeszcze się nie zdarzyło, by jakiś geolog, bez względu na poglądy, był w stanie powstrzymać się od grzebania w ziemi. W czasie pracy Nadia z uwagą przysłuchiwała się w słuchawkach ich rozmowom. Uważali, że regolit jest prawdopodobnie taki sam na całej swej głębokości, wszędzie aż do skały macierzystej, co nie było zbyt korzystne: regolit miał niewiele wspólnego z tym, co Nadii kojarzyło się z dobrym gruntem pod budowę. Jednak miał jedną zaletę: zawierał niewiele wody, niecałe dziesięć procent, Nadia miała więc przynajmniej gwarancję, że nie będzie się nagle załamywał, co stanowiło jeden z codziennych koszmarów syberyjskich placów budowy.
Gdy już wytnie rów w regolicie, Nadia zamierzała położyć tam fundament z portlandzkiego cementu, najlepszego betonu, jaki mogli wytworzyć z dostępnych im materiałów. Wiedziała, że będzie pękał, póki nie zaleją nim rowu do pełnych dwóch metrów wysokości, ale cóż, shikata ga nai. Taka grubość zapewni im jako taką szczelność, ale i tak Nadia będzie musiała izolować błoto i podgrzewać je dla odpowiedniego utwardzenia. Jego temperatura nie może spaść poniżej 13 stopni Celsjusza, a to z kolei oznaczało wmontowanie systemu grzewczego… Powoli, wszystko odbywało się bardzo powoli.
Nadia powiększała wykop. Podjechała buldożerem do przodu, zatrzymała maszynę i zaryła lemiesz w ziemię. Potem zaczęła przeć, wykorzystując ciężar maszyny. Czerpak wbił się w regolit i żłobił glebę przed sobą.
— Co za olbrzym — powiedziała Nadia pieszczotliwie.
— Nadia zakochała się w spychaczu — zaśmiała się Maja na ogólnym paśmie radiowym.
Przynajmniej wiem, kogo kocham, pomyślała Nadia, krzywiąc się. W ostatnim tygodniu spędziła z Mają wiele wieczorów w narzędziowni, wysłuchując jej trajkotania o kłopotach z Johnem i o tym, że w większości spraw naprawdę lepiej jej się współpracuje z Frankiem, że nie może się zdecydować, co do nich obu czuje, że jest pewna, iż Frank jej teraz nienawidzi, i tak dalej, i tak dalej. Czyszcząc narzędzia Nadia powtarzała co jakiś czas: “Da, da, da”, próbując ukryć brak zainteresowania. Prawda była taka, że miała już po prostu dość wiecznych babskich problemów Mai i wolałaby podyskutować o materiałach budowlanych albo o czymkolwiek innym.
Pracę przerwał jej nagle telefon od załogi Czarnobyla.
— Nadiu, jak można zrobić tak gruby cement, aby go kłaść w tym zimnie?
— Ogrzejcie go.
— Ogrzaliśmy!
— Więc ogrzejcie go jeszcze bardziej.
Och!
Nadia oceniała, że muszą tam już prawie kończyć; poszczególne podzespoły Rickovera były już zmontowane, należało je teraz tylko połączyć ze sobą, dopasować do zabezpieczającej stalowej pokrywy, rury chłodzące wypełnić wodą (co obniży jej zapas w bazie prawie do zera), podłączyć przewody, ułożyć wokół reaktora worki z piaskiem i pociągnąć za drążki kontrolne. Wtedy będą mieli do dyspozycji trzysta kilowatów, co położy kres conocnym kłótniom o to, kto dostanie lwią część mocy generatora następnego dnia.
Telefon od Saxa. Zablokował się jeden z procesorów Sabatiera i nie można było zdjąć z niego osłony, by sprawdzić uszkodzenie. Nadia zostawiła więc pracę na buldożerze Johnowi i Mai i postanowiła pojechać łazikiem do kompleksu fabrycznego, aby sprawdzić, co jest przyczyną blokady.
— Jadę odwiedzić naszych alchemików — oznajmiła na odchodnym.
— Zauważyłaś, że nasze maszyny są odbiciem gałęzi przemysłu, który je zbudował? — spytał Sax Nadię, kiedy przyjechała i zaczęła sprawdzać sabatiera. — Jeśli urządzenie zostało zbudowane przez firmę samochodową, ma słabą moc, ale jest solidne i wytrzymałe. Jeśli natomiast stworzył je przemysł kosmiczny, jego silnik posiada horrendalnie dużą moc, ale maszyna psuje się dwa razy dziennie.
— A wspólne produkty są zaprojektowane — dodała Nadia — wręcz paskudnie.
— Właśnie.
— Podzespoły chemiczne też stale nawalają — dodał Spencer Jackson.
— To prawda. Zwłaszcza w tym pyle.
Kondensatory atmosferyczne Boeinga stanowiły zaledwie niewielką część zespołu fabrycznego; wychwytywane przez nie gazy przemieszczano do dużych zbiorników, sprężano, rozprężano, przekształcano i ponownie wiązano, stosując metody typowe dla inżynierii chemicznej, takie jak: odwilżanie, skraplanie, rektyfikację, elektrolizę, elektrosyntezę, proces Sabatiera, proces Raschiga, proces Oswalda… Krok po kroku tworzyli coraz więcej złożonych związków chemicznych, które płynęły z jednej przetwórni do drugiej przez mrowie budowli o wyglądzie ruchomych tłoczni, stanowiących pajęczynę kodowanych kolorami cystern, rur, przewodów i kabli.
W tej chwili ulubionym produktem Spencera był magnez, którego było na Marsie mnóstwo. Spencer twierdził, że z każdego sześcianu regolitu otrzymuje się dwadzieścia pięć kilogramów tego pierwiastka, a był on tak lekki w tutejszej grawitacji, że trzymając w ręku sporą sztabę miało się wrażenie, iż to tylko kawałek plastiku.
— Jest zbyt łamliwy, jeśli pozostawi się go w stanie czystym — tłumaczył Spencer — ale jeśli dodamy do niego troszeczkę innego pierwiastka, otrzymujemy stop naprawdę niesamowicie lekki, a zarazem wytrzymały.
— Marsjańską stal — zauważyła Nadia.
— Coś znacznie lepszego niż stal.
Tak, to była prawdziwa alchemia, tyle że wykorzystująca najnowocześniejsze zdobycze techniki.
Nadia znalazła usterkę w sabatierze i od razu zabrała się do pracy, aby naprawić pękniętą pompę próżniową. Zdumiewające, jak bardzo kompleks fabryczny zmieniał się w układ pomp; czasami mieli wrażenie, że nie robią nic poza wiecznym ich montowaniem, a one ciągle zatykały się i psuły.
Dwie godziny później sabatier był naprawiony. W drodze powrotnej na parking przyczep Nadia zajrzała do pierwszej oranżerii. Rośliny już kwitły, nowe uprawy aż kipiały na grządkach czarnej gleby. Zieleń jarzyła się intensywnie na tle czerwonego świata; jej widok sprawiał prawdziwą radość. Bambus rósł kilka centymetrów dziennie i miał już prawie pięć metrów wysokości. Hiroko twierdziła, że aby naprawdę rozwinąć farmę, będą potrzebować znacznie więcej dobrej gleby. Nadia pomyślała o “alchemikach” — mogą przecież użyć azotu z boeingów do syntezy nawozów amonowych. Hiroko błagała o nie, ponieważ regolit był dla rolnika koszmarem, glebą potwornie zasoloną, ze względu na zawartość nadtlenków szybko jałowiejącą i całkowicie pozbawioną biomasy. Będą musieli stworzyć sobie nową glebę dokładnie w ten sam sposób jak udoskonalone sztabki magnezu.
Читать дальше