— Prawdopodobnie nie — odpowiedział mu ktoś. — Ale zginą przede wszystkim przedstawiciele policji ONZ. Nie powinieneś ich żałować, ponieważ używali windy, aby się dostać na naszą planetę i zabijać mieszkańców Marsa.
— Peter prawdopodobnie już od tygodnia czy dwóch jest na dole — powtórzył Simon z naciskiem, patrząc na Ann. Jej twarz była kredowobiała.
— Może — odparła.
Niektórzy słyszeli tę rozmowę i ucichli. Inni nie chcieli słuchać i nadal hałasowali.
— Nie wiedzieliśmy — powiedział Steve do Ann i Simona. Jego triumfalna mina zniknęła bez śladu i teraz marszczył z niepokojem brwi. — Gdybyśmy wiedzieli, mogliśmy spróbować się z nim skontaktować. Ale nie wiedzieliśmy. Przykro mi. Miejmy nadzieję… — przełknął ślinę. — Miejmy nadzieję, że nie było go na górze.
Ann wróciła do stolika i ciężko usiadła. Simon wiercił się ze złością u jej boku. Oboje udawali, że nie usłyszeli tego, co powiedział Steve.
Radio podawało coraz więcej wiadomości, ponieważ kontrolujący pozostałe satelity komunikacyjne otrzymali informację o zerwaniu kabla. Niektórzy ze świętujących buntowników zajęli się więc nasłuchem i nagrywaniem. Inni radośnie bawili się dalej.
Saxa ciągle pochłaniały równania na ekranie.
— Posuwa się na wschód — zauważył w pewnym momencie.
— To prawda — odrzekł Steve. — Zatoczy najpierw wielki łuk, bo niższa część pociągnie całość w dół, potem reszta podąży za tamtą.
— Ile to zajmie czasu?
— Trudno powiedzieć, ale sądzimy, że pierwszy obrót potrwa około czterech godzin, drugi mniej więcej godzinę.
— Więc się obróci dwa razy!? — krzyknął Sax.
— Cóż, wiesz, jak to jest, kabel ma przecież trzydzieści siedem tysięcy kilometrów długości, a obwód równika wynosi dwadzieścia jeden tysięcy. Więc musi się obrócić prawie dwa razy.
— Ludzie na równiku powinni chyba szybko uciekać — mruknął Sax.
— No, nie na samym równiku — odrzekł Steve. — Wpływ Fobosa spowoduje, że kabel zboczy nieco z równika. Jak bardzo, nie wiemy. Jest to najtrudniejsze do obliczenia, ponieważ nie mamy pojęcia, w którym miejscu kabel się wahnął, zanim zaczął opadać.
— Spadnie na północ czy na południe?
— Powinniśmy się dowiedzieć w ciągu następnych kilku godzin.
Sześcioro podróżników patrzyło bezradnie na ekran. Po raz pierwszy od ich przylotu tutaj w Margaritifer panowała zupełna cisza. Ekran pokazywał tylko gwiazdy. To był najdogodniejszy punkt do śledzenia spadającej windy. Kabel, którego długości nikt nigdy nie widział w stopniu większym niż ułamkowy, teraz stał się zupełnie niewidoczny. Czy też może raczej stał się widoczny jedynie jako opadająca linia ognia.
— To za wiele dla mostu Phyllis — rzekła Nadia.
— To za wiele dla Phyllis — dodał Sax.
Mieszkańcom Margaritifer dość łatwo udawało się lokalizować i przechwytywać różnego rodzaju przekazy satelitarne, toteż doszli do wniosku, że potrafią również odszukać informacje nadawane na wielu satelitach policyjnych. Ze szczątkowych wiadomości wyłapanych na rozmaitych kanałach zdołali stworzyć częściowe sprawozdanie z upadku kabla. Ekipa UNOMY z Nikozji donosiła na przykład, że kabel spadał na północ od nich, kładąc się na powierzchnię planety tak gwałtownie, jak gdyby miał przeciąć obracającą się planetę na pół. Skoro było to na północ od nich, więc równocześnie — na południe od równika. Przerywany zakłóceniami, wystraszony męski głos z Sheffield prosił Nikozję o potwierdzenie tej informacji, część kabla bowiem — jak donosił głos — z wielkim hukiem spadła już przez pół miasta i na rząd namiotów na wschód od niego, w dół całego stoku Pavonis Mons oraz przez wschodnie Tharsis, miażdżąc strefę szerokości dziesięciu kilometrów. Sytuacja mogła być jeszcze gorsza, ale na szczęście powietrze na tej wysokości było bardzo rzadkie. Teraz mieszkańcy Sheffield, którym udało się uniknąć śmierci, chcieli wiedzieć, czy — aby przeżyć — powinni uciekać na południe czy też próbować obejść kalderę i skierować się na północ.
Nie otrzymali odpowiedzi. Jeden z kanałów radiowych należących do rewolucjonistów poinformował o kolejnych ucieczkach z Koralowa, na południowym stożku Melas Chasma w Marineris. Kabel opadał teraz tak szybko, że jednym uderzeniem mógł pogruchotać wszystko wokół. Pół godziny później włączyło się na kanał radiowy kierownictwo wierceń w Aureum. Przez ich teren przeszła pouderzeniowa fala dźwiękowa i powierzchnia zmieniła się w hałdę połyskującego gruzu; rumowisko rozciągało się od horyzontu po horyzont.
W następnej godzinie nasłuchujący nie usłyszeli żadnych nowych poważnych informacji, jedynie pytania, spekulacje i plotki. Potem jeden z mężczyzn ze słuchawkami na uszach wyprostował się na krześle, popatrzył na resztę, podniósł kciuki w górę i przełączył kanał na interkom. Jakiś głos przekrzykiwał wyładowania atmosferyczne:
— Wybucha! Spadł w ciągu około czterech sekund, spalił się od góry do dołu, a kiedy uderzył w ziemię, cała powierzchnia pod naszymi stopami zadrżała! Będziemy tu mieli kłopoty z wyciekiem. Zdaje się, że jesteśmy około osiemnastu kilometrów na południe od miejsca uderzenia i dwadzieścia pięć kilometrów na południe od równika, a resztę, mamy nadzieję, możecie sobie obliczyć sami. Spłonął na całej długości! Wyglądał jak biała linia przecinająca niebo na połowę! Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Gdy zamknę oczy, ciągle jeszcze widzę jaskrawozielone obrazy. … Był niczym opadająca powoli zestrzelona gwiazda… Czekaj, mam Jorgego na wewnętrznym, jest na dworze i mówi, że kabel wystaje tu zaledwie trzy metry ponad niego. Tu jest tylko miękki regolit, więc kabel zarył się… samą siłą uderzenia. Podobno w niektórych miejscach wbił się tak głęboko, że gdyby go zasypać ziemią, powierzchnia byłaby zupełnie równa. A w innych miejscach jest tylko lekko wybrzuszona… ma jakieś pięć czy sześć metrów. Taki widok, jak sądzę, ciągnie się przez setki kilometrów! Mamy tu coś w rodzaju nowego Wielkiego Chińskiego Muru.
Potem otrzymali telefon z Krateru Escalante’a, położonego dokładnie na równiku. Jego mieszkańcy ewakuowali się na pierwszą wiadomość o zerwaniu Clarke’a, ale niestety ruszyli na południe, więc upadek kabla nadal im zagrażał. Teraz, jak donosili, kabel wybucha w zetknięciu z powierzchnią i wysyła w niebo gejzery stopionej skały — podobne do wulkanicznej lawy fajerwerki, które strzelają łukiem w górę w panujący o świcie półmrok; a kiedy opadają na ziemię, są matowoczarne.
Sax ostatnio już w ogóle nie odchodził od swojego ekranu i teraz mamrotał coś przez zaciśnięte zęby. Jednocześnie pisał i czytał. Jak powiedział w pewnej chwili, za drugim razem prędkość spadania kabla wzrosła do dwudziestu jeden tysięcy kilometrów na godzinę, czyli prawie sześciu kilometrów na sekundę; tak więc wszystkim, którzy znajdowali się w jego pobliżu, zagrażało niebezpieczeństwo, i to śmiertelne, o ile nie stali na jakimś wzniesieniu w odległości wielu kilometrów. Widok musiał być niezwykły: coś w rodzaju uderzenia meteorytu przelatującego z jednego horyzontu na drugi w niecałą sekundę. Jak bomba akustyczna.
— Wyjdźmy i popatrzmy — zaproponował Steve, spoglądając z poczuciem winy na Ann i Simona.
Wielu mieszkańców Margaritifer ubrało się w skafandry i ruszyło na zewnątrz. Podróżnicy jednakże zadowolili się obrazem wideo z zewnętrznej kamery, na przemian z migawkami z satelitów. Filmiki wykonane na nocnej stronie powierzchni były spektakularne; pokazywały płonącą wygiętą kreskę, która wyglądała jak ostra krawędź białej kosy, usiłującej rozciąć planetę na dwoje.
Читать дальше