
Rysunek 5. Lot Zoe z Bolidu aa powierzchnię Nckty
Z trzech dużych silników plecowych, służących do krótkodystansowych lotów w przestrzeni kosmicznej, pozostał tylko jeden. To, o czym pomy^isi, wydało mu sic absurdalne.
Pies pcsz.zekiwał niespokojnie, tkwiąc!'”.?.ruchomo przy niewidzialnej ścianie poia hermetyzującego.
— Ro! Czekaj tu! — rozkazał i zamknąwszy hełm ruszył do wyjścia.
W chwilę później skoczył w czarną otchłań.
Zaczął wzywać dziewczynę przez radio. Ale odpowiadała mu tylko cisza. Nie było rady. Należało wrócić na statek i rozpocząć poszukiwania radarem. Pies siedział jak poprzednio, tuż przy śluzie. Zdawał się nie dostrzegać Kaliny, tylko wpatrywał się x oczekiwaniem w głąb tunelu, gdzie na czarnym niebie świeciły spokojnym blaskiem roje gwiazd.
— Ro, idziemy — rzekł cicho fizyk zdejmując kombinezon. Pies patrzył na niego jakby z wyrzutem. Naraz podniósł łeb w górę i zawył długo, przejmująco.
Poszukiwania radarem nie dały wyników. Po dziewczynie zaginął wszelki ślad.
Wiadomość o zniknięciu Zoe spadła jak grom na ekipę pracującą na Nokcie.
Wszyscy czworo stali teraz przed ekranem, patrząc z przestrachem w pobladłą twarz Kaliny.
— Jest niemal pewne — mówił fizyk usiłując stłumić drżenie głosu — że Zoe poleciała na Noktę zaopatrzona tylko w dwa krótkodystansowe aparaty rakietowe. Kartki z obliczeniami i wykresy pozostawione przez nią w centromacie i sypialni dotyczą prawdopodobnie planu lotu z Bolidu na planetę. Rozumiecie sami, co to oznacza. Z silnikami przeznaczonymi tylko do lotów krótko-dystansowych na orbicie lub na powierzchni planety. Niemal bez żadnych przyrządów nawigacyjnych!…
— Może jednak wystarczyło jej masy odrzutowej… — wyszeptała Daisy. Hans nerwowo zaciskał palce.
— Chyba tylko przy bardzo umiejętnym kierowaniu aparatem zapas substancji wyrzucanej przez silnik mógłby wystarczyć dla pokonania przyciągania Nokty — powiedział niepewnie.
Mary spojrzała na Włada pytająco.
— Czy z obliczeń i wykresów można wywnioskować, gdzie jej szukać? Chyba chodzi tu o sektor K-14?
— Raczej nie… Chociaż miała taki zamiar!
— Nie bardzo rozumiem…
— Szkice sytuacyjne i przeliczenia wskazują, iż rozważała dwa warianty lotu: jeden kończy się lądowaniem na płaskowyżu w sektorze K-14, tam gdzie rzekomo widziała błyski, drugi — lądowaniem u was w bazie. Ten drugi wariant jest prawdopodobnie późniejszy, można powiedzieć — zastępczy. Lot do sektora K-14 wymaga nie tylko hamowania, ale i zmiany płaszczyzny orbity. Ten płaskowyż leży bowiem 800 km na północ od równika, w którego płaszczyźnie porusza się Bolid. Zoe dokonując obliczeń musiała się zorientować, że na ten lot nie starczy materii odrzutowej nawet z dwóch aparatów plecowych. Stąd drugi wariant, wymagający znacznie mniejszego zapasu materii odrzutowej.
— Myślisz, że wylądowała tu gdzieś w pobliżu? — zapytała z nadzieją Mary. Wład pokręcił przecząco głową.
— Nie… Chyba nie — poprawił się natychmiast. — Gdy radar nie dał wskazań, a radio milczało, postanowiłem szukać na powierzchni Nokty… Program analizy porównawczej… Rozumiecie? Mamy przecież zdjęcia topograficzne sprzed tygodnia! W promieniowaniu widzialnym i podczerwieni. Każda zmiana w obrazie to sygnał powodujący wtórną analizę pod kątem poszukiwania konkretnych obiektów. Oczywiście, trzeba było zastosować duże powiększenia… Niestety, żadnego śladu!
— Jaki obszar przebadałeś?
— Na razie w promieniu 100 km od bazy.
— Mogło ją znieść dalej — podsunęła nieśmiało Daisy.
— I ja tak sądzę. W tej chwili automaty wykonują program analizy porównawczej całego pasa równikowego o szerokości około 500 km. Trzeba było zmienić zadanie dla automatycznych obserwatoriów towarzyszących Bolidowi. Powinienem właściwie otrzymać na to twoją zgodę. Me, ale czasu jest tak niewiele…
— W porządku. Kiedy wyniki?
— To duża robota. Realizacja całego planu zajmie automatom około 40 minut. Ale jeśli odkryją jakiś podejrzany ślad, natychmiast przekażą sygnał alarmowy.
— Dobrze. Przekaż nam kopię obliczeń pozostawionych przez Zoe. Może to ułatwi poszukiwania. Pośpiesz się.
Twarz fizyka znikła z ekranu..Hans począł przemierzać krokami salę.
— Dlaczego ona to zrobiła? Co za szalony pomysł!
— Wydaje mi się, że ją rozumiem… — rozpoczęła Daisy i urwała spojrzawszy na męża, który stojąc oparty o ścianę patrzył ponuro w martwy ekran.
— Hans! — zawołała Mary. — Przygotuj maszynę. Lada chwila może być wiadomość i trzeba będzie startować.
Geofizyk skinął głową twieidząco i wyszedł z pokoju.
— Zdaje się, że są już notatki! — zawołała Daisy.
Dean jakby się przebudził. Pobiegł do szafki teleprzesyłacza, na szczycie której migotało czerwone światło.
W szufladce leżały świeże kopie kartek i wykresów Zoe. Astronom chwilę uważnie studiował przekazane przez Kalinę dokumenty, stanowiące jedyny ślad eskapady dziewczyny. Podszedł wreszcie do elektronowego rachmistrza i pogrążył się w obliczeniach. Mary stanęła obok niego i z napięciem śledziła przebieg obliczeń.
Po chwili Dean wstał z fotela.
— Obliczenia są w zasadzie prawidłowe. Powinna była dysponować rezerwą około 10 kg masy odrzutowej wobec małej wagi jej ciała. Tylko że… Urwał na chwilę.
— Tylko że bez przyrządów nawigacyjnych to bardzo trudna sprawa. Wiadomo, jak łatwo pomylić się w ocenie odległości. Zwłaszcza przy lądowaniu.
— A więc pozostaje tylko czekać… — Daisy czuła, jak łzy cisną się jej pod powieki.
Mary patrzyła ponuro w podłogę.
Dean dokonywał jakichś obliczeń i milczał również.
Tak upłynęło dziesięć, potem piętnaście minut, gdy znów połączył się z nimi Kalina.
Niestety, nie przynosił pomyślnych wiadomości. Żadnego przedmiotu wysyłającego promieniowanie cieplne i zbliżonego kształtem do ciała ludzkiego ubranego w skafander, dotąd nie wykryto. Analizatory zaobserwowały, co prawda, kilkadziesiąt słabszych lub silniejszych źródeł promieniowania, ale wiązały się one z pozostałościami po niedawnych eksplozjach lub też płytko położonymi złożami pierwiastków radioaktywnych.
— Proponuję — zaczął Wład — aby po zakończeniu tej serii analiz, jeśli nie odnajdziemy żadnych śladów, przejść na orbitę biegunową i przebadać całą powierzchnię planety. Jeśli tak, chcę zaraz przygotować program…
— Ile zajmie to czasu? — zapytała Mary.
— Niezbędne manewry i pełny program analiz porównawczych: chyba około sześciu godzin.
— Niedobrze. A jeśli metoda jest niewłaściwa?
— Jeśli wpadła w jakąś szczelinę lub leży zagrzebana w pokładach pyłu, nadzieja na odnalezienie byłaby bardzo nikła.
— Może jej skafander nie wysyła promieniowania cieplnego? Może urządzenia termiczne przestały działać? — wyszeptała Daisy. — Mogły ulec uszkodzeniu przy upadku.
— Nie kracz! — zgromił ją Dean. — Jeszcze nic nie wiadomo. Wsunął do kieszeni notkomputer i podszedł do Mary.
— Istnieje jeszcze jeden sposób. Materia odrzutowa w czasie lądowania uderza w powierzchnię planety i odbite cząsteczki gazu rozbiegają się, unosząc dość wysoko pyły. Upływa zwykle wiele godzin, zanim opadną one z powrotem. Ponadto nad terenem lądowania można zaobserwować okresowy wzrost ciśnienia, a ściślej — liczby cząstek, bo trudno tu mówić o ciśnieniu atmosferycznym. Można by więc…
Читать дальше