— Wodę może zmącić zwierzę…
— A czym my jesteśmy? Żywe zwierzę oznacza ruch, a o jego obecności ktoś może, ale nie musi zostać poinformowany. Nie przedostają się fale radiowe ani w ogóle dźwięki…
— A fale biologiczne? Wzruszyłem ramionami.
— Nie wiem. Może tamci ich nie znali i nie wiedzieli, że trzeba się zabezpieczyć także przed wzmacniaczami pól mózgowych. Zauważ jednak, że te fale nie potrafią przenosić fonii… jak normalnie.
— Ale obrazy tak…
— Obrazy tak — przyznałem. — Portreciki uśmiechniętych ludzi… odrzucających każdą myśl, która mogłaby naruszyć ich pogodę ducha. Warto by sprawdzić, czy wolno im wychodzić… czy pozwolono im spacerować poza obrębem tego klosza.
— Jeśli to zapora informacyjna — odpowie
dział cicho Nett — mogą nie wiedzieć, że ten klosz w ogóle istnieje…
Spojrzałem na niego uważniej. To nie było głupie. Niegłupie, ale takie, że dłonie same zacisnęły mi się w pięści.
— Myślisz?…
— Jeśli się nie mylisz… — powiedział z wahaniem. — Lan, ja teraz naprawdę nie chciałbym wracać do moich argumentów ani w ogóle do naszych rozmów… wiesz o czym. Ale pomyśl sam. Ludzie niby wiedzą, że istnieje coś takiego jak Centrala, selektory informacyjne. Lecz czy budząc się rano, pracując, załatwiając swoje codzienne sprawy, naprawdę rozumieją, stale uświadamiają sobie, co to oznacza? Nie. Zatroszczyliśmy się o to, żeby tak nie było. Są spokojni. Ci tutaj — wskazał wzrokiem miejsce nad strumykiem — także są spokojni. Nie chcę z tobą dyskutować, ale…
— Czy twoje obcowanie z pandemonium informacyjnym nauczyło cię zgadywać, co kto myśli? — przerwałem. — Powinieneś zatem wiedzieć, co pomyślałem na końcu.
— Nie rozumiem?…
— Nie? W takim razie nie jesteś jasnowidzem. Szkoda…
Dłuższą chwilę w kabinie panowała cisza. Mimo woli zastanowiłem się nad tym, czy Aira i jej dwaj towarzysze wiedzą, że są więźniami. Przechodzą przez ściany pudełkowatego domu jak ci, dla których te domy zbudowano. Ale to jeszcze nic nie znaczy. Kogga, który wyszedł na naszych oczach ze swojego sześcianu, oddalił się od niego zaledwie kilka metrów. Czyżby i on tkwił pod jakąś niewidzialną czapą? Ale przecież do budowli, która stanęła wtedy między nami a rzeką, podjechaliśmy tak blisko, że musiałem ostro pracować sterami, żeby się o nią nie otrzeć. Ta w każdym razie była na pewno odsłonięta. Tyle że jej lokator nie kwapił się z kolei do wyjścia na świeże powietrze.
— Dodaj do tego — odezwałem się wreszcie, wracając do momentu, w którym pierwszy raz padły słowa „zapora informacyjna” — że nasze czujniki widzą przed sobą czyste pole. Jakkolwiek nazwiemy tę ścianę, nie było dotąd wypadku, żeby uniwersalne szperacze nie potrafiły wykryć materialnej przeszkody.
— Jak to materialnej? Czy sądzisz?… Chociaż racja — przytaknął własnym myślom — to musi być coś w rodzaju bariery psychicznej… bo ja wiem…
— Centrala — powiedziałem niespodziewanie dla samego siebie. — Mówiłeś o niej przed chwilą, jeśli się nie mylę…
Jego oczy rozszerzyły się nagle. Przyjrzał mi się, jakby raptem ujrzał obok siebie samego koggę.
— Centrala? Selektory? Takie?
— Selektory — powtórzyłem zgryźliwym tonem. — Takie.
— Gdyby tak było… — zaczął i urwał. Na policzki wystąpiły mu rumieńce. Oddychał szybko.
— Doszli nareszcie do wniosku, że „obcowanie ze wszystkim” przynosi im same klęski — ciągnąłem z jakąś nierozumną zawziętością. — Zamieszkali w przezroczystych sześcianach… nie wiedząc o tym, że są przezroczyste, bo nie mają naszych oczu… i odcięli się od wszystkiego, co przychodzi z zewnątrz. Może zgromadzili zapasy energii na miliony lat. Musieli oczywiście zostawić jakieś ośrodki dyspozycyjne, otwarte dla wieści przychodzących z kosmosu i dla niektórych, zapewne bardzo nielicznych gałęzi nauki. Ten obiekt, który pojawił się koło statku, gdy orbitowaliśmy przy zamkniętej na głucho stacji…
— Sam fakt jej zamknięcia… — dorzucił beznamiętnie Nett. Następnie ożywił się. Przez twarz przemknął mu cień uśmiechu.
— W takim razie — powiedział niemal wesoło — powinieneś się tu czuć jak u siebie w domu. Kto wie, czy oni nie są nawet lepsi od Ago Graffa i innych speców z szefostwa Centrali? Może warto by zaadoptować ich niektóre doświadczenia?…
— Zamknij się — warknąłem. — Podoba ci się Aira? Prawda, że tutejszy klimat jej służy?…
Twarz mu zmierzchła. Skulił się w fotelu. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się we mnie, jakby nie rozumiejąc, co powiedziałem, po czym uciekł z oczami.
— Nie chciałem — mruknąłem cicho.
— Nie szkodzi… Zapanowała cisza.
— Jeśli mają system informacyjny w rodzaju naszego Gigama — odezwałem się po dobrej chwili — to powinniśmy byli coś przechwycić. Tymczasem są cisi jak sama śmierć.
Nie odpowiedział. Jego szeroko otwarte oczy były utkwione w jednym punkcie. Pobiegłem za tym niewidzącym spojrzeniem i natrafiłem na Airę. Wyszła właśnie z przezroczystego sześcianu i usiadła obok Kruma.
— Chyba — ciągnąłem — że mają tylko łączność przewodową, system zamkniętych i doskonale ekranizowanych światłowodów albo coś w tym rodzaju…
— Co? — drgnął nagle i zwrócił do mnie pobladłą twarz.
— Weź się w garść — powiedziałem spokojnie. — Widzisz przecież, że są zdrowi. Znaleźliśmy nie uszkodzoną stację i wszystkich członków jej załogi. Sukces, Nett. Nie rozklejaj się…
Odchrząknął i przez chwilę kaszlał sucho. Łzy napłynęły mu do oczu. Poczerwieniał. Wreszcie, przezwyciężając chrypkę, wykrztusił:
— Przepraszam cię, Lan… czy… nie chciałbym… ale czy ty i Aira?… Czy?…
Nie, na pewno nie był jasnowidzem. Gorzej, że ja sam czułem się zagubiony we własnych myślach. Obserwuję ją, siedzącą nad tym potoczkiem, powtarzam sobie, że ją uratuję, cieszę się z tego i odpędzam od siebie myśl o Avonie, której twarz stale wraca mi przed oczy. Cóż są warte nasze selektory, jeśli ludzie i tak pozostają zdani na grę uczuć, które rodzą się i giną wbrew naszej woli? Inaczej mówiąc, do jakiego stopnia te uczucia są informacjami, przed którymi Centrala nie jest w stanie nikogo osłonić? Jak wyglądałaby taka osłona, gdyby udało się ją zrealizować? Co dałaby ludziom, a co im zabrała?
Nett czeka na odpowiedź.
Przymknąłem oczy i pokręciłem przecząco głową.
— Nie. Jeszcze zanim wyruszyliśmy z Ziemi, usłyszałeś wszystko, co mam na ten temat do powiedzenia.
— Tak, ale widzę przecież, co się z tobą dzieje…
Spojrzałem na niego z najczystszym zdziwieniem. Czyżby naprawdę nie rozumiał?
— Byłem zły — przyznałem pojednawczym tonem. — I dalej jestem zły. Dlatego wspomniałem o Airze. Czego jeszcze chcesz? Odwrócił głowę.
— Nic, Lan. Nic…
— To dobrze. Bo będziemy musieli odwalić podwójną robotę. Za siebie i za nasze zespoły informatyczne. Okazuje się, że wobec naprawdę szczelnych selektorów — są bezradne. Mamy nad nimi pewną wyższość. W porównaniu z komputerem nie wierny nic i niewiele potrafimy, jesteśmy powolniejsi od żółwi, ale nie damy się zbyć byle niewidzialną ścianką.
— Co możemy zrobić?
— Na razie pomyszkujemy trochę. Nic nie wskazuje na to, by Aira i inni nosili się z zamiarem rychłego opuszczenia tej polanki. Poszukajmy kontaktu.
Dojechaliśmy do maleńkiej plaży nad rzeką, gdzie stała jedyna na tym brzegu sześciokątna budowla. Zatrzymałem Budkera dwadzieścia metrów przed nią i od razu naprowadziłem na cel sygnalizator. Błysnęło, odbita wiązka, jakby to było zgodne z wszystkimi prawami fizyki, bezgłośnie trafiła w wieżyczkę naszego pojazdu. I tutaj światło naszego, a więc obcego lasera zostało zatrzymane kilkanaście metrów przed zamieszkaną konstrukcją.
Читать дальше