Bohdan Petecki - Taki, co przyszedł z góry

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Taki, co przyszedł z góry» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1995, Издательство: Wydawnictwo Dolnośląskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Taki, co przyszedł z góry: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Taki, co przyszedł z góry»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Taki, co przyszedł z góry” jest powieścią niezwykłą. Przełamując wszelkie konwencje obecne dotąd w polskiej s.f., autor zaprasza nią do wspólnej, intelektualnej zabawy nie tylko miłośników gatunku, lecz czytelników chętnie sięgających po prostu po niebanalną, frapującą beletrystykę. Ta wielowarstwowa, przy pozorach dowolności skonstruowana z niesłychaną precyzją, nieco diaboliczna powieść, spełniająca formalnie wszystkie kryteria obowiązujące w fantastyce, równocześnie śmiało może być bowiem zaliczona do współczesnej literatury tzw. głównego nurtu. Alternatywa: oportunizm i świadomy sprzeciw, dylematy jednostki szukającej własnej drogi i zwykłego, ludzkiego szczęścia w labiryncie uzależnień cywilizacyjnych, presji historii, szumie informacyjnym pseudonaukowego bądź ideologicznego ogłupienia, to sprawy najgłębiej wpisane w rzeczywistość dzisiejszego człowieka, nawet umownie uwolnionego od fizycznych i materialnych plag w jakimś sztucznie wykreowanym rezerwacie. Podobnie jak względność czasu, konfrontacja z szarlatańskimi próbami zbawiania świata, konieczność powrotu — w imię przetrwania — do podstawowych, humanistycznych wartości, oraz nieuchronność decydującego życiowego wyboru. A to właśnie jest treścią tej książki.

Taki, co przyszedł z góry — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Taki, co przyszedł z góry», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Aron wprowadził mnie do niewielkiej salki, pustej i przytulnej jak wczesnogotycka krypta. Przez dwa okratowane okna wpadało trochę słońca, natychmiast pochłanianego przez ostre światło lampy, umieszczonej pod sufitem. Powietrze pachniało suchym kurzem. Pośrodku ustawiono trzy podwójne rzędy prostych ławek. Jedną, pojedynczą, z boku pod ścianą. Na podwyższeniu między oknami znajdował się długi stół z emblematem ONZ oraz miniaturą sztandaru. U jego lewego końca widniał komputer z ekranem i bogatym oprzyrządowaniem. Trzy środkowe krzesła za stołem miały wyższe oparcia niż pozostałe.

Porucznik pilot ulokował mnie na ławce w drugim rzędzie, a sam wspiął się do prezydium i zajął miejsce przy komputerze. Zaledwie usiadł, otworzyły się boczne drzwi i wyszli z nich dwaj mężczyźni. Jednym był prokurator Gustman. Drugim tęgawy blondyn z miną najedzonego kocura, zdążającego na drzemkę. Obaj usadowili się w pierwszym rzędzie, na dwóch przeciwnych końcach ławek. W tej samej chwili zza owych bocznych drzwi dobiegło charakterystyczne chrząknięcie. Aron zerwał się, wyprężył i oznajmił:

— Proszę wstać. Sąd idzie.

Wstaliśmy i sąd mógł wejść, co też uczynił. Trzech panów w średnim wieku, ubranych jak wszyscy tutaj, wyjąwszy mnie, z twarzami, stosownie do okoliczności, zwróconymi w próżnię. Równie dobrze mogli w ogóle nie posiadać twarzy. Zajęli wspomniane trzy wysokie krzesła za stołem. Następnie ten, który usiadł w środku, powiedział:

— Otwieram wyjazdową sesję Sądu Wojskowego Komisji Równowagi Sił Zbrojnych przy Radzie Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych. Prokurator?

— Obecny! — zgłosił się kwaśny.

— Obrońca?

— Obecny — rzekł przymilnie kocur.

— Świadkowie?

— Obecni! — wykrzyknął z satysfakcją porucznik pilot, po czym uruchomił komputer. Pewnie, żeby dokładnie policzyć świadków.

— Wprowadzić oskarżonych — zażądał sąd.

Także i ta misja przypadła Aronowi. Nie gasząc komputera, który cichutko wystukiwał jakąś matematyczną melodyjkę ruszył ku wciąż tym samym bocznym drzwiom. Przeprowadzałem go wzrokiem z niekłamaną sympatią. Wprowadzi oskarżonych. Dopiero teraz. To znaczy, że dotąd w sali ich nie ma.

Aron stanął przed drzwiami, zawołał coś, czego nie dosłyszałem i wrócił na swoje miejsce. Oskarżeni wprowadzili się sami. Było ich siedmiu. Siedmiu tryskających zdrowiem, wysportowanych chłopów o młodych, męskich w najlepszym znaczeniu tego słowa twarzach, zgaszonych, lecz spokojnych. O, ci mieli twarze. Przyjemnie było na nich popatrzeć. Ale mieli coś jeszcze. W przeciwieństwie do wszystkich tu obecnych nosili prawdziwe mundury. Lekkie, niemniej jak najbardziej regulaminowe, z patkami, dystynkcjami i odznakami. Tyle, że każdy mundur był inny. Inne były barwy, krój, naszywki i odznaki.

Siedmiu oficerów siedmiu różnych sztabów, dowodzących siłami orbitalnymi i kosmicznymi siedmiu nuklearnych potęg. Tyle ich było w roku dwa tysiące osiemdziesiątym dziewiątym na Ziemi oraz w przestworzach, podzielonych na siedem sektorów.

Siedem części Narodów Zjednoczonych. Decydujących części. Jak wiadomo, Narody Zjednoczone dzielą się na części i cząsteczki. Tych ostatnich jest mnóstwo, lecz one nie posiadają głowic w kosmosie.

Oskarżeni zostali widać zawczasu pouczeni, jak mają się zachować. Rzędem podeszli do ławki ustawionej pod boczną ścianą, równocześnie odwrócili się frontem do środka sali i równocześnie usiedli.

— Odbędzie się rozprawa przeciwko… — sędzia odczytał siedem nazwisk. Wszystkie brzmiały mi znajomo. Wiedziałem, kim są oskarżeni i co robią. Nie miałem naturalnie pojęcia, skąd o tym wiem, ale wiedziałem. Co więcej, ja też nie byłem im obcy. Nie, żeby któryś z nich mrugnął do mnie porozumiewawczo, zrobił jakiś gest, czy choćby musnął mnie spojrzeniem. Przeciwnie. Byli nieco apatyczni, ale na pewno nie sparaliżowani strachem. Przyglądali się sędziom, adwokatowi, prokuratorowi, nawet Aronowi. Tylko mnie jednego omijali wzrokiem, tak zgodnie i w taki sposób, że nie mógł to być przypadek. Z jakiegoś powodu nie istniałem dla nich, podobnie jak dla samego siebie. Zachodziła jednak mała różnica. Dla siebie nie istniałem teraz. Dla nich przedtem. Kiedy? Na dole? Nie. Wówczas ta rozprawa również odbywałaby się na dole i nic bym o niej nie wiedział. Jej termin wyznaczono zaraz po złożeniu przeze mnie raportu. Dwa tygodnie temu? Najwyżej trzy. Sądy wojskowe działają szybko. Hm. Co takiego napisałem w tym raporcie, tuż przed utratą wspomnień? I jeszcze jeden drobiazg. Gdzie leży granica, przed którą dla współczesnych jestem współczesny, a za którą muszę znikać? Pewnie to rzecz nie do ustalenia. Pewnie ta granica nie przebiega tak po prostu w poprzek czasu, jak zawór w rurze. A zresztą, co mi do tego. Wracam i bawię się dalej. O dniach pamięci niech sobie medytuje Jałowiec.

— Czy oskarżeni znają treść wysuniętych przeciwko nim zarzutów? — zakończył wstępną część swojego wystąpienia środkowy sędzia.

Siedem głosów spokojnie odpowiedziało: tak.

— Czy przyznają się do winy?

Znowu siedem obojętnych: tak. Nic nie było w stanie zmącić mojego dobrego samopoczucia, ale nagle pomyślałem, jak miło musi być teraz w parku. Nawet, gdybym przed wieczorem jednak miał trochę pochodzić za strzałkami.

— W tej sytuacji moglibyśmy odstąpić od przewidzianego kodeksem postępowania — skwitował przyznanie się oskarżonych sędzia — lecz nie pozwalają na to charakter i waga sprawy. Zastosujemy procedurę skróconą. Głos ma kolega prokurator.

— Najmocniej przepraszam, wysoki sądzie — miękkim ruchem uniósł się z ławki obrońca. Nie tylko wyglądał jak kocur. Potrafił także miauczeć. — Czy mógłbym zadać pytanie natury formalnej?

— Jeśli formalnej… słuchamy.

— Dziękuję. Chciałbym mianowicie zwrócić uwagę na fakt, że każdy z moich obecnych tutaj siedmiu klientów podlega innemu dowództwu, a co za tym idzie, odmiennej regionalnej jurysdykcji. W tej sytuacji powstaje zagadnienie, czy do rozstrzygnięcia o ich winie jest powołany sąd agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Zaznaczam, że nie kwestionuję kompetencji szanownego Zespołu Orzekającego, przed którym mam zaszczyt stawać — łaszący się głos mówiącego zawibrował tłumionym śmiechem. Obrońcę serdecznie ubawiła myśl, że ktoś mógłby podawać w wątpliwość pełnomocnictwa sędziów, patrzących teraz na niego zza Wysokiego Stołu. Chwilę walczył ze sobą, ale w końcu udało mu się pohamować tę uzasadnioną wesołość. — Pozwoliłem sobie jedynie postawić to pytanie, ponieważ uważam, że powinno było zostać postawione — zakończył i opadł na ławkę z wdziękiem tresowanej foki.

— Pytanie zostało zaprotokołowane — z tonu środkowego arbitra wywnioskowałem, że wystąpienie kocura stanowiło część zaplanowanego rytuału. — Odpowiedź na nie brzmi: Sąd Wojskowy Komisji Równowagi Sił Zbrojnych przy Radzie Bezpieczeństwa ONZ jest kompetentny do orzekania w tej sprawie. Istotnie stanowi to precedens, lecz i sprawa ma charakter precedensowy. Gdyby obwinieni nie reprezentowali wszystkich siedmiu sztabów, dysponujących bronią orbitalną, wówczas procesy odbyłyby się przez trybunałami lokalnymi. Jednak w zaistniałej sytuacji wymienione trybunały same wystąpiły o przejęcie ich uprawnień przez Radę Bezpieczeństwa. Zagrożony został bowiem nie interes poszczególnych regionów, lecz cała ludzkość. Zatem niech i karę wymierzy cała ludzkość, poprzez, jak się wyraził kolega obrońca, agendę Organizacji, posiadającej Jej mandat powierniczy. Dlatego, choć każdy z siedmiu obwinionych zawiódł zaufanie swojego sztabu, ponieważ wszyscy razem zdradzili Ziemię, wyrok zapadnie tu! — ostatnia sylaba nie została wypowiedziana głośniej niż poprzednie, ale w taki sposób, że huknęła jak wystrzał. Pocisk zrykoszetował, świsnął mi koło ucha i ugrzązł w drewnianej podłodze. Niewiele brakowało.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Taki, co przyszedł z góry»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Taki, co przyszedł z góry» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Taki, co przyszedł z góry»

Обсуждение, отзывы о книге «Taki, co przyszedł z góry» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x