Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Łukaszu…
Chłopiec drgnął i szybko odłożył rysunek. Zaraz za wizerunkiem Miry znajdował się portret jej ojca.
Zamknięta teczka wróciła na dawne miejsce.
— Tato…
Przez chwilę w pokoju panowała cisza.
— Co, synu?
Chłopiec odchrząknął.
— Tato, dlaczego tym dyrektorem czy kierownikiem został pan Piotrowicz, a nie ty?
Cisza trwała teraz znacznie dłużej.
— Skąd ci to przyszło na myśl akurat dzisiaj? — odezwał się w końcu ojciec zmienionym głosem. — Każdy ma swoje obowiązki. Czy to ważne, kto za jakim biurkiem siedzi?
— Nie wiem. Ale dlaczego?
Z miejsca, gdzie stał ojciec, dobiegło ni to westchnienie, ni to pomruk zniecierpliwienia.
— Pan Piotrowicz jest bardzo zdolnym naukowcem — nie, ojciec nie był zniecierpliwiony. Mówił spokojnie. Może odrobinę za spokojnie. — Spędza w pracy po kilkanaście godzin, jeździ na konferencje, wygłasza referaty, rozmawia z ludźmi na wysokich stanowiskach. Niedawno obronił doktorat.
— Właśnie. To znaczy, chciałem powiedzieć… Tato…? Czemu ty nie napiszesz doktoratu?
Tym razem ojciec niewątpliwie westchnął.
— Łukaszu — miało to zabrzmieć żartobliwie, ale zabrzmiało zupełnie inaczej. — Łukaszu, czy to naprawdę odpowiednia pora na zasadnicze rozmowy? Kosmici, rozgorączkowane tłumy, niesamowite zagadki, a ty bierzesz mnie na przesłuchanie. Zupełnie jak…
— Jak mama — dopowiedział bez zastanowienia chłopiec. Przestraszył się i zawołał: — Tato! Tato, przepraszam! Tato, ja nie… Ja…
— Nic, nic — przerwał mu głucho ojciec. — Kiedyś zrobię przecież ten doktorat… Dotąd jakoś się nie składało… Może za bardzo ciągnęło mnie zawsze do domu? Nie wiem… Nie. Po prostu się nie składało…
Wiesz co — uśmiechnął się z przymusem. — Naprawdę chodźmy już na dół. Inaczej przegadamy tu cały dzień.
— Dziadku, skąd oni mogą być? — spytała Mira z niezbyt świetną dykcją, jako że to bulwersujące pytanie nasunęło jej się w chwili, gdy miała usta pełne placka z jagodami. Kiedy i jakim cudem pani Helena zdążyła upiec placek, pozostanie na zawsze jej tajemnicą.
— Bez komentarzy — odparł urzędowym tonem dziadek. — Nie zostałem przez moich przyjaciół z… otóż właśnie, nie powiem skąd, upoważniony do ujawniania ich sekretów.
— Ee! — żachnęła się dziewczyna. — Z tobą nie można poważnie rozmawiać!
— Przepraszam — zaprotestował dziadek. — Z nimi rozmawiam poważnie. Powiedziałem im wszystko o ludziach. Bardzo się ucieszyli, bo dotąd myśleli, że tylko oni w całym wszechświecie miewają wnuczki, które przy śniadaniu plują na nich resztkami pożywienia.
— Ee!
— O, właśnie. Wprawdzie w ich wypadku sprawa przedstawia się jeszcze gorzej, bo na deser jadają lawę z wulkanów na gorąco. Tam jest mnóstwo wulkanów. Będę im musiał dać kilka ziemskich przepisów. Pomożesz mi, Helu?
— Bez komentarzy — zagadnięta zrobiła surową minę. — Nie wolno mi zdradzać najtajniejszych ludzkich sekretów. Nie czuję się upoważniona.
— Wyhodowałem żmiję na własnym łonie — użalił się nad sobą dziadek. — Jaka córka, taka matka…
Ojciec Łukasza zaśmiał się cicho. Z jego oczu uciekły cienie, pozostałe po porannej rozmowie z synem.
— Kochanie — „żmija” zwróciła się do Miry — nikt z nas nie wie, skąd oni są. Gdyby był Paweł, to pewnie powiedziałby nam, które gwiazdy mają planety, które nie, gdzie w kosmosie może istnieć życie i tak dalej…
— Eee…
Pawła nie było. Z obecnych widziała go dzisiaj jedynie jego mama. Kiedy wczesnym rankiem opuszczała sypialnię, on właśnie wychodził z domu w pełnym rynsztunku, z aparatem fotograficznym i chlebakiem. Na pytanie, dokąd idzie, odpowiedział „Jak to dokąd?” Następnie mruknął, że wróci na śniadanie i zniknął. Ale nie wrócił.
— Słuchajcie — odezwał się nagle dziadek Klemens. — Może spróbowalibyśmy zadzwonić do Marka? Musi już wiedzieć, co się u nas dzieje. Jeśli nie zwabią go latające spodki i gadający kosmici, to nie przyjedzie już nigdy. Poczekaj — wstał, mrugnął znacząco do pani Heleny i podszedł do telefonu. — Sam to zrobię. Ty jesteś za uczciwa. A ja go zapewnię, że nasi Zieloni są najznakomitszymi chemikami w kosmosie, że przodują w sporządzaniu planów oraz sprawozdań i że jest z nimi sam najgłówniejszy minister galaktycznego imperium. Tak się chyba mówi, prawda? Galaktyczne imperium… Halo? Chciałbym zamówić rozmowę z Krakowem — powiedział do słuchawki. Potrzymał ją chwilę przy uchu, po czym bez słowa odłożył na widełki. — Niestety, nic z tego — potrząsnął głową. — Łączność zastrzeżona dla funkcjonariuszy „sztabu” i dla prasy. Można co najwyżej wezwać pogotowie lub straż pożarną. Stan oblężenia. Spodek ante portas… Częściowo łacina — wykrzywił się komicznie do Miry, która odpowiedziała wzruszeniem ramion. — Hannibal… to znaczy nie Hannibal, a kosmita przed bramami. Żadnych podróży, wizyt, nieostrożnych rozmów i tak dalej. Żadnych telefonów.
W tym momencie telefon zadzwonił. Dziadek Klemens i pani Helena spojrzeli po sobie, po czym oboje wybuchnęli śmiechem.
— Mimo wszystko niech ktoś łaskawie podniesie tę słuchawkę — wycedziła Mira. — Mnie tam nie zależy, ale a nuż to tato…
Słuchawkę podniosła jej mama, a dzwonił rzeczywiście pan Marek.
Niestety, ani mu się śniło przyjeżdżać do Górka. Nie miał czasu na głupstwa. Osobiście radia nie słuchał, ale telefonował do niego znajomy, który wiedział, że Piotrowiczowie posiadają dom w słynnej teraz na cały świat miejscowości, nawiedzonej przez kosmitów. Pan Marek rozprawił się z nim po męsku, po czym wyłączył aparat. Jednak po zastanowieniu uruchomił go znowu i wykręcił kolejno numery dwóch osobistości w urzędzie wojewódzkim. Pierwsza osobistość obiecała mu zamienić kilka słów z kimś ważnym w Nowym Sączu, a druga załatwiła błyskawicznie połączenie z Górkiem. Do tego ostatniego walą podobno dzikie tłumy gapiów, więc mogą wystąpić kłopoty z zaopatrzeniem. Dlatego, gdyby rodzina pana Marka czegoś potrzebowała, powinna udać się prosto do naczelnika gminy, który dzięki wspomnianej pierwszej osobistości będzie o tym uprzedzony i natychmiast pośpieszy z pomocą.
— Dodał jeszcze, że może uda mu się zadzwonić znowu za dwa, trzy dni — zakończyła pani Helena relację z rozmowy.
— Będzie to wymagało z jego strony nadludzkiego poświęcenia — rzekł z ubolewaniem dziadek Klemens.
— Tato rzeczywiście ciężko pracuje… — poczuła się w obowiązku oświadczyć Mira.
— Naturalnie, kochanie, naturalnie — powiedziała szybko jej mama.
Przez otwarte drzwi od werandy wszedł Paweł. Mruknął coś pod nosem i nie patrząc w stronę siedzących przy stole zaczął przetrząsać szafkę.
Wyglądał, jakby wracał prosto z błotnej kąpieli. Dosłownie lepił się od gliny i mokrej ziemi. Jego drogę od drzwi znaczyły grube, tłuste ślady.
— Znowu ktoś ruszał moje filmy! — zezłościł się. — Były tu, o tu! Trzy, może nawet cztery. Niczego nie można przy was zostawić.
O! No… — odkrył leżące na wierzchu pudełeczko, westchnął, dając do zrozumienia, jak trudne jest życie człowieka osaczonego przez nieodpowiedzialną rodzinę, po czym bez zwłoki skierował się do wyjścia.
— Co to, to nie! — zawołała pani Helena.
Kiedy Paweł wyszedł z łazienki, do której udał się po wyczerpującej wymianie argumentów i kiedy po następnej wymianie argumentów zasiadł przy stole, dziadek Klemens powiedział: — Niedawno spytano tutaj, skąd przybywają kosmici. Żałowaliśmy wówczas, że cię nie ma, bo jesteś jedynym wśród nas znawcą przedmiotu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.