Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Raptem rozległ się głośny, pojedynczy plusk. Zaraz za pomostem wyskoczył z wody ciemny przedmiot, podobny do niewielkiej boi. Opadł z powrotem na powierzchnię jeziora i zakołysał się.
— Tu Alauda z Planety Tsieciej — poniosło się w martwej ciszy.
Głos brzmiał obco. Język był swojski, ale wymowa niektórych spółgłosek, akcent i melodia zdań świadczyły, że nie był swojski dla tego, kto przemawiał. Mógł należeć do mężczyzny, obdarzonego przez naturę koloraturowym sopranem. Odzywały się w nim wysokie tony, nieoczekiwanie przechodzące w miękkie pomruki. Dźwięczał obco, lecz nie przykro. — Tu Alauda z Planety Tsieciej — padło ponownie. — Pozdrawiamy was, mieśkańcy Ziemi. Nie psibywamy w złych zamiarach. Nie podejmujcie psieciw nam wrogich kroków. Chcemy was poznać. Dowiedzieć się, ci dla dobra obu nasich cywilizacji moziemy nawiązać z wami bliżsie stosunki.
Niedługo odezwiemy się znowu. Mówi Alauda z Planety Tsieciej. Pozdrawiamy was, mieśkańcy Ziemi…
Ciemny przedmiot zniknął pod powierzchnią wody równie nagle, jak się ukazał. Pozostały drobne, koliste fale. Biegły coraz dalej, coraz wolniej, aż stopiły się z błękitną płaszczyzną.
Tato? Czy oni to widzą?
Kosmita wychylony do pasa z wody był wielki jak góra. Miał płonące rogalowate oczy i szpiczaste uszy. Jego korpus porastało zielone futro.
Łukasz postanowił przywitać go grzecznie, ale po męsku i z godnością.
— Taj — taj — taj… — powiedział.
Stwór błysnął lampkami w szczelinach oczodołów i zaśmiał się pogardliwie.
— Trzeba to bardzo dokładnie zbadać — udało się wymówić Łukaszowi.
— Nie masz letniskowego domu i jesteś ostatnią ofermą — odparł Zielony. — Biwakujemy tu we trójkę. Miejsce niebezpieczne. Przyniosłeś to chociaż? Ubijemy interes?
— Pojadę po to autem — Łukasz postanowił zyskać na czasie.
— Fiacikiem! — prychnął ironicznie kosmita. — Ja nie będę cię pchać na Wzgórze Spodków. A ty jesteś mały i masz grube nogi.
Chłopca aż podniosło.
— Może ja tak, ale Mira nie!
— Ha, ha, ha! — przybysz z gwiazd zarechotał głośno. — Spróbuj waszego napoju firmowego! — czterema krzywymi rączkami ochlapał Łukasza wodą z jeziora. — Ha, ha, ha!
Nagle za plecami chłopca zawyły syreny. Rozległ się wrzask nadciągającego tłumu. Łukasz zamrugał oczami, po czym jak stał, w ubraniu, wpadł do jeziora i roztrącając wodę biegł z wyciągniętymi przed siebie rękami, żeby zasłonić kosmicie jego świecące oczka. Niech nie widzi…
W tym momencie wszystko ucichło. I zniknęło.
Chłopiec jeszcze raz zamrugał oczami, a następnie ostrożnie uniósł powieki. Jasno. Przed chwilą było ciemno. Niby przeźroczysta noc, niby dzień bez jednego promyka słońca…
— Zbudziłeś się? — spytał znajomy głos. — Taka piękna pogoda.
Łukasz machinalnie otworzył dłonie, które zaciskał na oczach kosmity. Naturalnie, żadne oczy i żaden kosmita. Po prostu rogi poduszki.
Wtulił w nią twarz i obejmował ją jak skarb. Cienki koc leżał skopany na podłodze. Przeniknął go ziąb. Po upalnym dniu noc była widać chłodna. Jak woda z jeziora.
Podniósł się i nie patrząc na ojca z obojętną miną wykonał kilka przysiadów. Idiotyczny sen.
— Co chciałbyś dzisiaj robić? — zagadnął ojciec, gdy Łukasz, po powrocie z łazienki, wciągał świeżą koszulkę.
— Jak to? — zdziwił się chłopiec. O co tu pytać. Program dnia może być tylko jeden. Wczoraj, po powitalnym występie Alaudy, kosmici zamilkli. Nie było więcej spodków, głosów ani świateł. Ale zapowiedzieli przecież, że wkrótce odezwą się znowu. Trzeba trzymać rękę na pulsie, aby czegoś nie przegapić. Oczywiście, że pójdą pod szkołę. Poczekają na komunikaty. Porozmawiają z ludźmi. Może po tym co zaszło profesor Turbo i inni uczeni przestaną bawić się w ciuciubabkę.
— Może… — ojciec pokiwał głową z powątpiewaniem. — Dobrze, pójdziemy pod szkołę. Pewnie wszyscy tam się wybiorą.
Wszyscy, to wszyscy — pomyślał Łukasz i zajął się doprowadzeniem do porządku swojej czupryny. Lustro w białej ramie było na pewno dziewczęce, ale tak samo dobrze odbijało męską głowę. Mira pewnie nie musiała się schylać czesząc swoje śliczne włosy…
— Eee… — burknął ni stąd, ni zowąd na głos otrząsając się, jakby przeganiał natarczywą osę.
— Co ci się stało?
— Nic — chłopiec szybko odwrócił oczy od lustra. — Śniły mi się jakieś bzdury — wyjaśnił, w pewnym sensie zgodnie z prawdą. — Chodźmy na dół — zamaszystym krokiem ruszył w stronę drzwi. Niechcąco uderzył stopą o tekturową teczkę, która stała oparta o bok szafki. Teczka osunęła się na podłogę. Błysnęły narożniki białych arkuszy bristolu.
— Niczego nie ruszaj — przestraszył się ojciec.
— Nie ruszam — Łukasz podniósł teczkę, otworzył ją, i ostrożnie wyrównywał plik kartek. W pewnym momencie jego ruchy stały się wolniejsze. Nagle wyciągnął jeden z arkuszy, podniósł go i pokazał ojcu. — Popatrz, tato — powiedział — ładne, prawda?
Na kartce widniał rysunek przedstawiający skrawek jeziora z żaglówką. Maszt łodzi dotykał nieba, z którego patrzyła promienna jak słońce twarz dziadka Klemensa. Na dziobie siedziały dwa krasnoludki z zadartymi do góry głowami. Jeden miał rysy Pawła, a drugi Miry. Rysunek był czarno — biały, wykonany ołówkiem lub węglem, prościutki, ale patrząc na niego widziało się barwy gór w dalekim planie, czuło się zapach wody, czystość powietrza, życie przyrody. Tylko Mira i Paweł uśmiechali się do słońca — dziadka, tak jak zdaniem Łukasza mogli się uśmiechać jedynie na rysunku.
— Bardzo ładne — przytaknął ojciec. — Słyszałem, że pani Helena świetnie maluje, ale nigdy dotąd nie widziałem żadnego z jej obrazów. Studiowała w akademii sztuk pięknych. Przerwała naukę, kiedy miał urodzić się Paweł. Potem w domu robiła śliczne laleczki w ludowych strojach. Sprzedawały je sklepy z pamiątkami. Pan Klemens nie był wówczas takim znanym autorem, a mąż pani Heleny stawiał dopiero pierwsze kroki w naszym instytucie. Potrzebowali pieniędzy…
— Pani Helena…? — powtórzył Łukasz jakby z odcieniem rozczarowania. — Myślałem… Przecież to jest pokój Miry?
— Nie wiem, może Mira także rysuje. Ale ten obrazek… nie wydaje mi się… — ojciec zająknął się i umilkł. Jednak Łukasz odgadł, co chciał powiedzieć i w duchu przyznał mu rację. Jeśli nawet Mira odziedziczyła po mamie zdolności plastyczne, to nie przedstawiłaby tak ciepło i serdecznie dziadka, a już na pewno brata. Nie przepuściłaby okazji, żeby przypiąć mu jakąś łatkę.
Chłopiec zagryzł wargi, potrząsnął głową i przełożył kartki. Następny szkic wyobrażał dom, w którym się znajdował. Otaczała go burza delikatnych kreseczek. Ale z tego pozornego chaosu znowu wyłaniał się bogaty, swojski krajobraz, w całej jego urodzie. I znowu na pierwszym planie figurowały dwie malutkie postacie. Były jedynie zaznaczone łamanymi liniami, lecz ich pochwycone w ruchu pozy świadczyły wyraźnie, że chodzi o Mirę i Pawła.
— Nie powinieneś bez pozwolenia przeglądać cudzych rzeczy — powiedział trochę nerwowo ojciec. — Myślę, że pani Helena nie miałaby nic przeciwko temu, ale wypadałoby ją przedtem zapytać…
Łukasz puścił to napomnienie mimo uszu. A właściwie nie usłyszał go wcale.
Z kolejnego arkusza bristolu patrzyła na niego uśmiechnięta twarzyczka. Wraz z rozsypanymi włosami zajmowała niemal całą powierzchnię kartki. Portret najmilszej w świecie osóbki. To znaczy zrobiony przez kogoś, komu ta osóbka była najmilszą na świecie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.