Uciekłem, a kiedy dotarłem do obozowiska, olbrzymka zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie zamierający powoli wir w wymieszanej z mułem wodzie.
Twarz Dorcas była śmiertelnie blada.
— Co to było? — wyszeptała drżącymi wargami. — Gdzie byłeś?
— A więc ty także ją widziałaś. Bałem się już, że…
— Jakie to okropne! — Rzuciła mi się w ramiona i przytuliła mocno. — Okropne!
— Ale chyba nie dlatego krzyczałaś, prawda? Mogłaś zobaczyć ją stąd dopiero wtedy, kiedy wyłoniła się z wody.
Dorcas wskazała bez słowa na Jolentę leżącą po drugiej stronie ogniska. Ziemia wokół niej była przesiąknięta krwią.
Na lewym przedramieniu Jolenty, w pobliżu przegubu, znajdowały się dwa wąskie nacięcia długości mojego kciuka. Dotknąłem ich Pazurem, lecz krew nie chciała zakrzepnąć. Opatrzyliśmy więc rany bandażami sporządzonymi naprędce ze skromnego zapasu garderoby Dorcas, ja zaś zagotowałem w rondlu wodę, do której wrzuciłem igłę i nitkę, po czym zaszyłem oba nacięcia. Przez cały czas Jolenta była półprzytomna; zdarzało się, że otwierała oczy, ale zaraz po tym je zamykała, jej spojrzenie zaś świadczyło o tym, że nie poznawała ani mnie, ani Dorcas. Odezwała się tylko jeden jedyny raz:
— Widzisz teraz, że ten, którego czciłeś jak bóstwo, z niewzruszoną twarzą doradzi ci to samo, co słyszałeś ode mnie. Zacznijmy wszystko od początku, jeszcze zanim wzejdzie Nowe Słońce.
Wówczas nie skojarzyłem sobie, że jest to fragment jej roli.
Kiedy rana przestała krwawić, przenieśliśmy Jolentę w inne miejsce i obmyliśmy ją z krwi. Zaraz potem wróciłem tam, gdzie rzuciła mnie wzburzona woda, a po krótkich poszukiwaniach udało mi się odnaleźć Terminus Est. Był tak głęboko zagrzebany w piasku, że sterczała tylko końcówka rękojeści.
Czyszcząc i smarując ostrze oliwą zastanawiałem się wspólnie z Dorcas, co powinniśmy uczynić. Opowiedziałem jej sen, jaki przyśnił mi się ostatniej nocy przed spotkaniem z Baldandersem i doktorem Talosem, potem zaś zrelacjonowałem niedawną rozmowę z olbrzymka.
— Myślisz, że ona jeszcze tam jest? Może tylko ukryła się na samym dnie, tak by nie było jej widać z brzegu?
Potrząsnąłem głową.
— Wątpię. Chyba coś jej się stało, kiedy próbowała rzucić się na mnie, a sądząc po bladości jej cery raczej nie mogłaby przebywać w dzień w rzece płytszej niż Gyoll. Jednak nawet gdyby tam była, nie dostrzegłbym jej, gdyż woda jest bardzo zmącona.
Dorcas — która nigdy nie wyglądała bardziej uroczo niż w tej chwili, siedząc na ziemi z podkuloną nogą i brodą opartą na kolanie — milczała przez jakiś czas, obserwując obłoki nad wschodnim horyzontem, rozpalone od środka tajemniczą, powracającą co dnia nadzieją na nadejście świtu.
— Chyba bardzo cię pragnęła — powiedziała wreszcie.
— Dlatego, że usiłowała wyjść z wody? Zapewne kiedyś żyła na lądzie, tak jak my wszyscy, i po prostu zapomniała na chwilę, iż nie ma już dla niej powrotu.
— Ale przedtem musiała płynąć pod prąd brudną Gyoll i tą wąską, płytką rzeką. Z pewnością miała nadzieję porwać cię podczas przeprawy, ale przekonała się, że nie może pokonać piaszczystej łachy, i dlatego ściągnęła cię na brzeg. Dla kogoś przyzwyczajonego do pływania wśród gwiazd nie była to z pewnością przyjemna podróż.
— Wierzysz jej więc?
— Kiedy odszedłeś, pozostawiając mnie z doktorem Talosem, wielokrotnie słyszałam od niego i od Jolenty, że jestem okropnie naiwna wierząc w opowieści ludzi spotkanych po drodze, w historyjki Baldandersa, a nawet w to, co oni sami mi mówią. Mimo to sądzę, iż nawet łgarze mówią prawdę częściej niż kłamstwa. Przecież tak jest łatwiej! Po co miałaby twierdzić, że ocaliła ci życie, gdyby to była nieprawda? Albo że pływa między gwiazdami? Widzę jednak, że coś cię niepokoi. Opowiesz mi o tym?
Nie chciałem relacjonować ze szczegółami mojego spotkania z Autarchą, powiedziałem więc tylko:
— Niedawno widziałem w jakiejś książce ilustrację przedstawiającą istotę, która żyje w przestrzeni między słońcami. Miała skrzydła, ale nie takie jak ptak, tylko nieskończenie wielkie płachty czarnego materiału, i odpychała się nimi od blasku gwiazd.
Dorcas spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
— Czy ta ilustracja jest w twojej brązowej książce?
— Nie, w innej. Nie wziąłem jej ze sobą.
— To przypomina mi, że chcieliśmy sprawdzić, co twoja książka może nam powiedzieć o Łagodzicielu. Masz ją jeszcze?
Miałem i wydobyłem ją z sakwy. Była cała wilgotna po mojej kąpieli, otworzyłem więc ją i położyłem w miejscu, gdzie docierały promienie słońca, a lekki wietrzyk odwracał kartki. Rozmawiając z Dorcas spoglądałem na kolejne wizerunki mężczyzn, kobiet i potworów, dzięki czemu pozostały w mojej pamięci aż po dziś dzień. Od czasu do czasu pojedyncze słowa lub nawet całe wyrażenia zdawały się wyskakiwać z kart, kiedy promienie stojącego nisko na niebie słońca zalśniły szczególnie mocno w błyszczącym atramencie. „Bezlitosny wojownik…", „…klarowna żółć…", „Działo się to w dawnych czasach, kiedy świat był młody". ,,Piekło nie ma granic ani też nie jest w żaden sposób określone, gdyż istnieje tylko tam, gdzie my jesteśmy, a gdzie my jesteśmy, tam musi być Piekło".
— Nie chcesz teraz czytać? — zapytała Dorcas.
— Nie. Chcę usłyszeć, co się stało z Jolentą.
— Naprawdę nie wiem. Spałam, a śniło mi się… to, co zawsze. Weszłam do sklepu z zabawkami. Na półkach tłoczyło się mnóstwo lalek, pośrodku zaś znajdowała się studnia, na której cembrowinie też siedziały lalki. Pamiętam, jak pomyślałam sobie, że moje dziecko jest jeszcze za małe, by bawić się lalkami, ale one były takie śliczne, a ja od dawna nie miałam żadnej lalki, postanowiłam więc kupić sobie jedną i zachować dla dziecka. Wybrałam najładniejszą — jedną z tych, które siedziały na studni — ale kiedy sprzedawca podał mi ją, zobaczyłam, że to Jolenta i wypuściłam ją z rąk. Spadała bardzo długo ku jakiejś ciemnej wodzie. Potem obudziłam się i oczywiście spojrzałam na nią, żeby się przekonać, czy nic jej nie jest…
— I zobaczyłaś, że krwawi?
Dorcas skinęła głową. Promienie słońca zalśniły w jej złotych włosach.
— Zawołałam więc ciebie, dwa razy, a potem zobaczyłam cię przy tej łasze piasku obok tej okropnej rzeczy , która wyłoniła się z wody.
— Nie musisz się już niczego bać — powiedziałem. — Jolenta została ugryziona przez jakieś zwierzę, to zupełnie oczywiste. Nie mam pojęcia, co to za zwierzę, ale sądząc po rozmiarach ukąszenia, było raczej niewielkie. Nie powinniśmy obawiać się go bardziej niż innych małych zwierząt o ostrych zębach i paskudnym charakterze.
— Pamiętam, jak kiedyś opowiadano mi o żyjących na północy nietoperzach, które odżywiają się ludzką krwią. Straszono mnie nimi, kiedy byłam dzieckiem. Kilka lat później do naszego domu dostał się zwykły nietoperz. Został zabity, a ja zapytałam ojca, czy to był ten pijący krew i czy takie stworzenia naprawdę istnieją. Powiedział, że istnieją i żyją na dalekiej północy, w gorących, wilgotnych lasach rosnących w samym sercu świata. Nocami kąsają śpiących ludzi lub pasące się bydło, ich ślina zaś jest tak trująca, że rany w ogóle nie chcą się goić. — Umilkła na chwilę i spojrzała na wierzchołki drzew. — Ojciec powiedział także, że miasto od początku swego istnienia przesuwa się coraz bardziej na północ i że prędzej czy później dotrze do obszarów zamieszkanych przez te nietoperze, które osiedlą się wówczas w opuszczonych budynkach. Mieszkańcy Domu Absolutu już teraz muszą mieć z nimi spore problemy, a my przecież jeszcze się na dobre nie oddaliliśmy od niego.
Читать дальше