— W tej częściowej próżni powinno być po prostu czyste, spokojne powietrze. W porządku; przekażę im dobrą wiadomość. Wszyscy przelecimy przez oko cyklonu.
Kiedy byli już blisko źrenicy, niebo nad nimi pociemniało. Czyżby zbliżała się noc? Trudno było to stwierdzić. Gruba warstwa chmur czyniła ciemnym i ponurym nawet jasny, słoneczny dzień.
Oko od kącika do kącika liczyło sobie co najmniej sto mil długości, zaś jego wysokość wynosiła około czterdziestu mil. Teraz jego kontury wydawały się bardziej błękitne, niż białe. Mogli dostrzec pasma i zgrubienia rozwiewanych obłoków. Źrenica była w istocie tunelem utworzonym przez kłębiące się wiatry, niemniej jednak całość ciągle jeszcze wyglądała jak gigantyczne oko.
Lecieli prosto w oko Boga. Widok był wstrząsający, przerażający, niemal humorystycznie przerysowany. Louis był gotów jednocześnie śmiać się i krzyczeć z przerażenia. Lub zawrócić. Wystarczyłaby przecież jedna osoba, żeby sprawdzić, czy w podłodze Pierścienia rzeczywiście zieje czarny otwór. Lotus mógłby okrążyć Oko dookoła i…
Byli już w środku.
Wlecieli w czarny korytarz, rozświetlony uderzającymi właściwie bez przerwy błyskawicami. Dokoła nich powietrze było doskonale spokojne. Poza obszarem źrenicy kłębiły się spienione niczym fale chmury, mrując szybciej, niż najpotężniejszy cyklon.
— Pożeracz liści miał rację — ryknął Mówiący-do-Zwierząt. — To po prostu burza.
— Najzabawniejsze, że jako jedyny nie wpadł w panikę kiedy to zobaczył! — odwrzasnął Louis. — Widocznie laleczniki nie są przesądne.
— Widzę coś! Z przodu! — krzyknęła Teela.
Dziura w podłodze tunelu. Louis wyszczerzył zęby w nerwowym uśmiechu i delikatnie położył dłonie na sterach. Nad tą dziurą mogło nieźle rzucać.
Był teraz zdecydowanie mniej spięty i zdenerwowany niż w chwili, kiedy wlatywali do Oka. Co mogło mu grozić w miejscu, którego nie bał się nawet laleczmk?
Chmury i błyskawice otaczały ich coraz ciaśniejszymi kręgami.
Wyhamowali i zawiśli nad otworem, ciągiem silników przeciwstawiając się wsysającej ich weń sile. Stłumiony dźwiękochłonnymi barierami ryk cyklonu żelazną obręczą ściskał im głowy.
Zupełnie, jakby zaglądali w otwór komina. Oczywiście, niknęło w nim powietrze, ale czy było po prostu wypompowywane, czy też może wysysane i wyrzucane w czyhającą po drugiej stronie cienkiej wstążki Pierścienia próżnię? Niewiele moli zobaczyć…
Louis nie zauważył, kiedy Teela skierowała swój skuter w dół. Znajdowała się zbyt daleko od niego, migoczące, upiorne światło było zbyt niezwykłe, a on patrzył akurat prosto w czarny otwór komina. Dostrzegł co prawda niknącą w nim, srebrzystą iskierkę, ale nie zwrócił na to żadnej uwagi.
Dopiero później usłyszał przytłumiony, przeraźliwy krzyk Teeli.
Obraz jeb twarzy przekazywany przez niterkom był czysty i wyraźny. Teela patrzyła w dół i była przerażona.
— Co się stało? — ryknął .
Z trudem dosłyszał jej odpowiedź:
— … ma mnie!
Spojrzał ponownie w dół.
W wypełniającej otwór komina pustce panował zupełny spokój, wściekle wirowały tylko jej krawędzie. Rozświetlał ją dziwny blask, mający swe źródło niee w wyładowaniach elektrycznych, ale w katodowych efektach powstających dzięki różnicom potencjałów w niemal zupełnej próżni. Na samym dole migotało coś… jakby iskra, która mogła być skuterem, gdyby znalazł się ktoś na tyle głupi, żeby dać nura w ryczący maelstorm tylko po to, by przyjrzeć się z bliska dziurze, za którą przecież mogła znajdować się tylko pustka.
Louis poczuł, że ogarnia go jakiś nieprawdopodobny bezwład. Nic już nie można było zrobić. Nic.
Odwrócił wzrok.
Nad tablicą przyrządów zobaczył twarz Teeli. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się w coś potwornego. Z nosa ciekła krew.
Przerażenie powoli ustępowało z twarzy dziewczyny, pozostawiając po sobie trupioblady spokój. Lada moment mogła zemdleć. Anoksja? Bariera dźwiękochłonna nie wypuściłaby powietrza ze swojego wnętrza, ale najpierw trzeba ją było włączyć.
Półprzytomne oczy Teeli patrzyły prosto w Louisa Wu. Zrób coś, błagały. Zrób coś.
Jej głowa opadła bezwładnie na tablicę przyrządów.
Lotus czuł w ustach smak krwi. Nawet me zdawał sobie sprawy, że niemal odgryzł sobie dolną wargę. Spojrzał w dół, w oświetloną neonowym blaskiem gardziel komina, przypominającą powiększony do monstrualnych rozmiarów wir, powstający w wannie podczas spuszczania wody. Dostrzegł srebrną iskierkę, która musiała być skuterem Teeli…
… skręcającą nagle w bok i wbijającą się z ogromną siłą w wirującą ścianę komina.
Kilka sekund później daleko przed nim, już poza Okiem, pojawiła się przesuwającą się z olbrzymią prędkością smuga kondensacyjna. Ani przez chwilę nie miał wątpliwości, że jest to skuter Teeli.
— Co się stało? — doszedł go głos kzina.
Louis potrząsnął tylko głową, był jak ogłuszony. Miał wrażenie, jakby w jego obwodach logicznego myślenia nastąpiło nagle zwarcie, uniemożliwiając przeprowadzenie najprostszego nawet rozumowania.
Obraz nad jego tablicą przyrządów pokazywał jedynie opuszczoną głowę i czarne włosy Teeli. Była nieprzytomna w pędzącym na oślep z dwukrotną prędkością dźwięku skuterze. Coś trzeba zrobić, ale co?…
— Przecież ona miała umrzeć, Louis. Czyżby Nessus uruchomił jakieś ukryte urządzenie sterownicze?
— Nie. Chciałbym, żeby tak było, ale… Nie.
— A ja uważam, że właśnie tak się stało — oznajmił Mówiący-do-Zwierząt.
— Widziałeś , co się stało! Zemdlała, uderzyła głową w tablicę przyrządów i jej skuter wystrzelił w bok, jakby goniło go tysiąc diabłów! Po prostu odblokowała czołem stery, a jej ciało pchnęło drążek w odpowiednią stronę.
— Nonsens.
— Aha… — Louis marzył tylko o tym, żeby zasnąć i przestać myśleć…
— Zastanów się nad prawdopodobieństwem, Louis. — Kzin dopiero wtedy zrozumiał i szczęka opadła mu ze zdumienia. Dopiero po dłuższej chwili zdobył się na to, żeby wykrztusić — Nie. To niemożliwe.
— Aha… — powtórzył Louis.
— Przecież nie byłaby tu z nami. Nessusowi nigdy nie udałoby się jej odnaleźć. Zostałaby na Ziemi.
Uderzyła kolejna błyskawica, oświetlając długi, wirujący tunel. Cienka, prosta linia wskazywała ślad przelotu skutera Teeli. Sam skuter zniknął już w oddali…
— A przede wszystkim, nigdy nie spotkałaby nas ta katastrofa!
— Właśnie się nad tym zastanawiam.
— Może lepiej zacznij się zastanawiać nad tym, jak ocalić jej życie.
Louis skinął głową. Bez specjalnego pośpiechu wcisnął przycisk wzywający Nessusa — kzin nigdy by tego nie zrobił.
Lalecznik odpowiedział niemal od razu, jakby cały czas czekał na sygnał. Louis ze zdziwieniem zauważył, że kzin nie wyłączył swojego interkomu. W skrócie opowiedział Nessusowi, co się stało.
— Wygląda na to, że obydwaj nie mieliśmy racji co do Teeli — stwierdził lalecznik.
— Właśnie.
— Leci na dopalaczu. Niemożliwe, żeby włączyła go uderzeniem głową.
Właściwie, w ogóle nie można go przypadkowo włączyć.
— A gdzie go się włącza? — zapytał Louis. Kiedy lalecznik pokazał mu, mruknął — Mogła wsadzić tam palec po prostu z ciekawości, żeby zobaczyć, co się stanie.
— Naprawdę?
— Co możemy teraz zrobić? — wtrącił się Mówiący-do-Zwierząt.
Читать дальше