Kzin parskał coś straszliwie obraźliwego w Języku Bohaterów, ale jego odpowiedź w interworldzie była zaskakująco spokojna.
— Nie rozumiem cię. Co nas może obchodzić źródło energii, którą dysponuje Pierścień? A jeśli nawet, to wylądujmy, znajdźmy jakiegoś tubylca i po prostu zapytajmy go o to!
— Nie zgadzam się na lądowanie.
— Czy kwestionujesz moje umiejętności pilota?
— Czy kwestionujesz moje uprawnienia dowódcy?
— Skoro już sam poruszyłeś tę kwestię…
— Nie zapomnij, że ciągłe mam tasp. Ja decyduje o tym, co stanie się ze „Szczęśliwym Trafem” i napędem nadprzestrzennym kwantum B, i ja jestem Najlepiej Ukrytym na tym statku. Pamiętaj, że…
— Dość! — przerwał Louis.
Obaj spojrzeli na niego.
— Trochę za wcześnie zaczęliście się kłócić. Czemu nie obejrzeć prostokątów przez teleskop? Wtedy obydwaj będziecie znali więcej faktów, którymi będziecie mogli w siebie rzucać. To da wam więcej satysfakcji.
Głowy Nessusa spojrzały szybko na siebie. Kzin wsuwał i wysuwał pazury.
— A teraz, jeżeli chodzi o bardziej przyziemne sprawy — ciągnął Louis. — Wszyscy jesteśmy podenerwowani. Zmęczeni. Głodni. Kto lubi się kłócić z pustym żołądkiem? Ja osobiście mam zamiar godzinę się zdrzemnąć. Wam radzę zrobić to samo.
— Nie będziesz patrzył? — zapytała ze zdumieniem Teela. — Przecież bodziemy przelatywać nad wewnętrzną powierzchnią!
— Opowiesz mi, co widziałaś — powiedział, po czym wyszedł.
Kiedy się obudził, czuł przejmujący głód i kręciło mu się w głowie. Głód był tak wielki, że kazał mu najpierw wziąć sobie potężną kanapkę i dopiero potem pozwolił mu iść do sterowni.
— I co?
— Już po wszystkim — odpowiedziała chłodnym tonem Teela. — Krążowniki, diabły, smoki, wszystko na raz. Mówiący walczył z nimi gołymi rękami. Z pewnością by to ci się spodobało.
— Nessus?
— Ustaliliśmy z Mówiącym, że lecimy do czarnych prostokątów. Mówiący położył się spać.
— Jest coś nowego?
— Trochę. Zaraz ci pokażę.
Lalecznik pomajstrował coś przy ekranie. Najwidoczniej znał pismo kzinów.
Obraz przypominał oglądaną z dużej wysokości powierzchnie Ziemi; góry, rzeki, doliny, jeziora, nagie przestrzenie, które mogły być pustyniami.
— Pustynie? .
— Na to wygląda. Mówiący przeprowadzał pomiary temperatury i wilgotności. Wszystko wskazuje na to, że Pierścień, przynajmniej częściowo, wymknął się swoim twórcom spod kontroli. Na co komuś byłyby pustynie?
Po przeciwnej stronie odkryliśmy jeszcze jeden ocean, równie duży, jak ten. Badania spektrum pozwoliły stwierdzić, że woda jest słona.
Twoja propozycja okazała się bardzo rozsądna — kontynuował Nessus. — Chociaż Mówiący i ja jesteśmy przeszkolonymi dyplomatami, ty jesteś z nas chyba najlepszy.
Kiedy skierowaliśmy teleskop na prostokąty, kzin od razu zgodził się, żeby tam lecieć.
— Tak? A to dlaczego?
— Stwierdziliśmy coś dziwnego. Otóż te prostokąty poruszają się z prędkością znacznie większą od orbitalnej.
Louis o mało się nie udławił.
— To wcale nie jest niemożliwe — odpowiedział samemu sobie lalecznik. — Mogą przecież krążyć wokół słońca po orbicie eliptycznej, nie koniecznie po kołowej. Wcale nie muszą utrzymywać stałej odległości.
Louisowi jakoś udało się przełknąć kęs, który stanął mu w gardle.
— Przecież to wariactwo! Cały czas zmieniałaby się długość dnia i nocy.
— Początkowo sądziliśmy, że chodzi tu o rozróżnienie zimy i lata — wtrąciła Teela — ale to też nie miało sensu.
— Oczywiście, że nie. Prostokąty wykonują pełen obrót w niecały miesiąc. Komu potrzebny rok trwający trzy tygodnie?
— Widzisz wiec, na czym polega problem — powiedział Nessus. — Ta anomalia była zbyt mała, by dostrzec ją z naszego systemu. Co jest jej powodem? Czy w pobliżu Słońca występuje raptowny skok grawitacji i stąd ta większa prędkość? Jakkolwiek by było, czarne prostokąty zasługują na to, by im się dokładniej przyjrzeć.
Upływ czasu znaczyła powolna wędrówka czarnego prostokąta przez tarczę słońca.
Kzin wyłonił się ze swojej kabiny, zamienił kilka słów z ludźmi, po czym zastąpi Nessusa przy sterach.
Wkrótce potem wyszedł z kabiny sterowniczej. Nie powiedział ani słowa, ale lalecznik, drżąc na całym ciele, zaczął się cofać przed jego morderczym spojrzeniem. Kzin gotów był zabijać.
— No, dobrze — westchnął z rezygnacją Louis. — O co chodzi tym razem?
— Ten zjadacz liści… — zaczął Mówiący-do-Zwierząt, ale głos uwiązł mu w gardle. Odchrząknął i zaczął jeszcze raz. — Ten schizofrenik wprowadził nas na trajektorię wymagającą najmniejszego zużycia paliwa. W tym tempie dotarcie do pasa prostokątów zajmie nam cztery miesiące.
I kzin zaczął przeklinać w Języku Bohaterów.
— Sam nas na nią wprowadziłeś — zaprotestował słabo Nessus.
— Chciałem powoli wyjść z płaszczyzny Pierścienia, żeby przyjrzeć się jego powierzchni — odparł kzin podniesionym głosem. — Potem mogliśmy od razu ruszyć w stronę czarnych prostokątów, docierając tam w ciągu kilku godzin, zamiast miesięcy!
— Nie krzycz na mnie, Mówiący. Gdybyśmy ruszyli dużym ciągiem w stronę prostokątów; nasza przewidywana trajektoria mierzyłaby prosto w Pierścień. Chciałem tego uniknąć.
— Przecież możemy wycelować w Słońce — zauważyła Teela. — Wszyscy zwrócili się w jej stron.
— Jeżeli mieszkańcy Pierścienia obawiają się , że na nich spadniemy, z pewnością cały czas dokładnie nas śledzą — wyjaśniła spokojnie. — Kiedy przewidywana trasa naszego lotu będzie mierzyła prosto w Słońce, wtedy przestaniemy być niebezpieczni. Rozumiecie?
— To nawet niegłupie — mruknął kzin.
Lalecznik wykonał gest, stanowiący odpowiednik wzruszenia ramionami. — Ty jesteś pilotem. Rób, jak uważasz, ale nie zapominaj…
— Nie bój się, nie zamierzam przelecieć przez Słońce. W odpowiedniej chwili wejdę na orbitę równoległą do prostokątów.
Po czym kzin wycofał się do sterowni. Wycofanie się w odpowiednim momencie było sztuką, którą opanowało bardzo niewielu kzinów.
Statek przez pewien czas leciał równolegle do Pierścienia; kzin, posłuszny rozkazom lalecznika, nie włączał silników głównego ciągu. Potem wytracił prędkość orbitalną, tak że „Kłamca” zaczął spadać ku Słońcu, a następnie obrócił go przodem do kierunku lotu i zaczął przyspieszać.
Wewnętrzna powierzchnia Pierścienia wyglądała jak szeroka, błękitna wstęga, naznaczona licznymi granatowymi i białymi plamami. Nawet krótka obserwacja wystarczała, by stwierdzić, że szybko się od niej oddalają. Kzin nie tracił czasu.
Louis zamówił dwie szklanki mochy i jedną z nich podał Teeli.
Rozumiał gniew kzina. Pierścień przerażał go. Mówiący-do-Zwierząt był przekonany o tym, że i tak będzie musiał wylądować, toteż starał się doprowadzić do tego jak najprędzej, póki nie opuściła go jego odwaga.
Kzin ponownie wyszedł ze sterowni.
— Za czternaście godzin wejdziemy na orbity czarnych prostokątów. Coś ci powiem, Nessus. My, wojownicy Patriarchy, od dzieciństwa jesteśmy uczeni cierpliwości. Ale wy, laleczniki, macie cierpliwość nieboszczyków.
— Skręcamy — odezwał się nieswoim głosem Louis i uniósł się z miejsca. Dziób statku odchylał się coraz bardziej w bok od wyznaczonego kursu.
Nessus wrzasnął przeraźliwie i skoczył przed siebie. Był jeszcze w powietrzu, kiedy „Kłamca” rozjarzył się potwornym blaskiem niczym olbrzymia żarówka, i zatoczył się…
Читать дальше