Każdy u którego wykryto coś takiego musi poddać się bardzo szczegółowym ponownym badaniom. Cofnięty zostaje przydział małżeński, co jest strasznie kłopotliwe dla współmałżonka. To również oznacza, że nie… żadnych… — jej głos przeszedł w szept — dzieci.
— Żadnych dzieci? — Spytał głośno Baley.
Gladia zaczerwieniła się — Nie wypada wymawiać tego słowa! — Dz… dzieci.
— Można się przyzwyczaić — powiedział Baley szorstko.
— Tak, ale jeśli do tego przywyknę, może mi się zdarzyć, że powiem to w towarzystwie, a wtedy nic tylko pod ziemię się zapaść…
W każdym razie, jeśli małżeństwo miało dzieci (widzisz powtórzyłam to słowo) trzeba je odnaleźć i przebadać — to było jedno z zajęć Rikaina, nawiasem mówiąc — i to dopiero kłopot.
Baley pomyślał o Thoolu. Niekompetencja lekarza była naturalnym następstwem uwarunkowań społecznych i nie oznaczała niczego złego. Nie musiała oznaczać. — Można go skreślić, ale cienką kreską — pomyślał.
Przyglądał się jedzącej Gladii. Jej ruchy były zgrabne i eleganckie, apetyt miała normalny. Jego własny ptak był wyśmienity.
Gdy chodziło o jedzenie, Zaziemskie światy potrafiłyby rozpieścić Baleya.
— Co sądzisz, Gladio, o tym otruciu? — spytał.
Podniosła wzrok — Staram się o tym nie myśleć. Może to nie było otrucie.
— To było otrucie.
— Ale przecież nikogo tam nie było.
— Skąd wiesz?
— Tam nikogo nie mogło być. Nie miał żony, odkąd wyczerpał swój limit dz… — wiesz o co mi chodzi. A skoro nie było tam nikogo, kto mógłby podać mu truciznę, jak mógł zostać otruty?
— A jednak został otruty. To fakt, z którym trzeba się pogodzić.
Zachmurzyła się — Czy sądzisz, że sam to zrobił?
— Wątpię. Dlaczego miałby to robić, i to jeszcze publicznie?
— A wiec to się nie mogło zdarzyć, Eliaszu. Nie mogło!
— Przeciwnie, Gladio! Łatwo można było tego dokonać. Chyba odgadłem ,jak to było.
8. Wyzwanie rzucone kosmicie.
Gladia wstrzymała oddech — Ja nie mogę zgadnąć. Czy wiesz kto to zrobił?
Baley skinął głowa — Ten, kto zabił twego męża.
— Jesteś pewien?
— A ty nie? Morderstwo twojego męża było pierwsze w historii Solarii. W miesiąc później mamy następne morderstwo. Czy to może być przypadek? Dwaj mordercy w jednym miesiącu w świecie, który nie zna zbrodni? Przy tym druga ofiara prowadziła śledztwo w sprawie pierwszej zbrodni, stanowiła zagrożenie dla mordercy.
— Więc dobrze! — Gladia zajęła się swoim deserem, mówiąc miedzy jednym a drugim łykiem — Jeśli tak, jestem niewinna.
— Jak to, Gladio?
— No jakże, Eliaszu! W życiu nie byłam nawet w pobliżu posiadłości Gruera, nie mogłam go więc otruć, a jeśli nie — no to cóż.
nie zabiłam też męża.
Baley jednak milczał. Dobry humor Gladii zniknął i opadły jej kąciki ust — Czy tak nie uważasz, Eliaszu?
— Nie mam pewności — odpowiedział Baley — Jak ci mówiłem.
znam sposób, którego użyto by otruć Gruera. Każdy mógłby się nim posłużyć, czy był kiedyś u Gruera, czy nie.
Gladia zacisnęła pięści — Chcesz powiedzieć, że to zrobiłam?
— Tego nie mówię.
— Ale dajesz do zrozumienia — wargi jej zbielały z gniewu, na policzkach wystąpiły plamy — Czy dlatego chciałeś mnie oglądać?
Zęby mi zadawać podchwytliwe pytania, złapać mnie w pułapkę?
— Chwileczkę…
— Udawałeś, że mi współczujesz, że mnie rozumiesz. Ty… ty Ziemianinie!
Ostatnie słowa wymówiła już ochrypłym głosem.
Daniel odezwał się zwracając ku Gladii swą idealnie spokojną twarz — Proszę wybaczyć, pani Delmarre ale tak pani ściska nóż, ze może się skaleczyć. Proszę uważać.
Gladia spojrzała z wściekłością na krótki, tępy i niewątpliwie całkiem nieszkodliwy nóż, który trzymała w ręku. Uniosła go raptownie.
— Nie możesz mnie dosięgnąć, Gladio — rzekł Baley.
— A kto by cię chciał dosięgnąć? Uch — wzdrygnęła się z przesadnym wstrętem i zawołała — Przerwać połączenie!
Ostatnie słowa musiały być skierowane do niewidocznego robota i oto jej połowa sali znikły. Znów pojawiła się ściana.
— Czy się mylę, czy też uważasz ją za winną — spytał Daniel.
— Mylisz się — odpowiedział Baley. — Ktokolwiek to zrobił, potrzebował zupełnie innych cech niż je ma ta biedaczka.
— Ma temperament.
— I co z tego? Większość ludzi go ma. Pamiętaj, że ona żyje w stałym napięciu. Gdyby ktoś naskoczył na mnie tak, jak na nią, nie skończyłoby się na wywijaniu głupim małym nożem.
— Nie mogę wydedukować, jak można otruć kogoś na odległość.
— Wiem, że nie możesz — powiedział z satysfakcją Baley. Rozwiązanie tej akurat łamigłówki nie jest w twojej mocy.
Daniel przyjął te słowa ze zwykłym spokojem.
— Mam dla ciebie dwa zadania, Danielu — rzekł Baley.
— Jakie to zadania, Eliaszu?
— Po pierwsze, skontaktuj się z doktorem Thoolem i spytaj o stan pani Delmarre po tym, jak zabito jej męża, jak długiego leczenia wymagała i tak dalej…
— Czy zależy ci na czymś szczególnym?
— Nie, po prostu gromadzę dane. W tym świecie to niełatwa sprawa. Po drugie: dowiedz się, kto zastąpi Gruera na stanowisku dyrektora służby bezpieczeństwa i załatw mi połączenie z nim jutro rano. Co do mnie — powiedział, nie usiłując ukryć niechęci — idę spać i mam nadzieję, że w końcu zasnę.
— Czy myślisz — spytał z rozdrażnieniem — że mają tu jakieś przyzwoite książkofilmy.
— Radziłbym wezwać robota — bibliotekarza — odpowiedział Daniel.
Rozmowa z robotem zirytowała Baleya. Wolałby sam wybierać książki.
— Nie, — mówił — nie chodzi o klasykę. Chodzi mi o powieści z życia współczesnej Solarii. Przynieś mi ich z pół tuzina.
Robot podporządkował się (bo musiał) ale nawet sięgając manipulatorami, by wydobyć książkofilmy z przegródek, plótł coś z uniżonością o innych działach biblioteki.
— Może panu spodobałyby się powieści przygodowe z czasów pionierskich, a może znakomite przeglądowe opracowania z dziedziny chemii z ruchomymi modelami atomów, a może coś z fantasy, a może z galaktografii? — Ta lista me miała końca.
Baley czekał w ponurym milczeniu na swoje pół tuzina książek, powiedział — Wystarczy — Sięgnął (własnymi rakami) po czytnik i wyszedł.
Gdy robot poszedł za nim, pytając — Czy życzy pan sobie pomocy przy dostrajaniu, proszę pana? — Baley odwrócił się i warknął — Nie! Zostań, gdzie jesteś.
Robot skłonił się i przystanął.
Leżąc potem w łóżku, którego szczyt jarzył się światłem, Baley pożałował lej decyzji. Czytnik był nieznanego mu typu. Zawziął się jednak i metodą cofania się i posuwania drobnymi kroczkami naprzód zdołał przecież coś osiągnąć. Jeżeli nawet ostrość była nienajlepsza, nie była to wysoka cena niezależności od robotów.
W ciągu godziny przejrzał cztery z sześciu filmów. Rozczarowały go.
Miał swoją teorię. Sądził, że nie ma lepszego sposobu poznania życia i poglądów w te sprawy, jeśli miał prowadzić śledztwo.
‘Trzeba było jednak porzucić teorię. Pobieżna lektura ukazała mu ludzi, którzy mieli śmieszne problemy, zachowywali głupio i reagowali w niezrozumiały sposób. Dlaczego jakaś kobieta miałaby porzucać pracę dowiedziawszy się, że jej dziecko obrało ten sam zawód?
Dlaczego odmawiała wyjaśnienia powodów, dopóki nie wynikły z tego przykre i śmieszne komplikacje? Dlaczego lekarz i artystka mieliby się wstydzić tego, że przydzielono ich sobie? Co było tak szlachetnego w upieraniu się lekarza przy prowadzeniu badań nad robotami?
Читать дальше