Bliss rzekła nieco podniesionym głosem:
— Jesteś w wielkim błędzie, jeśli uważasz, że Gaja wegetuje i zmienia się w skamielinę. Cały czas kontrolujemy nasze działania i poglądy. Nie są one przyjmowane bezmyślnie i nie trwają siłą bezwładu. Gaja opiera się na swoim doświadczeniu i na swoich przemyśleniach i stale uczy się. Dlatego zmienia się, jeśli jest to konieczne.
— Nawet jeśli jest tak, jak mówisz, to ta samokontrola i nauka muszą przebiegać bardzo powoli, gdyż na Gai nie ma niczego, co nie byłoby Gają. Natomiast u nas, w wolnym społeczeństwie, nawet jeśli prawie wszyscy w czymś się zgadzają, to zawsze jest przynajmniej kilku, którzy się nie zgadzają i niekiedy właśnie oni mogą mieć rację. A jeśli są przy tym wystarczająco inteligentni, jeśli mają dość zapału i są wystarczająco pewni swej słuszności, to w końcu ich racje zwyciężają, a oni sami stają się w przyszłości bohaterami. Taki był na przykład Hari Seldon, który stworzył psychohistorię, przeciwstawił swą myśl całemu Imperium Galaktycznemu i zwyciężył.
— Zwyciężał tylko do tej pory. Drugie Imperium, które zaprojektował, nigdy nie powstanie. Zamiast niego powstanie Galaxia.
— Na pewno? — spytał posępnie Trevize.
— To była twoja decyzja i choć teraz robisz, co możesz, żeby mnie przekonać o wyższości izoli i ich wolności do zbrodni i głupoty, to jest coś w zakamarkach twego mózgu, co zmusiło cię, w chwili kiedy dokonywałeś wyboru, do przyznania racji mnie — nam — Gai.
— To, co kryje się w zakamarkach mego mózgu — odparł jeszcze posępniej Trevize — jest właśnie tym, czego szukam… Na początek tam — dodał, wskazując na ekran, na którym widać było wielkie, rozpościerające się aż po horyzont, miasto. Składało się z niskich budynków, tylko gdzieniegdzie przedzielonych jakimś wyższym gmachem. Otaczały je pokryte szronem pola.
Pelorat pokręcił głową.
— Niedobrze. Chciałem się z bliska przyjrzeć planecie, ale zaciekawiła mnie wasza dyskusja i przegapiłem odpowiednią chwilę.
— Nie przejmuj się, Janov — powiedział Trevize. — Będziesz mógł się dokładnie przyjrzeć, jak będziemy stąd odlatywać. Obiecuję, że nie odezwę się ani słowem, jeśli tylko zdołasz przekonać Bliss, żeby też nic nie mówiła.
„Odległa Gwiazda”, podążając za naprowadzającym ją na właściwy tor mikrofalowym sygnałem, podeszła do lądowania.
Kendray miał ponurą minę, kiedy powrócił na stację i przyglądał się oddalającej się „Odległej Gwieździe”. Pod koniec służby był w dalszym ciągu wyraźnie przygnębiony.
Siadał właśnie do kolacji, kiedy zjawił się jeden z jego kolegów — wysoki kościsty mężczyzna o głęboko osadzonych oczach, rzadkich jasnych włosach i brwiach tak jasnych, że z daleka wydawało się, że ich w ogóle nie ma.
— Co się stało, Ken? — spytał.
Kendray skrzywił usta.
— Ten statek, który dopiero co przepuściłem, miał napęd grawitacyjny, Gatis.
— Ten o takim dziwnym kształcie i zerowej radioaktywności?
— Właśnie dlatego nie był radioaktywny. Nie używa żadnego paliwa. Czysta grawitacja.
Gatis skinął głową.
— Ten, na który mieliśmy uważać, tak?
— Tak.
— No i trafił się tobie. Szczęściarz z ciebie.
— Nie taki szczęściarz. Była na nim kobieta bez papierów… i nie zameldowałem o tym.
— Co?! Nawet nie mów mi o tym. Ani słowa. Nie chcę o tym wiedzieć. Jestem twoim kumplem, ale nie mam zamiaru dostać za współudział.
— Tym się akurat nie przejmuję. W każdym razie nie za bardzo. I tak musiałem przepuścić ten statek. Chcieli mieć grawitacyjny — ten albo inny. Wiesz o tym.
— Jasne, ale mogłeś przynajmniej zameldować o tej kobiecie.
— Nie chciałem. To nie była mężatka. Zabrali ją dla… dla rozrywki.
— A ilu facetów było na pokładzie?
— Dwóch.
— I zabrali ją dla… w tym celu. Muszą być z Terminusa.
— Zgadłeś.
— Na Terminusie robią, co chcą.
— No.
— Odrażające. I udało im się.
— Jeden z nich jest żonaty i nie chciał, żeby jego żona dowiedziała się o tym. Gdybym zameldował o tej kobiecie, to by się dowiedziała.
— Przecież ona jest chyba na Terminusie?
— Oczywiście, ale i tak by się dowiedziała.
— No to faktycznie mu się przysłużyłeś, jeśli jego stara się o tym dowie.
— Zgoda… ale to nie będzie moja wina.
— Dostaniesz za to, że o niej nie zameldowałeś. To, że chciałeś oszczędzić temu facetowi kłopotów, nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
— A ty byś zameldował?
— Myślę, że bym musiał.
— Wcale byś nie musiał. Rząd chce mieć ten statek. Gdybym się upierał, że muszę o tym zameldować, to ci faceci mogliby zmienić zamiar i odlecieć na jakąś planetę, a rząd nie chciałby, żeby się tak stało.
— Ale czy ci uwierzą?
— Myślę, że tak… Ta kobieta była bardzo ładna. Wyobraź sobie taką kobietę, która zgadza się polecieć z dwoma facetami, i żonatych facetów, którzy nie boją się skorzystać z takiej okazji… To niezła pokusa.
— Myślę, że nie chciałbyś, żeby szefowa dowiedziała się o tym… albo żeby jej takie podejrzenie przyszło do głowy.
— A kto jej o tym powie? Ty? — rzekł wyzywająco Kendray.
— Daj spokój. Przecież mnie znasz. — Wyraz oburzenia szybko zniknął z twarzy Gatisa. — To, że przepuściłeś tych facetów — powiedział — nie wyjdzie im na dobre.
— Wiem.
— Tam na dole szybko zorientują się w sytuacji i nawet jeśli tobie się upiecze, to ima na pewno nie.
— Wiem — powtórzył Kendray — ale szkoda mi ich. To, co ich czeka z powodu tej kobiety, to pestka w porównaniu z tym, co ich czeka z powodu tego statku. Kapitan napomknął…
Kendray przerwał, więc Gatis zapytał z zainteresowaniem:
— O czym?
— Nieważne — odparł Kendray. — Gdyby się to wydało, to dostałbym za swoje.
— Nikomu nie powiem.
— Ja też nie. Ale szkoda mi tych facetów.
Każdy, kto był w przestrzeni i zna jej monotonię, dobrze wie, że prawdziwe podniecenie podróżą kosmiczną odczuwa się dopiero wtedy, kiedy statek ma lądować na obcej planecie. Za oknem błyskawicznie pojawiają się i nikną to skrawki ziemi, to znów wody, figury i linie geometryczne, które mogą przedstawiać pola i drogi, zieleń roślinności, szarość betonu, brąz i czerń gołej ziemi, biel śniegu. Jednak najbardziej emocjonujący jest widok miast, gdyż na każdym świecie mają one inną geometrię i inną architekturę.
Lądowanie w normalnym statku dostarcza dodatkowych wrażeń w momencie zetknięcia się pojazdu z ziemią i później, podczas jego ślizgu po pasie startowym. W przypadku „Odległej Gwiazdy” wyglądało to inaczej. Statek płynął w powietrzu, stopniowo tracąc szybkość dzięki zręcznemu manipulowaniu oporem powietrza i siłą ciężkości, aż w końcu zatrzymał się nad portem kosmicznym. Wiał porywisty wiatr, co stwarzało dodatkową komplikację. Po przygotowaniu jej na minimalną reakcję na przyciąganie grawitacyjne „Odległa Gwiazda” miała nie tylko nienormalnie niską wagę, ale również masę. Jeśli masa jej zbliżyłaby się za bardzo do zera, to wiatr mógłby ją zdmuchnąć. Dlatego trzeba było nieco zwiększyć reakcję na przyciąganie, włączając silniki rakietowe, których ciąg trzeba było następnie ostrożnie regulować, tak aby zrównoważyć siłę wiatru. Bez odpowiedniego komputera manewr ten byłby raczej niemożliwy.
Statek powoli opadał w dół, przesuwając się czego nie można było uniknąć — to w jedną, to w drugą stronę, aż w końcu osiadł łagodnie na przeznaczonym dla niego miejscu.
Читать дальше