— Czy byłby pan uprzejmy bliżej nam to wyjaśnić? — spytała panna Dalessandro.
— W trakcie następnych spotkań. Naturalnie, naszych podróży nie możemy ograniczać wyłącznie do turystów. Historycy na przykład muszą posiadać dostęp do ważniejszych zdarzeń z przeszłości; konieczna jest przecież rewizja wszystkich historycznych interpretacji teraz, gdy wiemy, jak dane zdarzenie wyglądało rzeczywiście. Część dochodów z turystyki przeznaczyliśmy więc na stypendia dla wykwalifikowanych naukowców, umożliwiając im darmowe odwiedzanie interesujących ich epok. Opiekunami w tym wypadku są także kurierzy. Jednakże was ten aspekt naszej pracy interesuje mniej. Przewidujemy, że wszyscy ci, którzy się zakwalifikują, dostaną pod opiekę turystów.
Innym oddziałem Służby Czasowej jest Patrol Czasowy. Przedmiotem działalności Patrolu jest zapobieganie nadużyciom narzędzi, dostępnych nam dzięki efektowi Benchleya, i zapewnienie ochrony przed paradoksami. Na naszym następnym spotkaniu rozważymy dokładniej naturę owych paradoksów i sposób zapobiegania ich powstaniu. Na dziś koniec.
Dajani opuścił salę, a my zorganizowaliśmy sobie małe spotkanie natury towarzyskiej. Panna Dalessandro, wymachując rękami i demonstrując wszem wobec owłosione pachy, wzięła sobie za cel jasnowłosą, delikatną panią Chambers, która uciekła przed nią w objęcia pana Chudnika, potężnego wysokiego dżentelmena mającego w sobie coś z nieokreślonej arystokratyczności rzymskiego brązu. On jednak zajęty był właśnie dochodzeniem do porozumienia z panem Burlingame, smukłym, eleganckim i prawie na pewno nie aż tak homoseksualnym, jak sugerował jego wygląd. W końcu, szukając obrony przed bardzo zdecydowaną panną Dalessandro, pani Chambers wezwała na pomoc mnie. Poprosiła, żebym odprowadził ją do domu. Przyjąłem jej zaproszenie. Okazało się, że studiowała historię schyłku Cesarstwa Rzymskiego, co oznaczało, że nasze pola zainteresowań zachodzą na siebie. Seksowaliśmy mechanicznie, nieszczerze — bowiem seks tak naprawdę wcale jej nie interesował, robiła to wyłącznie z uprzejmości — a potem, aż do białego rana, dyskutowaliśmy o nawróceniu Konstantyna na chrześcijaństwo. Mam wrażenie, że pani Chambers zakochała się we mnie, ja jednak dałem do zrozumienia, że nie odwzajemniam jej uczuć, i wszystko się skończyło. Naukowcem jest niewątpliwie wspaniałym, ale jej blade, chude ciałko to nic ciekawego.
Na następnej lekcji omawialiśmy w szczegółach naturę paradoksów i sposoby zapobieżenia ich występowaniu.
— Największym stojącym przed nami wyzwaniem — rozpoczął Dajani — jest zachowanie nienaruszalności naszej teraźniejszości.
Wykorzystanie efektu Benchleya otworzyło puszkę Pandory, pełną potencjalnych paradoksów. Przeszłość nie jest już zamkniętym zbiorem faktów; możemy do woli podróżować pod prąd do czasu każdego interesującego nas wydarzenia, a tym samym jesteśmy w stanie zmienić tak zwaną rzeczywistość. Rezultat takiej zmiany byłby oczywiście katastrofalny. Powstałaby fala rozbieżności, która, dosięgnąwszy dzisiejszych czasów, zmieniłaby prawdopodobnie każdy aspekt naszego społeczeństwa. — Dajani ziewnął dyskretnie. Rozważcie, proszę, konsekwencje zezwolenia podróżnikowi w czasie na sześćsetletni wypad, w trakcie którego zabija on młodego Mahometa. Bez Mahometa dynamiczny rozwój islamu zahamowany zostałby w punkcie początkowym, nie byłoby arabskiego podboju Bliskiego Wschodu i południowej Europy, nie byłoby wypraw krzyżowych; miliony ludzi, uśmiercone w islamskim podboju, żyłyby nadal, w naszej rzeczywistości objawiliby się więc spadkobiercy nie istniejących rodów. Trudno wręcz ocenić konsekwencje takiego zdarzenia. A zdarzeniem byłoby zwykłe zabójstwo pomniejszego kupca w Mekce. Tak więc…
— Być może — wtrąciła panna Dalessandro — istnieje coś takiego jak prawo zachowania historii stanowiące, że gdyby nie było Mahometa, pojawiłby się jakiś inny charyzmatyczny Arab i zajął jego miejsce?
Dajani przeszył ją wzrokiem.
— Nie zaryzykujemy sprawdzenia, czy takie prawo rzeczywiście istnieje — powiedział. — Wolimy pilnować, by zdarzenia „przeszłe”, zapisane w annałach historii przed erą podróży w czasie, pozostały niezmienne. Od pięćdziesięciu lat naszej teraźniejszości całość przeszłej historii, którą do tej pory mieliśmy za niezmienną, stała się potencjalnie płynna; my jednak próbujemy utrzymać ją niezmienną. Temu celowi służy Patrol Czasowy, którego zadaniem jest pilnowanie, by wszystko, co stało się w przeszłości, stało się tak, jak się stało, niezależnie od tego, jak nieszczęsne było dane wydarzenie. Klęski, zabójstwa i inne tego rodzaju tragedie muszą zdarzyć się terminowo, w przeciwnym bowiem wypadku przyszłość, czyli nasza teraźniejszość, mogłaby zmienić się nieodwracalnie.
— Czy nie jest jednak tak, że nasza obecność w przeszłości zmienia przeszłość? — zainteresowała się panna Chambers.
— Właśnie miałem o tym wspomnieć — stwierdził Dajani, wyraźnie niezadowolony. — Jeśli założymy, że przeszłość i teraźniejszość są od siebie nieoddzielne, musimy także założyć, że turyści z przyszłości zawsze obecni byli podczas wydarzeń z przeszłości, nie rzucali się jednak w oczy i wzmianka o nich nie trafiła na karty kronik sporządzonych w czasie absolutnym. Tak więc podejmujemy wszelkie możliwe kroki, by ich obecność zamaskować, by wszyscy podróżujący pod prąd mogli uchodzić za obywateli tamtejszej teraźniejszości. Przeszłość obserwować wolno wyłącznie nie mieszając się do niej, gość w przeszłości jest obserwatorem milczącym i niewidzialnym. Przestrzegania tej zasady Patrol Czasowy wymaga z całą surowością. Niedługo dowiemy się, jak to czyni.
Mówiłem już o paradoksie sumy widzów. To poważny problem filozoficzny. Nie został jeszcze rozwiązany i przedstawię go wam teraz jako problem czysto teoretyczny, wyłącznie po to, by zobrazować skalę wiążących się z nim komplikacji. Proszę zauważyć: pierwszym podróżnikiem w czasie, który pod prąd dotarł na ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa, był historyk eksperymentalny Barney Navarre. Miało to miejsce w roku 2012. Przez następne dwadzieścia lat podobną podróż odbyło piętnastu, może dwudziestu innych historyków. Od chwili rozpoczęcia komercyjnych wycieczek na Golgotę w 2041 roku Ukrzyżowanie obserwowała przeciętnie jedna grupa na miesiąc — około stu turystów rocznie. Tak więc do dzisiaj było tam obecnych około tysiąca ośmiuset gości z przyszłości. Na czym polega problem? Otóż każda z grup wyrusza z innego miesiąca w naszym czasie, ale ląduje w jednym dniu! Jeśli liczba turystów podróżujących na Golgotę będzie nadal wzrastać w tempie stu rocznie, w połowie XXII wieku sięgnie co najmniej dziesięciu tysięcy, a — przy założeniu, że nie ograniczy się dopuszczalnego ruchu turystycznego — na początku XXIII wieku wyniesie sto tysięcy. Każdy podróżny, rzecz jasna, obecny w trakcie Pasji. Wiemy jednak, że dziś nie ma tam takich tłumów, mamy do czynienia z zaledwie kilkoma tysiącami Palestyńczyków; mówiąc „dziś” mam zresztą na myśli czas Ukrzyżowania względem bieżącego roku 2059. Oczywiście tłum będzie rósł w miarę upływu naszego czasu. Sprowadzony do absurdu, paradoks sumy widzów oferuje nam perspektywę miliardów turystów gromadzących się w celu obserwacji Ukrzyżowania, miliardów wypełniających Ziemię Świętą, rozlewających się na Turcję, kraje arabskie, a wreszcie Indie i Iran. Podobnie z każdym innym znaczącym wydarzeniem w historii ludzkości — w miarę jak rozpowszechniają się podróże w czasie, będzie w sposób nieunikniony obserwowane przez coraz liczniejsze audytorium. A przecież kroniki stałego czasu nie zanotowały niezwykłej liczby uczestników danego zdarzenia! Jak rozwiązać ten paradoks?
Читать дальше