Nagle zerwała się na równe nogi i za pomocą krzesiwa zapaliła wyplatany kaganek, który przyniosła ze sobą. Przy jego nikłym świetle zaczęła schodzić ze wzgórza, póki nie natknęła się na ścieżkę, tam zawahała się na chwilę, po czym skręciła na zachód. Raz przystanęła na moment i ledwie słyszalnym szeptem zawołała: — Alterro…! — Otaczający las odpowiedział jej niezmąconą nocną ciszą. Ruszyła dalej. przed siebie, aż znalazła go leżącego w poprzek ścieżki.
Śnieg sypał teraz gęściej, dzielił na smugi mętny, przyćmiony blask lampki. Nie topił się już na ziemi, lecz do niej przywierał; oblepił mu dokładnie białym puchem cały podarty płaszcz i nawet całe włosy. Dłoń — jej najpierw dotknęła — była zupełnie zimna. Nie żył. Usiadła w mokrym, oblamowanym śniegiem błocie i położyła sobie jego głowę na kolanach.
Drgnął i wydał z siebie jakby dziecięce kwilenie, które wyrwało Rolery z tępego odrętwienia. Przestała bezmyślnie wyczesywać mu śnieg z włosów i kołnierza, wyprostowała się na moment w pełnym skupieniu. Potem położyła go powoli z powrotem na ziemi, wstała, odruchowo próbując zetrzeć z ręki lepką krew i przy świetle kaganka zaczęła rozglądać się po poboczach ścieżki. Znalazła to, czego szukała, i zabrała się do roboty.
Do pokoju wpadały ukośnie słabe, delikatne promienie słońca. Grzały tak kojąco, że trudno się było obudzić, toteż wciąż na nowo pogrążał się w wodach snu, jak w głębokim, nie marszczonym nawet jedną falą jeziorze. Ale to światło za każdym razem wydobywało go na powierzchnię. Kiedy się w końcu obudził na dobre, ujrzał wokół siebie wysokie, szare ściany i wpadające przez szyby smugi słońca.
Leżał bez ruchu, wiodąc wzrokiem za słupem wodniście złocistego blasku, który przygasał i rozjaśniał na nowo, prześliznął się z podłogi na przeciwległą ścianę i rozlał się na niej czerwieniejącą, pełznącą w górę plamą. Do pokoju weszła Alla Pasfal. Ujrzawszy, że nie śpi, szepnęła do kogoś za plecami, żeby nie wchodził. Zamknęła drzwi, podeszła i uklękła obok niego.
Domy Alterran były skąpo umeblowane; sypiali na materacach położonych bezpośrednio na wysłanej filcem podłodze, a za krzesła służyły im najczęściej cienkie poduszki.
Tak więc Alla uklękła i spojrzała na Agata, a w czerwonawym blasku słońca jej czarna twarz wydawała mu się teraz znacznie jaśniejsza. Patrzyła na niego, ale na tej twarzy nie pojawił się nawet ślad współczucia. Za dużo przeżyła, w zbyt młodym wieku, by odruch współczucia i troski o innych drzemiący gdzieś w głębi jej duszy zdołał się kiedykolwiek przebić na światło dzienne i na starość zrobiła się zupełnie nieczuła. Pokręciła lekko głową i powiedziała cicho:
— Jacob… coś ty najlepszego zrobił…
Agat zebrał się w sobie, żeby coś z siebie wykrztusić, ale stwierdziwszy, że sprawia mu to ogromny ból i że właściwie nie bardzo ma co powiedzieć, dał za wygraną.
— Coś ty najlepszego zrobił…
— Jak się znalazłem w domu? — spytał w końcu, z takim trudem wymawiając słowa rozbitymi ustami, że Alla gestem ręki nakazała mu milczenie.
— Jak się tu dostałeś? O to pytałeś? Ona cię tu przywiozła. Ta dziewczyna z Tewaru. Zrobiła z gałęzi i swojego ubrania coś w rodzaju prymitywnych noszy czy też sań, wtoczyła cię na nie i przywlokła przez Wzgórza do Bramy Lądowej. W śnieżycę, w środku nocy. W samych spodniach, bo tunikę musiała podrzeć na pasy, żeby mieć cię czym przywiązać. Te wify są twardsze od skór, które noszą. Mówi, że po śniegu łatwiej było ciągnąć… Teraz po śniegu nie zostało już ani śladu. To było przedwczoraj. Biorąc wszystko pod uwagę, wcale szybko przyszedłeś do siebie.
Nalała mu kubek wody z dzbanka stojącego na tacy przy łóżku i pomogła mu się napić. Jej twarz pochylona nad nim wydawała się z bliska bardzo stara, delikatna, jakby wiek uczynił ją kruchą. Przemówiła do niego z niedowierzaniem: — Jak mogłeś coś takiego zrobić? Zawsze miałeś poczucie godności!
Odpowiedział jej w ten sam sposób, myślą. Ujęta w słowa znaczyła ona: — Nie mogę bez niej żyć.
Stara kobieta szarpnęła się do tyłu, jakby siłą swej namiętności zadał jej fizyczny cios i broniąc się przed nim zawołała na głos: — Dobry moment wybrałeś sobie na miłostki i romansowanie! Wszyscy polegają na tobie, a ty…
Powtórzył jeszcze raz to samo, bo to była prawda i jedyne, co miał jej do powiedzenia. Odparła mu szorstko w mowie myśli: — Ale przecież się z nią nie ożenisz, więc lepiej naucz się radzić sobie bez niej.
— Nie. — To było wszystko, co mógł odpowiedzieć. Opadła na pięty i siedziała przez chwilę w milczeniu. Kiedy znów otworzyła przed nim swe myśli, znalazł w nich całą otchłań goryczy. — No cóż, rób co chcesz, co to za różnica. Na tym etapie wszystko, co robimy, każde z osobna czy też wszyscy razem, jest bez sensu. Tej jednej, jedynej sensownej rzeczy zrobić nie potrafimy. Widać taki już nasz los. Możemy tylko dalej popełniać samobójstwo, powoli, po troszku, jedno po drugim. Aż nikt z nas nie zostanie, aż nie będzie Alterran, aż umrze ostatni wygnaniec…
— Allo… — przerwał jej na głos, wstrząśnięty głębią jej rozpaczy. — Czy… mężczyźni wyruszyli?
— Jacy mężczyźni? Nasi? — spytała z gorzkim sarkazmem. — Czy wymaszerowali wczoraj na północ? Bez ciebie?
— Pilotson…
— Gdyby Pilotson ich gdzieś poprowadził, to do ataku na Tewar. Żeby cię pomścić. Odchodził od zmysłów z wściekłości.
— A oni…
— Wify? Nie, oczywiście, że nigdzie się nie ruszyli. Kiedy się rozniosło, że córka Wolda biega do lasu sypiać z farbornem, stronnictwo Wolda zostało odrobinę ośmieszone i zdyskredytowane… To chyba dość jasne. Oczywiście łatwiej to dostrzec po fakcie, ale wydawałoby się, że ty…
— Na miłość boską, Allo!
— No dobrze. Nikt nie wyruszył na północ. Siedzimy tutaj i czekamy, aż ghalom spodoba się przyjść do nas. Jacob Agat leżał zupełnie nieruchomo, starając się nie zapaść w tył, głową do przodu w próżnię, jaka się pod nim otwierała. Pustą i prawdziwą otchłań swojej własnej dumy, aroganckiego samooszukiwania się, z którego wynikały wszystkie jego czyny — otchłań kłamstwa. Gdyby sam miał w niej utonąć, to mniejsza z tym. Ale co z ludźmi, których zawiódł?
Po chwili Alla przemówiła do niego ponownie:
— W najlepszym wypadku był to tylko nikły promień nadziei, Jacobie. Zrobiłeś wszystko, co było w twojej mocy. Ludzie i nieludzie nie są w stanie ze sobą współpracować. Sześćset domowych lat ciągłych niepowodzeń powinno cię było o tym przekonać. Twój szalony postępek był dla nich tylko dogodnym pretekstem. Gdyby nie on, bardzo szybko znaleźliby sobie jakiś inny powód, żeby wystąpić przeciwko nam. Oni są dla nas takimi samymi wrogami jak ghalowie. Czy Zima. Czy jak cała ta planeta, która nas nie chce. Jedyne przymierza, w jakie możemy wchodzić, to przymierza między sobą. Jesteśmy zdani na siebie. Nigdy nie wyciągaj ręki do żadnego stworzenia należącego do tego świata…
Odciął się od jej myśli, nie mogąc znieść bezmiaru jej rozpaczy. Próbował wycofać się w głąb własnych myśli; zamknąć się w sobie, ale coś uporczywie nie dawało mu spokoju, nękało go natarczywie gdzieś w głębi świadomości, aż nagle szarpnęło nim z taką ostrością, że zbierając wszystkie siły usiadł i wyjąkał:
— Gdzie ona jest? Chyba nie odesłaliście jej z… Siedziała obok niego w białej szacie Alterran, nieco dalej niż przedtem Alla Pasfal. Alli nie było. Wydawała się bez reszty pochłonięta jakąś robótką, chyba naprawianiem sandała. Nie zwróciła żadnej uwagi na to, że się odezwał; może zresztą mówił tylko we śnie. Ale w następnej chwili odezwała się swoim dźwięcznym głosem:
Читать дальше