• Пожаловаться

Stanisław Lem: Powrót z gwiazd

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem: Powrót z gwiazd» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, год выпуска: 1961, категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Stanisław Lem Powrót z gwiazd

Powrót z gwiazd: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Powrót z gwiazd»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bohater, kosmonauta Hal Bregg, uczestnik wyprawy badawczej do Fomalhaut, wraca na Ziemię po 10 latach spędzonych w przestrzeni kosmicznej wg czasu pokładowego. Z powodu zjawiska dylatacji czasu na Ziemi upłynęło 127 lat — po tym czasie na rodzimej planecie zmieniło się wszystko. Nie tylko w sferze techniki, ale przede wszystkim, obyczajowości. Zabiegiem, który miał w założeniu wyeliminować stosowanie przemocy w stosunkach międzyludzkich, ale wpłynął na całą aktywność ludzi, jest betryzacja. Uczestnicy wyprawy badawczej, w której brał udział Hal, są jedynymi osobami na planecie niepoddanymi temu zabiegowi. Konfrontacja zniewieściałego społeczeństwa przyszłości i pierwotnego w swych instynktach, bohatera, to główna oś fabularna powieści.

Stanisław Lem: другие книги автора


Кто написал Powrót z gwiazd? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Powrót z gwiazd — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Powrót z gwiazd», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wymijałem ich zjawy z wyciągniętymi rękami, by chronić twarz od kolczastych gałęzi.

Niebawem wzniesienie stało się łagodniejsze, drzewa rozstąpiły się, znowu musiałem wybierać kierunek marszu, wsłuchany w ciemność, czekałem cierpliwie na kolejny, mocniejszy poryw, wiatru. W jakiejś chwili przestwór odezwał się, z odległych wyżyn spływało przeciągłe, świszczące pianie, tak, wiatr tej nocy był moim sojusznikiem^ ruszyłem na przełaj, nie zważając na to, że tracę teraz wysokość, dość ostro schodząc w głąb czarnego parowu. Jego dno nachylone było stromo; począłem iść miarowo w górę, przy czym drogę wskazywał mi ciurkający gdzieś strumyk. Nie zobaczyłem go ani razu, zresztą sączył się być może pod warstwą głazów; ten głos płynącej wody stawał się coraz cichszy, w miarę jak zyskiwałem wysokość, aż ucichł zupełnie, i raz jeszcze otoczył mnie las, wysokopienny, zapewne sosnowy, pozbawiony prawie całkiem podszycia. Grunt okrywała poduszkowato miękka warstwa starego igliwia, gdzieniegdzie śliska od mchu. Ta wędrówka na oślep trwała ze trzy godziny; korzenie, o które potykałem się, obrastały coraz częściej wystające spod płytkiej gleby narzutowe głazy, obawiałem się trochę, że szczyt okaże się porosły lasem i w jego labiryncie zakończy się ta ledwo rozpoczęta wędrówka po górach, ale miałem szczęście — łysą przełączką dostałem się na pole piargów, wznoszące się coraz ostrzej. Na koniec ledwo chwilę mogłem ustać, bo kamienie zaczynały z grzechotem płynąć pod stopą; przeskakując z nogi na nogę, nie bez powtarzających się upadków, wydostałem sięgną boczną grzędę zwężającego się żlebu i szybciej już posuwałem się pod górę; przystając od czasu do czasu usiłowałem rozejrzeć się w otoczeniu, lecz panujący mrok zupełnie mi to udaremniał.

Nie widziałem ani miasta, ani jego łun, także po świetlistej drodze, z której zszedłem, nie zostało i śladu; żleb wywiódł mnie na łysinę porośniętą suchymi trawami; o tym, że jestem już wysoko, mówiło mi powiększające się wciąż gwiazdowe niebo — widać inne, zasłaniające je grzbiety górskie zaczynały zrównywać się z tym, na który wchodziłem.

Kilkaset kroków dalej wszedłem między pierwsze kępy kosówki.

Gdyby mnie ktoś w owej ciemności znienacka zatrzymał, pytając, po co i dokąd idę, nie umiałbym odpowiedzieć; na szczęście nikogo nie było i samotność tego nocnego marszu odczuwałem, na wpół świadomie, jako chwilową przynajmniej ulgę. Nachylenie stoku rosło, iść było coraz ciężej, ale szedłem wciąż przed siebie, dbając o to tylko, by nie zbaczać, zupełnie jakbym miał wytknięty cel. Serce uderzało mocno, płuca dyszały, a ja darłem się pod górę w zapamiętaniu, czując instynktownie, że właśnie taki wyczerpujący wysiłek jest mi niezbędny. Rozginałem przed sobą pokrętne konary kosówki, niekiedy więzłem w jej gąszczu, wyrywałem się siłą i szedłem dalej. Iglaste kiście zamiatały mi po twarzy, po piersi, zahaczały o odzież, palce kleiły się już od żywicy, na wolnej przestrzeni znienacka nadleciał wiatr, natarł na mnie z ciemności, buszował niepowstrzymanie, świszcząc gdzieś wysoko, gdzie domyślałem się przełęczy. Tymczasem pochłonęły mnie następne gąszcze kosówki, spoczywały w niej jakby wyspy niewidzialne nagrzanego, nieruchomego powietrza, przesyconego jej silnym.zapachem. Na mojej drodze wyrastały niewyraźne przeszkody, głazy narzutowe, poletka usuwających się spod nóg piargów. Musiałem już iść dobrych kilka godzin, a wciąż czułem jeszcze w sobie zapas sił, dostateczny, aby przyprawić mógł o rozpacz; żleb, wiodący ku nieznanej przełęczy, a może ku szczytowi, zacieśnił się tak, że na tle nieba zwidywały mi się naraz oba jego brzegi, wzniesione wysoko, wygaszające ciemnymi skibami gwiazdy.

Dawno już zostawiłem w dole strefę mgieł, ale ta chłodna noc była bezksiężycowa, a gwiazdy dawały niewiele światła. Z tym większym zdziwieniem przyjąłem ukazanie się, wokół mnie i nade mną, białawych, podługowatych kształtów. Spoczywały w mroku, nie rozwidniając go, jakby za dnia nasiąkłe blaskiem — dopiero pierwszy, sypki chrzęst pod stopą uświadomił mi, że wstąpiłem na śnieg.

Pokrywał niezbyt grubą warstwą całą omal resztę pnącego się stromo zbocza. Zmarzłbym zapewne do szpiku, bo byłem lekko ubrany, ale niespodziewanie wiatr ucichł i tym wyraźniej niósł się w powietrzu odgłos, z jakim przy każdym kroku przebijałem skorupę starego śniegu, zapadając się do pół łydki.

Na samej przełęczy śniegu prawie nie było. Odmiecione do nagości, czarnymi sylwetami sterczały nad piargiem wielkie głazy. Zatrzymałem się z bijącym sercem i popatrzyłem w stronę miasta. Zakryła je wypukłość zbocza i tylko ciemność, rudawa, przerzedzona od blasku jego świateł, zdradzała, gdzie leży w dolinie. Nade mną drżały wyraziste gwiazdy. Poszedłem jeszcze kilkanaście kroków i opuściłem się na siodłowaty głaz. Nagromadziło się pod nim trochę nawianego śniegu. Teraz nie widziałem już nawet ostatka miejskich łun. Przede mną w ciemności wstępowały góry, widmowe, o szczytach pobielonych śniegiem. Kiedy wpatrzyłem się uważnie we wschodni brzeg horyzontu, dostrzegłem smugę pierwszej szarości — rozmywającej gwiazdy — zaczątek nowego świtu. Rysowała się na niej stroma, rozpękła w połowie grań. I nagle w mojej nieruchomości coś zaczęło się dziać — bezkształtne ciemności na zewnątrz — czy wewnątrz mnie? — przemieszczały się, osuwały, przemieniając proporcje, byłem tak tym pochłonięty, że na mgnienie straciłem jakby wzrok, a kiedy odzyskałem go, widziałem już wszystko inaczej. Niebo wschodu ledwo szarzało nad pełną ciemności doliną, pogłębiając jeszcze czerń skalnego ramienia, ale potrafiłbym wskazać każdy jego uskok, każdą szczerbę po omacku, wiedziałem, jaki obraz odsłoni mi dzień, bo był wpisany we mnie, na zawsze, i nie na marne. To była ta nie zmieniona rzecz, której pragnąłem, która pozostała niewzruszona, podczas gdy cały mój świat rozpadł się i zginął w półtorawiecznej czeluści czasu. To w tej dolinie spędziłem chłopięce lata — w starym, drewnianym schronisku na przeciwległym, trawiastym stoku Łowcy Chmur. Z rudery nie został pewno ani głaz podmurówki, ostatnie belki dawno obróciły się w próchno, a skalny grzbiet stał, nie zmieniony, jak gdyby czekał na to spotkanie — może niejasna, nie uświadomiona pamięć przywiodła mnie nocą na to właśnie miejsce?

Wstrząs rozpoznania wyzwolił od jednego zamachu całą moją słabość, tak rozpaczliwie maskowaną, zrazu udanym spokojem, potem — umyślną zawziętością wspinaczki. Sięgnąłem na oślep w dół i nie wstydząc się drżenia palców kładłem do ust grudki śniegu, których topniejące na języku zimno, nie gasząc pragnienia, wzmagało moją trzeźwość. Siedziałem tak i jadłem śnieg, wciąż jeszcze nie całkiem dowierzający, teraz już tylko czekając na potwierdzenie mego domysłu pierwszymi promieniami słońca. Na długo nim wzeszło, z wysokości, od niknących powoli gwiazd spłynął ptak, złożył skrzydła, zmalał i przysiadłszy na pochylonym odłamie skalnym począł się ku mnie zbliżać. Zastygłem w obawie, że go spłoszę. Obszedł mnie i oddalił się, a kiedy pomyślałem, że mnie nie zauważył, wrócił z drugiej strony, obchodząc głaz, na którym siedziałem — i patrzyliśmy tak na siebie jakiś czas, aż odezwałem się niegłośno:

— Skądeś się tu wziął?

Widząc, że nie boi się mnie, na powrót jąłem jeść śnieg. Pochylał główkę, wpatrywał się we mnie czarnymi paciorkami oczu, nagle, jakby już obejrzał mnie do syta, rozwinął skrzydła i odleciał. A ja, oparty o chropawą ścianę głazu, skulony, z wyziębłymi od śniegu rękami, oczekiwałem świtu, a cała noc cała w gwałtownych, nie dokończonych skrótach — Thurber, jego słowa, milczenie między mną i Olafem, widok miasta, czerwona mgła i prześwity w tej mgle, utworzone lejami świateł, gorące strumienie powietrza, wdech i wydech milionowego rozkładu, wiszące place i aleje, kielichowce o płomiennych skrzydłach, barwy, które dominowały na pewnych poziomach, nie całkiem przytomna rozmowa z ptakiem na przełęczy i to, jak jadłem chciwie śnieg — a wszystkie te obrazy były i nie były zarazem sobą, jak czasem we śnie, były przypomnieniem i ominięciem tego, czego nie śmiałem poruszyć, bo przez cały czas usiłowałem znaleźć w sobie zgodę na to, z czym nie mogłem się pogodzić.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Powrót z gwiazd»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Powrót z gwiazd» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Janusz Zajdel
Bohdan Petecki: Tylko cisza
Tylko cisza
Bohdan Petecki
Robert Silverberg: Maski czasu
Maski czasu
Robert Silverberg
Federico Moccia: Tylko ciebie chcę
Tylko ciebie chcę
Federico Moccia
Станислав Лем: Regresso das estrelas
Regresso das estrelas
Станислав Лем
Отзывы о книге «Powrót z gwiazd»

Обсуждение, отзывы о книге «Powrót z gwiazd» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.