Nigdy się jakoś nie zdecydowała, ale za to niezwykle upodobała sobie krucyfiksy i wreszcie kupiła jeden w sklepie z pamiątkami w Santa Fe, gdy ich mała rodzina wyruszyła na Zachód w latach wielkiego kryzysu. Podobnie jak wielu Amerykanów, usiłowała nadać sens życiu za pomocą przedmiotów nabytych w sklepach z pamiątkami.
W ten to sposób krucyfiks znalazł się na ścianie sypialni Billy’ego Pilgrima.
* * *
Dwaj zwiadowcy, którzy leżąc w rowie pieścili orzechowe kolby swoich karabinów, szepnęli, że czas ruszać dalej. Minęło dziesięć minut i nikt nie przychodził sprawdzić, czy zostali trafieni i czy nie trzeba ich dobić. Ktokolwiek do nich strzelał, musiał być daleko i sam jeden.
Wszyscy czterej wypełzli z rowu i tym razem nikt już nie strzelał. Czołgali się w stronę lasu jak wielkie, nieszczęśliwe ssaki, którymi zresztą byli. Potem wstali i poszli szybkim krokiem. Bór był ciemny i stary. Sosny rosły równymi rzędami. Nie było żadnego poszycia. Ziemię zaścielała czterocalowa warstwa nietkniętego śniegu. Amerykanie nie mieli wyboru i musieli zostawiać ślady równie łatwe do odczytania jak wykresy w podręczniku tańca — krok, przesunięcie, pauza — krok, przesunięcie, pauza.
* * *
— Morda na kłódkę! — ostrzegł Roland Weary Billy’ego. Weary wyglądał jak Kubuś Puchatek wyruszający na wojnę. Był niski i gruby.
Miał na sobie całe oporządzenie, jakie mu kiedykolwiek wydano, i wszystko, co otrzymał z domu: hełm, nakładkę na hełm, wełnianą czapeczkę, szalik, rękawiczki, bawełniany podkoszulek, wełniany podkoszulek, wełnianą koszulę, sweter, bluzę, kurtkę, płaszcz, bawełniane gacie, wełniane gacie, wełniane spodnie, bawełniane skarpetki, wełniane skarpetki, buty bojowe, maskę gazową, manierkę, przybory do jedzenia, apteczkę, nóż, koc, pół namiotu, pelerynę, kuloodporną Biblię, broszurę pod tytułem Poznaj swojego wroga , broszurę pod tytułem Dlaczego walczymy oraz słowniczek niemieckich zdań zapisanych fonetycznie, które miały mu umożliwić zadawanie Niemcom pytań w rodzaju: „Gdzie jest wasz sztab?” i „Ile macie haubic?”, lub powiedzenie: „Poddajcie się. Wasza sytuacja jest beznadziejna.”
Weary taszczył też klocek z drzewa balsa, który miał mu służyć za poduszkę w okopie, oraz pakiet profilaktyczny zawierający dwie mocne prezerwatywy „Wyłącznie dla zapobieżenia zakażeniu!”. Miał gwizdek, który chował do czasu, aż zostanie kapralem, i zdjęcie pornograficzne kobiety usiłującej spółkować z szetlandzkim kucem. Billy Pilgrim musiał wielokrotnie podziwiać to zdjęcie.
* * *
Kobieta z kucem pozowała na tle aksamitnej kotary z frędzlami, zawieszonej między dwiema doryckimi kolumnami. Przed jedną z kolumn stała palma w donicy. Była to odbitka pierwszego zdjęcia pornograficznego w historii ludzkości. Słowo fotografia zostało po raz pierwszy użyte w roku 1839 i w tym samym roku Louis J. M. Daguerre wykazał w Akademii Francuskiej, że obraz odbity na posrebrzanej płytce metalowej, pokrytej cienką warstewką jodku srebra, można wywołać w obecności par rtęci.
Zaledwie dwa lata później, w roku 1841, pomocnik Daguerre’a, Andre Le Fevre, został aresztowany w ogrodach Tuileries, kiedy usiłował sprzedać pewnemu dżentelmenowi zdjęcie tej właśnie kobiety z kucem. Weary kupił fotografię w tym samym miejscu — w Tuileries. Le Fevre twierdził, że zdjęcie jest dziełem sztuki i że miało na celu ożywienie greckiej mitologii. Dowodem tego były według niego kolumny i donica z palmą.
Zapytany, któryż to z mitów chciał przedstawić, Le Fevre odpowiedział, że są tysiące takich mitów i że kobieta reprezentuje świat śmiertelnych, kuc zaś bóstwo.
Skazano go na sześć miesięcy więzienia. Umarł tam na zapalenie płuc. Zdarza się.
* * *
Billy i zwiadowcy byli chudzi, Roland Weary spalał swój tłuszcz. Pod wszystkimi tymi warstwami wełny i drelichu był jak rozgrzany do czerwoności piecyk. Energia tak go rozpierała, że biegał nieustannie pomiędzy Billym a zwiadowcami, przekazując głupawe polecenia, których nikt nie wydawał i których nikt nie chciał słuchać. Zaczynał też sobie wyobrażać, że skoro jest o tyle aktywniejszy od pozostałych, to on tu dowodzi.
Był tak opatulony i tak rozgrzany, że opuściło go zupełnie poczucie niebezpieczeństwa. Widział tylko tyle z otaczającego świata, na ile pozwalała wąska szparka pomiędzy skrajem hełmu i szalikiem z domu, zakrywającym jego dziecinną twarz wraz z nosem. Było mu pod tym wszystkim tak przytulnie, że mógł sobie wyobrażać, jakoby wrócił cało z wojny, siedział bezpiecznie w domu i opowiadał rodzicom i siostrze o swoich prawdziwych wojennych przygodach. Tymczasem prawdziwa wojenna przygoda jeszcze trwała.
Prawdziwa wojenna przygoda w wersji Weary’ego wyglądała następująco: Niemcy poszli do natarcia i Weary wraz z kolegami artylerzystami walczył jak diabli, aż wszyscy prócz niego zginęli. Zdarza się. Potem Weary związał się z dwoma zwiadowcami, z którymi natychmiast się zaprzyjaźnił, i postanowili wspólnie przebić się do swoich. Mieli iść forsownym marszem i raczej zginąć, niż się poddać. Uścisnęli sobie dłonie i nazwali się „trzema muszkieterami”.
Potem jednak zjawił się ten cholerny studenciak, słabeusz taki, że w ogóle nie powinni go brać do wojska, i spytał, czy może iść z nimi. Nie miał karabinu ani nawet noża. Nie miał hełmu ani czapki. Nie umiał nawet chodzić normalnie — cały czas podrygiwał w górę i w dół, w górę i w dół, czym doprowadzał wszystkich do szaleństwa i zdradzał ich pozycję. Był godny pożałowania. Trzej muszkieterowie pchali, ciągnęli i nieśli studenciaka całą drogę aż do własnych pozycji, brzmiała wersja Weary’ego, ratując jego nędzne życie.
Tymczasem w rzeczywistości Weary wracał po swoich śladach, żeby zobaczyć, co się stało z Billym. Powiedział zwiadowcom, żeby zaczekali, a on wróci po tego skurwiela studenciaka. Przechodził pod nisko zwisającą gałęzią, która uderzyła go w czubek hełmu z głośnym brzękiem. Weary tego nie słyszał. Gdzieś szczekał duży pies. Tego również Weary nie słyszał. Jego opowieść o wojnie doszła właśnie do najbardziej pasjonującego miejsca. Oficer gratulował trzem muszkieterom, informując ich, że zostaną przedstawieni do Brązowej Gwiazdy.
— Czy mogę coś dla was zrobić, chłopcy? — spytał oficer.
— Tak jest — odpowiedział jeden ze zwiadowców. — Chcielibyśmy trzymać się razem do końca wojny. Czy może pan sprawić, aby nie rozdzielano trzech muszkieterów?
* * *
Billy Pilgrim stanął, oparł się o drzewo i zamknął oczy. Głowę miał odchyloną do tyłu, nozdrza rozdęte. Wyglądał jak poeta w Partenonie.
Wtedy właśnie po raz pierwszy wypadł z czasu. Jego świadomość wahnęła się pełnym łukiem wzdłuż jego życia, dochodząc aż do śmierci, która była liliową poświatą. Poza tym nie było tam nikogo ani niczego. Nic tylko liliowa poświata i ciche brzęczenie.
A potem Billy wahnął się z powrotem w życie, i dalej, aż do okresu przed swoim urodzeniem, kiedy była czerwona poświata i jakieś bulgoczące dźwięki. Potem znowu wrócił do życia i zatrzymał się. Był małym chłopcem i stał pod natryskiem obok swego włochatego ojca w lokalu Ymki w Ilium. Czuł zapach chloru z pobliskiego basenu pływackiego i słyszał trzask trampoliny.
Mały Billy był przerażony, gdyż ojciec zapowiedział, że będzie go uczył pływania metodą „toń albo pływaj”. Ojciec miał wrzucić Billy’ego na głęboką wodę, a Billy miał zacząć pływać jak diabli.
Читать дальше