— W takim razie musiał ich zabijać — szepnął Kristiano.
— Nie — powiedział Angel. — Oni byli ludźmi, nie pochodzili z Imaculaty. Potrafią żyć bez kamienia. Nie umierają, kiedy zabiera się im kryształ. Oni po prostu zapominają. Wszystko. Ale dopóki żyją, pozostaje coś niby cień w ich umysłach, w ich myślach pojawiają się jakieś przypadkowe informacje. Niekiedy mogą nawet znaleźć jakieś ścieżki, odkryć część ze swej osobowości. Nie wiem. Ale on ich nie zabija. Pozwala im umrzeć w naturalny sposób.
— Pozostają więźniami do śmierci? — zapytał Will.
— Nie. Niezupełnie więźniami. Kochają go.
— Dziękuję — powiedział Strings. — Uczyniłem źle, ale nie aż tak źle, jak myślałem.
— Ty nigdy nie robisz źle — wyszeptał Kristiano. Dotknął dłoni Stringsa. — Masz za dobre serce. — Stary gaunt uśmiechnął się i skinął głową.
— Z tobą było inaczej — zwrócił się Will do Angela. — Nie zabrał twojego kamienia.
— Potrzebował mnie w świecie ludzi. Musiałem doprowadzić do urodzin Patience.
— Na czym polegała twoja mądrość? — zapytał Will. — Co takiego studiowałeś, że on cię wezwał?
— Studiowałem powstawanie życia. Sposób, w jaki rosną różne organizmy od stadium genetycznych komórek w ciele rodziców do finalnej postaci — narodzonego potomka.
— Nie różne organizmy. Ty studiowałeś ludzi.
— Wiem wszystko, co można wiedzieć ma temat ludzkiego niemowlęcia, płodu, embriona, jaja i spermy. Wiedziałem już wtedy.
— Nie zabrał ci kamienia, ale i tak przekazałeś mu swoją wiedzę. Angel potrząsnął głową.
— Nie.
— Tak — powiedział Will. — Jeśli chciał zebrać informacje potrzebne mu do zniszczenia rasy ludzkiej, musiał dowiedzieć się tego, co ty wiedziałeś.
— O, tak — potwierdził Angel. — Ale ja go nie nauczyłem. Ja studiowałem z nim. Badałem komórki, które wytworzył sam w sobie, gotowe połączyć się z żywymi genami ludzkimi, które przyniesie mu Patience. Chciał być pewien, że jest już przygotowany na tę chwilę. Chciał wiedzieć, że potomstwo spełni jego oczekiwania.
— A czego się spodziewał?
— Nie chodziło mu o to, jak potoczy się ich życie. Badałem je tylko po to, by przewidzieć możliwości wzrostu. On zdziałał cuda. Jego wspaniała molekuła genetyczna zmieniała się sama, a ciało wytwarzało nowe hormony, które wnikały w gamety i powodowały zmiany. Brakowało im ludzkiego komponentu jako stymulatora. Ale komórki były gotowe, choć bez ludzkiej dominanty. Mogłem stymulować sztuczny wzrost, klonować życie z samej jego spermy. Ale żadna z tych istot nie żyła dłużej niż kilka minut. Nie jestem cudotwórcą.
— Czego się nauczyłeś?
— W ciągu tych kilku minut potrafiły dokonać tego, co ludzka zygota osiąga w czasie sześciu miesięcy. Dlatego też umierały. Zamęczał je, zmuszając pojedyncze komórki do reprodukowania się w niesamowitym tempie. Roztwór odżywczy, którym je żywiłem, był zbyt słaby, choć go w nie wtłaczałem. Rosły w oczach, a potem obumierały. To go przerażało. Parę razy nawet sprawił, że chciałem się zabić.
— Czy to znaczy, że on jest jałowy? — zapytał Will. — Jego dzieci umrą w łonie?
— Nie. Już teraz nie.
— Co masz na myśli?
— Wyjaśniłem mu, czego potrzebują jego komórki. Przede wszystkim powinny rosnąć wolniej, ale nie zgodził się na takie rozwiązanie. Chciał, by jego dzieci stały się dorosłe w ciągu godzin, minut, a potem zjadły jego kamień, posiadły całą jego wiedzę i odeszły z miejsca urodzenia.
— Rozmawiał z tobą?
— Śniłem o tym. Sprawił, że również pragnąłem widzieć, jak rosną tak szybko. Więc powiedziałem mu, że jego dzieci potrzebują jaja. Źródła materiału i energii na tyle bogatego, by pozwolił im rosnąć w niezwykłym tempie. Nie będzie mógł mieć tak wielu dzieci, jak początkowo planował. Ale staną się dorosłe w godzinę. Boi się o nie, wie, że nie potrafi im zapewnić bezpieczeństwa. Więc ze swego własnego ciała wytworzy bardzo gęste, bardzo bogate żółtko, które implantuje wraz ze swą spermą…
— W lady Patience.
— Czuwający, czy wierzysz w Boga? Módl się za nią.
— A więc dzieci będzie tylko kilkoro.
— Lepiej, żeby te dzieci nigdy nie zostały spłodzone — powiedział Angel. — Bo w przeciwnym razie po godzinie od swego urodzenia zejdą z góry. Ze zdolnością porozumiewania się między sobą, którą odziedziczą po glizdawcach, nieporównanie silniejszą niż mają geblingi. Starożytne glizdawce były jednym jestestwem. Niezależnie, jak wiele ciał wyjdzie z jego oblubienicy, to będzie jedno dziecko. I jeśli zapanują nad tym światem, będą jednością, wiedzącą wszystko, co wie każde z nich osobno. Jeśli któreś przeżyje…
— Żadne — rzekł Will.
— Już ja tego przypilnuję — zagrzmiała Sken. — Małe potworki.
— Potworki? — powtórzył Angel. — O tak, ujrzysz potworki.
— Strings, jak szybko możesz nas zaprowadzić do legowiska Nieglizdawca? — zapytał Will.
— Tuż za Wolnym Miastem znajdują się platformy, które biegną cały czas w górę. Jeśli Nieglizdawiec nie spróbuje nas powstrzymać, możemy tam dotrzeć w ciągu dwunastu godzin. Jeśli wyruszymy o świcie, o zmierzchu będziemy na miejscu.
— Mogę się założyć, że to nie okaże się takie łatwe — powiedział Will. — Nie możemy stanąć w szranki z Nieglizdawcem bez odpoczynku. Strings, czy gdzieś tutaj można by się przespać kilka godzin?
— Zapłaciłeś za lożę — powiedział Strings.
— I nie będziemy zapewne pierwszymi, którzy zostaną tutaj na całą noc.
— Za to pierwszymi, którzy będą tu spali. — Strings uśmiechnął się.
— Sken, zostanę teraz na dwugodzinnej wachcie — powiedział Will. — Potem obudzę ciebie.
— Miałam nadzieję na więcej snu — mruknęła.
— To wszystko, na co możemy sobie pozwolić. A ty, Angelu, śpij przez cały czas. I choć uważasz się za niepokonanego mordercę, pamiętaj, że byłem kiedyś żołnierzem i moje ciało jest równie sprawne jak twoje.
— Powiedziałem ci, jego we mnie nie ma.
— Ostrzegam cię tylko na wypadek, gdyby wrócił. — Will uśmiechnął się.
— Czy to znaczy, że nie masz zamiaru zabić Angela? — zdziwiła się Sken.
— Właśnie — odparł Will.
— A zabierzesz mnie ze sobą? — zapytał Angel.
— Znam wołanie Nieglizdawca — powiedział Will — i nie czuję pogardy dla tych, którzy go posłuchali. Każda urodzona dusza dostaje jakieś zadanie od Boga. Masz prawo do odkupienia samego siebie. Ale obiecuję ci, że zginiesz z mojej ręki, kiedy tylko zobaczę, że Nieglizdawiec znowu nad tobą zapanował.
— Wiem — stwierdził Angel — i chcę, żebyś to zrobił.
— Zrobi — zapewnił go Strings.
— Cztery godziny — oznajmił Will. — O świcie wyruszamy na szczyt. Nie jesteśmy potężną armią, ale z bożą pomocą Nieglizdawiec nie poradzi sobie z nami.
— Skąd wiesz, że Bóg nie zechce zwycięstwa Nieglizdawca?
— Jeśli wygra, będziemy wiedzieli, że Bóg tego właśnie chciał. — Will uśmiechnął się. — Rzeczywistość jest najdoskonalszym przedstawieniem woli Boga. Tylko przewidywanie jego zamiarów powoduje wszystkie kłopoty.
— Przyszłość ludzkości spoczęła w rękach fanatyka — westchnął Angel. — Jak zwykle.
— Powinnaś była więcej ćwiczyć na łodzi — powiedział Ruin.
Patience nie mogła złapać tchu. Z Reck także było nie lepiej. Tylko Ruin wydawał się nie poddawać zmęczeniu, kiedy pokonywali biegiem wąskie uliczki.
Читать дальше