— Jest pełna Endera.
Val odwróciła się na fotelu.
— Z dwóch kobiet, które kochasz, jedna istnieje tylko wirtualnie w chwilowych połączeniach ansibli, a dusza drugiej jest w rzeczywistości duszą mężczyzny, męża twojej matki. Czy ten fakt nie skłania cię do zastanowienia nad własną tożsamością seksualną, że już nie wspomnę o zdrowiu psychicznym?
— Ender umiera — oświadczył Miro. — Czy może już o tym wiesz?
— Jane wspomniała, że jest trochę nieuważny.
— Umiera — powtórzył Miro.
— Wydaje mi się, że wiele to mówi o naturze mężczyzn. Ty i Ender twierdzicie, że kochacie kobiety z krwi i kości, a jednak nie potraficie im poświęcić rozsądnej części swej uwagi.
— Dysponujesz moją pełną uwagą, Val — zapewnił Miro. — A co do Endera, to nie poświęca uwagi mamie, ponieważ poświęca ją tobie.
— Mojej pracy, chciałeś powiedzieć. Naszemu zadaniu. Nie mnie.
— Wiesz, ty też poświęcasz uwagę wyłącznie temu, z wyjątkiem tej krótkiej przerwy, kiedy na mnie napadłaś, że rozmawiam z Jane i cię nie słucham.
— To prawda — przyznała Val. — Myślisz, że nie zauważyłam, co się ze mną dzieje od wczoraj? Jak nagle nie potrafię się wyciszyć, jak jestem pobudzona, że aż nie mogę zasnąć, jak… Podobno Ender przez cały czas był naprawdę mną, tylko do tej pory zostawiał mnie w spokoju. I dobrze, bo to, co robi teraz, jest przerażające. Czy nie widzisz, że jestem przerażona? To zbyt wiele. Więcej niż zdołam wytrzymać. Nie mogę w sobie pomieścić takiej energii.
— Więc porozmawiaj o tym, zamiast na mnie wrzeszczeć.
— Nie słuchałeś. Próbowałam, a ty subwokalizowałeś do Jane i całkiem mnie wyłączyłeś.
— Bo miałem już dość tego nieskończonego ciągu danych i analiz, których podsumowanie mogłem równie dobrze znaleźć w komputerze. Skąd miałem wiedzieć, że przerwiesz swój monolog i zaczniesz rozmawiać o czymś normalnym?
— Wszystko mnie teraz przerasta, a ja nie mam doświadczenia. Czyżbyś zapomniał? Jestem żywa od niedawna. Wielu rzeczy nie wiem. Bardzo wielu. Na przykład nie mam pojęcia, dlaczego tak się tobą przejmuję. A przecież to ty chcesz mnie usunąć ze stanowiska gospodarza tego ciała. To ty mnie nie słuchasz i próbujesz mną rządzić. Nie chcę tego, Miro. W tej chwili naprawdę potrzebuję przyjaciela.
— Ja też…
— Ale ja nie wiem, jak się do tego zabrać.
— Za to ja wiem doskonale — stwierdził Miro. — Tyle że kiedy spróbowałem, zakochałem się, po czym ona okazała się moją przyrodnią siostrą, ponieważ jej ojciec był potajemnym kochankiem mojej matki, a człowiek, którego uważałem za ojca, okazał się bezpłodny, gdyż umierał na jakąś rozkładającą ciało chorobę. Sama rozumiesz, że mam powody się wahać.
— Valentine była twoim przyjacielem. Nadal jest.
— To fakt — przyznał. — Miałem dwoje przyjaciół.
— Nie zapominaj o Enderze — podpowiedziała Val.
— To troje. I moja siostra Ela, to czworo. Człowiek też był moim przyjacielem. To już piątka.
— Widzisz? Masz chyba dostateczne kwalifikacje, żeby mnie nauczyć, jak mieć przyjaciela.
— Aby zdobyć przyjaciela — oświadczył Miro, naśladując ton matki — sama musisz nim być.
— Miro — szepnęła Val. — Boję się.
— Czego?
— Świata, którego szukamy. Tego, co tam znajdziemy. Tego, co się ze mną stanie, kiedy umrze Ender. Albo kiedy Jane stanie się… bo ja wiem, moim wewnętrznym światłem, moim lalkarzem.
— A jeśli obiecam, że będę cię lubił choćby nie wiem co?
— Nie możesz składać takich obietnic.
— No dobrze. Jeśli obudzę się i zobaczę, że mnie dusisz albo dławisz poduszką, wtedy przestanę cię lubić.
— A co z topieniem?
— Nie, nie umiem otwierać oczu pod wodą. Nie odkryję, że to ty.
Oboje parsknęli śmiechem.
— W takiej chwili na wideo — rzekła Val — bohater i bohaterka śmieją się, a potem się obejmują. Głos Jane przerwał im z obu terminali.
— Przepraszam, że zakłócam czuły nastrój, ale mamy tu nowy świat. Między powierzchnią planety a orbitującymi wokół niej sztucznymi obiektami przesyłane są impulsy elektromagnetyczne.
Oboje natychmiast spojrzeli na monitory, na strumienie danych przekazywane przez Jane.
— To nie wymaga szczegółowej analizy — uznała Val. — Ten świat aż kipi od techniki. Jeśli to nie planeta descolady, założę się, że tu się dowiemy, gdzie ona jest.
— Niepokoi mnie tylko, czy nas już wykryli i co w związku z tym zamierzają. Jeśli dysponują techniką pozwalającą wysyłać obiekty w kosmos, to może mają i taką, która pozwala je w kosmosie zestrzeliwać.
— Obserwuję przestrzeń i uważam na zbliżające się ciała — uspokoiła go Jane.
— Sprawdźmy, czy te fale e-m przenoszą cokolwiek przypominającego język — zaproponowała Val.
— Strumienie danych — odpowiedziała Jane. — Analizuję je pod kątem poszukiwania wzorców binarnych. Ale wiecie, że de-kodowanie skomputeryzowanego języka wymaga trzech lub czterech poziomów obróbki zamiast normalnych dwóch. I nie jest łatwe.
— Sądziłem, że binarny jest prostszy od języków mówionych — zdziwił się Miro.
— Jest, jeśli to program i dane numeryczne — zgodziła się Jane. — Ale jeśli to digitalizowane obrazy? Jak długa jest linia rastra? Jaką część transmisji stanowi nagłówek? A jaką dane korekcji błędów? Ile z tego jest binarną reprezentacją graficznej reprezentacji języka mówionego? A jeśli wszystko jest dodatkowo zaszyfrowane, żeby uniknąć przechwycenia? Nie mam pojęcia, jaka maszyna wysyła ten kod i jaka go odbiera. Dlatego, choć wykorzystuję prawie całą swoją moc, mam ciężki problem… Poza tym…
Nad terminalem pojawił się diagram.
— Myślę, że to reprezentacja molekuły genetycznej.
— Molekuły genetycznej?
— Podobnej do descolady — wyjaśniła Jane. — To znaczy podobnej na sposób, w jaki różni się od ziemskich i typowych dla Lusitanii molekuł genetycznych. Jak myślicie, czy to sensowny odczyt czegoś takiego?
W powietrzu nad terminalami błysnęła masa dwójkowych cyfr. Po chwili zmieniły się w notację heksadecymalną. Potem w rastrowy obraz, który przypominał raczej zakłócenia sygnału niż jakikolwiek sensowny wizerunek.
— W ten sposób skanowanie nie wychodzi. Ale jako zestaw instrukcji wektorowych, sygnał konsekwentnie daje mi taki rezultat…
Na ekranie pojawiały się kolejne molekuły.
— Po co ktoś miałby transmitować informacje genetyczne? — zdziwiła się Val.
— Może to rodzaj języka? — zgadywał Miro.
— Kto mógłby odczytać taki język?
— Może ci, którzy potrafili stworzyć descoladę.
— Myślisz, że rozmawiają manipulacjami genetycznymi?
— Może wyczuwają geny. Tyle że z nieprawdopodobną czułością. Subtelności, odcienie znaczeń… Kiedy wysłali statki w kosmos, musieli jakoś się z nimi porozumiewać. Więc posyłają obrazy, a tamci z obrazów rekonstruują wiadomości i, hm… wąchają je.
— To najgłupsze wyjaśnienie, jakie słyszałam — stwierdziła Val.
— No cóż — mruknął Miro. — Jak sama powiedziałaś, jesteś żywa od niedawna. Na świecie jest wiele głupich wyjaśnień i nie sądzę, żebym akurat tym pobił rekord.
— Przypuszczam, że dokonują jakiegoś eksperymentu i przesyłają dane tam i z powrotem — uznała Val. — Chyba nie wszystkie komunikaty przekładają się na diagramy. Prawda, Jane?
— Przepraszam, jeśli zasugerowałam coś takiego. To była tylko niewielka klasa impulsów, które potrafiłam w jakiś sensowny sposób rozszyfrować. Są jeszcze takie… Wydają się raczej analogowe niż cyfrowe i gdybym przerobiła je na dźwięk, brzmiałyby tak…
Читать дальше