Brian Aldiss - Wiosna Helikonii

Здесь есть возможность читать онлайн «Brian Aldiss - Wiosna Helikonii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1989, ISBN: 1989, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiosna Helikonii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiosna Helikonii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dwa tysiące pięćset ziemskich lat liczy helikoński rok. Zima to żywioł fagorów, lato to czas ludzi. Wiosna to wojna. Wiosna to gorączka kości.

Wiosna Helikonii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiosna Helikonii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Splendor tutejszych porządków przesłonił Juliemu ich nikczemność. Niewiele potrzebował czasu, aby poznać żelazny rygor, w jakim żyli ludzie. Nikogo tu nie dziwił ład, w jakim się urodził, ale nawykłego do otwartych przestrzeni i prostych zasad przetrwania dzikusa zdumiewał ścisły nadzór nad każdym krokiem człowieka. Pannowalczycy na dodatek uważali się za szczególnie uprzywilejowanych.

Uczciwie zdobyte skóry przeznaczył Juli na zakup kramu w sąsiedztwie Kyala, zamierzając otworzyć interes. Okazało się, że istnieje mnóstwo przepisów zakazujących nawet tak prostej rzeczy. Nie mógł również handlować bez kramu, nie posiadając specjalnego zezwolenia, aby je zaś uzyskać, trzeba się było urodzić członkiem gildii domokrążców.

Potrzebna mu była gildia, terminowanie i pewne przywileje — rodzaj egzaminu — które nadawali jedynie kapłani. Potrzebne mu było również dwuczęściowe zaświadczenie od milicji, razem z ubezpieczeniem i referencjami. Nie mógł też handlować, dopóki nie miał kwatery na własność. By jednak zostać właścicielem wynajętej mu przez Tuskę izby, musiałby być zameldowany na stałe przez milicję. A nie mógł spełnić nawet najbardziej podstawowego warunku: wiary w Akhę i wykazania się regularnymi ofiarami.

— To proste. Wy jako dzikus musicie najpierw służyć u kapłana.

Oto co usłyszał od kapitana milicji o surowym obliczu, przed którym przyszło mu stanąć. Kapitan przyjmował Juliego w małej kamiennej salce z balkonem umieszczonym może metr nad jednym z tarasów Rynku, skąd widać było całą ruchliwą scenerię. Zwyczajowe skóry kapitan przykrył biało-czarnym, długim niemal do podłogi płaszczem. Na głowie miał brązowy hełm, udekorowany świętym symbolem Akhy, kołem o dwóch szprychach. Skórzane buty sięgały mu do połowy łydki. Za nim stał fagor z czarno-białą opaską na białym kudłatym czole.

— Patrzcie na mnie — warknął kapitan.

Lecz Juli łapał się na tym, że wciąż ucieka spojrzeniem ku milczącemu fagorowi, dziwiąc się jego obecności. Ancipita stał jak niemy posąg, niezgrabną głowę wysunąwszy do przodu. Rogi miał stępione, krótko przyrżnięte, a ich tnące krawędzie spiłowane pilnikiem. Juli zauważył skórzaną obrożę ze smyczą, na poły ukrytą w białej sierści na szyi, znak posłuszeństwa człowiekowi. Nawet taki fagor był groźny dla pannowalczyków. Wielu oficerów paradowało z posłusznym fagorem u boku; ceniono je, ponieważ widziały w ciemności. Cywile lękali się tych niezgrabnych stworów mówiących uproszczonym olonetem.

Jak to możliwe — zastanawiał się Juli — żeby ludzie współżyli z tymi bestiami, które mu porwały w niewolę ojca, z bestiami znienawidzonymi w pustkowiach od dziecka? Już rozmowa z kapitanem była przygnębiająca, a najgorsze go jeszcze czekało. Nie może tu żyć nie przestrzegając reguł, a tym nie było końca; nie ma innego sposobu — wbijał mu Kyale do głowy — jak tylko podporządkować się. Aby zostać obywatelem Pannowalu, musisz myśleć i czuć jak pannowalczyk.

Został więc przydzielony do służby u kapłana w alei kwater, przy której miał swoją izbę. Musiał uczęszczać na liczne sesje, podczas których nauczano go zrytualizowanej historii Pannowalu (”zrodzonego z Cienia Wielkiego Akhy na wiecznych śniegach”…) i zmuszano do wkuwania wielu wersetów na pamięć. Musiał również robić wszystko, co tylko kapłan Sataal mu zlecił, łącznie z nudnym lataniem w te i we w te na posyłki, leniwego z natury Sataala. Niewielką pociechę znajdował Juli w tym, że pannowalskie dzieci przechodziły podobne szkolenie w młodym wieku.

Sataal był masywnej budowy, twarz miał bladą, uszy małe, rękę ciężką. Głowę golił, brodę zaplatał w warkocze zwyczajem wielu kapłanów swojego zakonu. W warkoczach bielały mu siwe sploty. Miał czarno-biały chałat do kolan. I głębokie dzioby na twarzy. Juli dopiero po jakimś czasie zorientował się, że Sataal pomimo siwych włosów nie przekroczył wieku średniego, że dobija zaledwie dwudziestki. Chodził jednak przygarbiony, przez co wydawał się i starszy, i pobożniejszy.

Sataal zawsze zwracał się do Juliego uprzejmie, choć bez poufałości, na dystans. Juli odzyskał równowagę ducha przy tym człowieku, który jak gdyby mówił: to jest nasze wspólne zadanie, a ja nie zamierzam go komplikować zgłębianiem twoich prawdziwych pobudek. Juli w milczeniu uczył się więc wszystkich tych niezbędnych, górnolotnych wersetów.

— Ale co to znaczy? — spytał w pewnym momencie, zupełnie skołowany.

Sataal powstał i z wolna obrócił się w maleńkiej kwaterze; cień skrywał postać kapłana, tylko Jego ramiona majaczyły na tle łuny dalekiej lampy. Nikły refleks zamigotał mu na łysinie, gdy nachylając głowę ku Julie-mu, rzekł ostrzegawczo:

— Najpierw nauka, młodzieńcze, potem interpretacja. Nauczysz się, mniej będzie wtedy kłopotów z interpretacją. Ucz się na pamięć; nie musisz brać tego na rozum. Akha nigdy nie wymaga od swego ludu zrozumienia, tylko posłuszeństwa.

— Powiedziałeś, że Akha nie dba o nikogo w Pannowalu.

— Sedno jest w tym, Juli, że Pannowal dba o Akhę. No więc, jeszcze raz:

Kto się Freyra raczy jadem
Jako ryba Jadłem chorym,
Temu Freyr późniejszej pory
Ogniem pożre ciało słabe

— Ale co to znaczy? — obstawał przy swoim Juli. — Jak mam się tego nauczyć, skoro nic nie rozumiem.

— Powtarzaj, synu — surowo rzekł Sataal. — „Kto się…”

Juli wsiąkł w nocne miasto. Schwytało jego duszę w sieć cieni, tak jak w świecie zewnętrznym mężczyźni chwytali w sieci ryby pod lodem. W snach odwiedzała go matka, z jej ust leciała krew. Budził się wówczas i leżąc na wąskiej pryczy kierował spojrzenie w górę, wysoko ponad ściany izby w kształcie kwiatu, do sklepienia Vakku. Czasem, gdy powietrze było czyste, dostrzegał odległe szczegóły, wiszące tam nietoperze i stalaktyty, i na skale błysk kropli rosy nie będącej rosą, i pragnął uciec jak najdalej od sideł, w jakich się znalazł. Tylko że nie miał dokąd pójść. Pewnego razu, w czarnonocnej rozpaczy, przekradł się do mieszka” nią małżonków Kyale, szukając pocieszenia. Kyale był zły, że go wyrwano ze snu, i kazał mu się wynosić, lecz Tuska powitała chłopaka czułym słowem jak własnego syna. Pogłaskała po ramieniu i ujęła jego dłoń w swoje dłonie. Po chwili wybuchnęła cichym płaczem i powiedziała, że sama ma syna mniej więcej w tym samym wieku, też takiego dobrego i miłego chłopca imieniem Usilk. Ale Usilka zabrała jej milicja za zbrodnię, której wcale nie popełnił, jest tego pewna. Każdej nocy leżąc bezsennie myślała o-nim, zamkniętym w jednym z owych strasznych zakamarków Ziemi Świętej pod strażą fagotów, niepewna, czy go jeszcze zobaczy.

— Milicja i kapłani są tu bardzo niesprawiedliwi — szepnął jej Juli. — Moi pobratymcy na pustkowiach przymierają głodem, ale wszyscy są równi w obliczu zimna.

— Są w Pannowalu ludzie — po chwili milczenia odezwała się Tuska — i kobiety, i mężczyźni, którzy nie uczą się wersetów i zamierzają obalić tych, co panują. Jednak bez naszych panów zniszczy nas Akha.

— I myślisz, że Usilka zabrano… ponieważ chciał obalić panów?

Ściszonym głosem, ściskając kurczowo jego dłoń, odparła:

— Nie zadawaj takich pytań, bo będziesz miał kłopoty. Usilk zawsze się buntował… to możliwe, pewnie wpadł w złe towarzystwo…

— Skończcie te swoje pogawędki — zawołał Kyale. — Wracaj, babo, do łóżka… i ty też, Juli.

Juli taił te sprawy w sobie przez cały czas, odbywając sesje z Sataalem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiosna Helikonii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiosna Helikonii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Brian Aldiss - Helliconia
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Non-Stop
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Summer
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Winter
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Spring
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Frankenstein Unbound
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Forgotten Life
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Dracula Unbound
Brian Aldiss
Отзывы о книге «Wiosna Helikonii»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiosna Helikonii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x