Z badaniami naukowymi jest podobnie. Nieczęsto zdarzają się olśnienia takie, jakiego doznał Archimedes, gdy wchodził do wanny i nagle przyszło mu do głowy, jak zmierzyć ciężar właściwy metalu. Przeważnie wszystko polega na próbach i błędach, ponownych próbach, zbieraniu danych, eliminacji zmiennych, obserwowaniu wyników, ustalaniu, co się nie zgadza.
Popatrzmy na Arno Penziasa i Roberta Wilsona. Chcieli zmierzyć bezwględne natężenie promieniowania radiowego kosmosu, najpierw jednak musieli pozbyć się szumu tła w detektorze.
Przenieśli detektor na wieś, by wyeliminować szum miejski, sygnały stacji radarowych i zakłócenia atmosferyczne. To pomogło, nadal jednak mieli szum tła.
Zastanawiali się, co go wywołuje. Ptaki? Weszli na dach i obejrzeli lejkowatą antenę. Istotnie, gnieździły się tam gołębie, pozostawiając odchody, które mogły powodować zakłócenia.
Przepędzili gołębie, oczyścili antenę, uszczelnili wszystkie otwory i pęknięcia (najprawdopodobniej taśmą klejącą), ale szum nie zniknął.
Trudno. Co jeszcze mogło być przyczyną? Strumienie elektronów z prób atomowych? Wówczas szum powinien się zmniejszać, gdyż próby zostały zakazane w 1963 roku. Przeprowadzili dziesiątki pomiarów, ale natężenie szumu się nie zmniejszało.
Otrzymywali tę samą wartość, bez względu na to, na jaką część nieba kierowali antenę, co już zupełnie się nie dawało wyjaśnić.
Uparcie ponawiali testy, sprawdzali, przyklejali i odklejali taśmę, skrobali gołębie odchody i dopiero po pięciu latach rozpaczliwych prób zdali sobie sprawę, że to wcale nie był szum tła, lecz mikrofale, echo Wielkiego Wybuchu.
W piątek Flip przyniosła mi nowe formularze podania o przyznanie funduszy — sześćdziesiąt osiem stron, źle zszytych. Trzy strony wypadły, gdy Flip człapała przez drzwi, a dwie kolejne, gdy wręczała mi papiery.
— Dziękuję, Flip — powiedziałam z uśmiechem.
Poprzedniego wieczora dotarłam do dwóch trzecich poematu Pippa przechodzi. Pippa namawia dwóch strasznie rozpustnych kochanków, by się nawzajem pozabijali, przekonuje zdradzonego studenta, by przedłożył miłość nad zemstę, oraz sprowadza skończonych nicponi na ścieżkę cnoty. A wszystko to osiąga śpiewając „Pora roku — wiosna; Wiosną wczesny dzionek”. Pomyśleć, czego mogłaby dokonać, dysponując kartą biblioteczną.
„Możesz zmienić świat — brzmi przesłanie Browninga. — Zachowując się dziarsko i sygnalizując skręt w lewo, jedna, jedyna osoba potrafi pozytywnie oddziaływać na społeczeństwo”.
Szczurołap z Hamelin dowodzi, że poeta wiedział również, jak działają trendy.
Nigdy nie dostrzegłam pozytywnych skutków takich działań, ale Pippa również nie. Gdy następnego dnia wróciła do pracy w tkalni jedwabiu, nie zdawała sobie sprawy, ile dobrego uczyniła. Wyobrażam ją sobie na zebraniu załogi, zwołanym przez dyrekcję, by przedstawić nowy system zarządzania PLAGA. Tuż po ćwiczeniach wrażliwości jej kolega szepcze:
— No, Pippa, jak spędziłaś wolny dzień?
A Pippa tylko wzrusza ramionami i odpowiada:
— Nic szczególnego nie robiłam. Spacerowałam sobie.
Więc być może, mam większy wpływ na rozwój czytelnictwa i włączanie kierunkowskazów, niż mi się wydaje. A zachowując się miło i uprzejmie, powstrzymuję zalewające nas chamstwo.
No tak, ale Browning nigdy nie spotkał Flip. Warto jednak próbować. Pocieszała mnie świadomość, że przynajmniej nie mogłam niczego pogorszyć.
Więc choć Flip nie podniosła kartek z podłogi, a nawet nastąpiła na jedną z nich, uśmiechnęłam się do niej.
— Jak się dziś czujesz? — spytałam.
— Ooo, cudownie — odparta sarkastycznie. — Wprost nadzwyczajnie. — Siadła na stole na wycinkach o krótkich fryzurach. — Nie uwierzy pani, co oni mi każą robić.
Trochę popracować? — pomyślałam bezlitośnie, ale zaraz przypomniałam sobie, że postanowiłam iść w ślady Pippy.
— Jacy „oni”? — spytałam, schylając się po rozrzucone kartki.
— Ta cała Dyrekcja — odparta, przewracając oczyma. Miała na sobie jadowicie żółte rajstopy, nierówno ufarbowany podkoszulek i osobliwą kamizelkę, krótką, dziwnie zebraną na karku i pod pachami. — Czy wie pani, w jaki sposób mam dostać nowy tytuł i pomocnika?
— O, doprawdy? — uśmiechałam się nadal. — Dostaniesz nowy tytuł?
— Taaa. Jestem łącznikiem komunikacji międzywydziałowej — odpowiedziała. — Ale żeby dali mi pomoc, mam zasiąść w komisji do spraw przyjęć. Po godzinach pracy.
Dół kamizelki wykończony był rzędem zatrzasków. Tego stylu jeszcze nigdy nie widziałam. Flip nosi to prawdopodobnie dołem do góry, pomyślałam.
— Przecież chodziło o to, że jestem przepracowana i dlatego potrzebuję asystenta, no nie? Czy pani mnie słucha?
Noszenie ubrań w inny sposób, niż wyobrażał sobie projektant, to zawsze aktualny styl: nie zawiązane sznurowadła, czapki baseballowe odwrócone daszkiem do tyłu, krawaty jako paski, koszulki jako sukienki. Nie można tego fasonu sprzedawać, bo nic on nie kosztuje. I nie ma w tym nic nowego. Licealistki w 1955 roku wkładały swetry zapięciem do tyłu. W latach dwudziestych ich matki, w krótkich spódniczkach, nie zapinały sprzączek wysokich butów. Gdy tańczyły charlestona, ruszając ramionami jak kurczak skrzydłami, metalowe sprzączki podskakiwały i pobrzękiwały „flap, flap”, stąd się wzięła nazwa „flapper”. Ale charleston pojawił się dopiero w 1923 roku, a wyraz „flapper” używany był już w 1920. — No więc chce pani tego słuchać czy nie?
Nic dziwnego, że Pippa śpiewała pod oknami ludzi. Gdyby musiała znosić ich towarzystwo, nie byłaby aż tak wesoła. Usiłowałam przybrać zainteresowaną minę.
— Kto jest jeszcze w tej komisji?
— Nie wiem. Ale mówiłam pani, nie mam czasu się tym zajmować.
— Czyżby nie zależało ci na dostaniu odpowiedniego asystenta?
— Jeśli miałabym zostawać po godzinach, to nie — odparta, z irytacją wyciągając spod siebie wycinki prasowe. — Ale w pani gabinecie bałagan! Nigdy tu pani nie sprząta?
— „Ślimak w igłach sosny; W trzepocie skowronek” — zadeklamowałam.
— Co takiego? Browning się mylił.
— Bardzo bym chciała porozmawiać — powiedziałam — ale muszę wypełnić te formularze.
Flip nawet się nie ruszyła. Bez wyraźnego celu przeglądała moje wycinki.
— Zrób mi kserokopie tych wszystkich artykułów. Natychmiast. Nim pójdziesz na zebranie komisji.
Ani drgnęła. Wzięłam ołówek, podpięłam do uproszczonego formularza kartki, które wypadły, i skupiłam się na jego wypełnianiu.
Nigdy się specjalnie nie martwiłam o fundusze. To prawda, że w nauce i przemyśle panują mody, ale zachłanność jest zawsze na fali. W HiTeku chcieliby wiedzieć, co wywołuje rozmaite manie, by mogli wymyślić jakąś nową. A badania statystyczne są tanie. Potrzebowałam jedynie komputera z większą pamięcią. Nie oznaczało to jednak, że mogłam zlekceważyć formularze. Nawet gdybyś opracował absolutnie skuteczną metodę wytwarzania złota z ołowiu, jeśli nie wypełnisz formularzy i nie oddasz ich w terminie, Dyrekcja unicestwi cię w mgnieniu oka.
Cel projektu, metody eksperymentalne, przewidywane rezultaty, ranking analizy macierzowej. Ranking analizy macierzowej?
Odwróciłam stronę w poszukiwaniu instrukcji i kartka wypadła. Nie zamieszczono żadnej instrukcji ani tu, ani na końcu formularza.
— Czy dołączone były instrukcje? — spytałam Flip.
— Skąd mogę wiedzieć? — Wstała. — A to co takiego? Podetknęła mi jeden wycinek pod nos. Reklamę, na której uczesana na pazia blondynka stała obok hupmobilu.
Читать дальше