Runąłem na podłogę. Poczułem krew na twarzy, a następnie zostałem tak mocno wciśnięty w dywan, że poczułem fakturę metalowych płyt podłogi.
Z wielkiej dali dobiegło mnie wołanie Holdena:
— Niech Bóg ma nas w swojej opiece. „Faeton” wzleciał w powietrze!
Z wielkim wysiłkiem uniosłem głowę i przekrzywiłem ją w bok. Pejzaż za ścianą latającego statku zaokrąglił się, przemienił w odwróconą do góry dnem niebieską misę. Hałas, wibracje i woń krwi nie ustępowały…
Otoczyła mnie ciemność.
Leżałem w jakimś niesłychanie miękkim puchowym łożu. Otaczała mnie cisza i rozkoszowałem się snem jak dziecko.
— Ned? Ned, słyszysz mnie?
Te słowa pobudziły moją czujność. Początkowo się im opierałem, ale głos nie dawał mi spokoju i w końcu poczułem, że moje „ja” wyskakuje na powierzchnię świadomości jak uwolniony korek.
Otworzyłem oczy. Nade mną unosiła się twarz Holdena, wyrażająca wielkie zatroskanie. Ogarnąłem wzrokiem całą jego postać. Zgubił szeroki pas jedwabny, kołnierzyk i krawat miał pomięte i przekrzywione, a rozwichrzone włosy falowały dziwnie wokół jego twarzy, niczym mieniąca się czarna aureola.
— Holden. — Gardło miałem wyschnięte, w ustach smak krwi.
— Dobrze się czujesz? Możesz wstać?
Leżałem przez chwilę i czucie powracało w mój korpus, koń-czyny, nie mówiąc o głowie, która znów zaczęła funkcjonować.
— Jestem zesztywniały, jakby potraktowało mnie kilku obwiesiów, a równocześnie czuję się niezwykle wygodnie. — Odwróciłem głowę, spodziewając się na poły, że spoczywam na jakiejś koi, ale pode mną był tylko dywan… pokryty krwią. — Jak długo byłem nieprzytomny?
Holden objął mnie i pomógł usiąść. Miałem dziwne wrażenie, Jakbym oderwał się od dywanu, i żołądek podjechał mi do gardła, które to odczucie zwykle towarzyszy spadaniu. Uznałem, że trapią mnie normalne zawroty głowy.
— Zaledwie kilka minut, ale… Ned, nasza sytuacja się zmieniła — powiedział Holden. — Chyba powinieneś przygotować się na wstrząs.
— Wstrząs?
Rozejrzałem się po saloniku. Sam Holden przykucnął na dywanie, trzymając się skraju, jakby jego życie od tego zależało. Biedny Pocket nadal siedział pod ścianą. Twarz miał bezbarwną jak oskubane kurczę.
A Traveller?
Sir Josiah stał przed bulajem. Cylinder miał wciśnięty na uszy. W jednej ręce trzymał notatnik i ołówek, drugą osłaniał twarz przed biało-niebieskim światłem, które przedostając się przez szkło, odbijało się ostro od platynowego nosa inżyniera. (Dostrzegłem, że w innych bulajach zalegała czerń i zapalono acetylenowe lampki).
A potem zadałem sobie pytanie, czy w dalszym ciągu nie jestem pogrążony we śnie.
Jak już wspomniałem, dostrzegłem, że Traveller stoi przed bulajem; lecz kiedy mu się baczniej przyjrzałem, zauważyłem, że jego duże buty wiszą jakieś cztery cale nad podłogową ceratą. Więcej, jako że uginał lekko nogi w kolanach, mogłem nawet odczytać nazwisko szewca wyciśnięte na podeszwach.
Tak więc sir Josiah bujał w powietrzu niczym jakiś iluzjonista, bez żadnego widomego podparcia.
Spojrzałem na Holdena. Położył mi dłoń na ramieniu.
— Spokojnie, Ned. Nie próbuj zrozumieć wszystkiego naraz…
Ogarnęła mnie fala paniki.
— Holden, czy ja tracę zmysły?
Oparłem dłonie o podłogę, zamierzając podciągnąć nogi i wstać. Dywan uciekł ode mnie, gdyż uniosłem się, jakby pociągany niewidzialnymi sznurkami. Usiłowałem dosięgnąć dywanu rękami, potem czubkami butów, ale na próżno, i niebawem zawisłem bezradnie w powietrzu, rozkładając ręce i nogi jak meduza swój welon.
— Holden! Co się ze mną dzieje?
Dziennikarz nadal trzymał się mocno dywanu.
— Ned, złaź stamtąd.
— Kiedy powiesz mi, jak to zrobić, to zejdę! — krzyknąłem rozpaczliwie.
Stuknąłem lekko karkiem i ramionami o górną, zaokrągloną część kabiny. Wyciągnąłem ręce za siebie, szukając punktu zahaczenia, ale tylko przejechałem bezradnie palcami po tapicerowanej ścianie i osiągnąłem jedynie tyle, że wykręciłem się do góry nogami. Teraz miałem absurdalne wrażenie, iż Holden i Pocket zwisają głowami w dół, jeden z sufitu, drugi ze strapontenu, podczas gdy model „Wielkiej Wschodzącej” pełni rolę żyrandola.
Poczułem, że mój żołądek buntuje się przeciwko temu wszystkiemu.
Silna dłoń złapała mnie za ramię.
— W imię boże, Łikers, pilnuj śniadania. Nigdy nie doczyścimy tej przeklętej nory.
To był Traveller. Zahaczony kościstymi goleniami o pasy strapontenu i wyglądając jak małpa w marynarce, przywrócił mi właściwą pozycję i cisnął w dół. Wylądowawszy blisko swego siedziska, złapałem je z ulgą. Przyciągnąłem się do strapontenu i przypiąłem pasami.
Traveller stracił cylinder podczas ratowania mnie z opresji. Teraz jego rurowate nakrycie głowy wisiało w powietrzu, obracając się jak dmuchawiec; Traveller stękając z irytacją, łowił je gwałtownymi ruchami dłoni, aż odzyskawszy cylinder, wbił go sobie na głowę.
Kiedy jako tako powróciłem do normalności — poza tym, że nadal dziwnie wywijałem nogami w powietrzu — zwróciłem się do Holdena, okazując całkiem zimną krew, zważywszy na okoliczności.
— Nie wątpię, że to wszystko ma jakieś racjonalne wytłumaczenie.
— Och, w istocie. — Przeciągnął ręką po włosach, przywracając im pewien porządek. — Chociaż podejrzewam, że nie przypadnie ci do gustu.
Traveller z powrotem unosił się przed rozświetlonym bulajem (innym niż poprzednio, co oznaczało, że tajemnicze niebieskie światło poruszało się wokół statku).
— Sir Josiah, jako że ciąży na panu odpowiedzialność za uwięzienie nas w tym powietrznym powozie, chyba winien jest pan nam jakieś wytłumaczenie sytuacji — oświadczyłem głośno.
Traveller stał — a raczej unosił się — ze spokojem w powietrzu, wspierając się dłonią o obramowanie bulaja. Wyjął z kieszeni humidorek, otworzył go, wyciągnął cygaretkę i — pozostawiwszy humidor wiszący w powietrzu! — zapalił zapałkę. Wnętrze saloniku niebawem zasnuły ostre wyziewy. Następnie Traveller litościwie ukrył latający przedmiot.
— Skąd u tego młodzieńca taka piekielna pompatyczność? — spytał opryskliwie. — Nasza sytuacja jest oczywista. Otworzyłem usta, szykując się do jakieś popędliwej repliki, ale Holden gładko wszedł mi w słowo.
— Musi pan wziąć pod rozwagę nasze profesje, sir, mające niewiele wspólnego z nauką. Wydarzenia, które nastąpiły, nie są dła nas tak proste do zrozumienia, jak dla pana.
— Na przykład, wyświadczy nam pan może tę łaskawość i wytłumaczy to przeklęte unoszenie się w powietrzu — powiedziałem lodowato. — Czy to jakiś fenomen związany z lataniem nad Ziemią?
Traveller potarł kikut prawdziwego nosa, który sterczał mu poniżej brwi.
— Dobry Boże, czego oni teraz uczą w tych szkołach. Czy dzieło sir Izaaka Newtona jest zamkniętą księgą?
— Proszę opisać, jaki związek ma szacowny sir Izaak z unoszeniem się w powietrzu ludzi niczym pyłków kurzu — rzekłem z uporem.
— Silniki „Faetona” zostały wyłączone — odparł Traveller. — Nie słyszysz różnicy tła dźwiękowego?
To mnie zaskoczyło, gdyż póki sir Josiah nie zwrócił mi na to uwagi, nie zorientowałem się, że w saloniku panowała cisza.
Serce podskoczyło mi radośnie w piersiach.
— W takim razie jesteśmy na powierzchni. Ale gdzie? — Wyjrzałem przez okno, lecz na zewnątrz nadal rozciągała się ciemność, wyjąwszy ruchome niebieskie świało, które wpadało teraz przez kolejny bulaj. — Jest noc. Czy znaleźliśmy się w obszarze ciemności? — Zacząłem gorączkowo myśleć; może znajdowaliśmy się w Ameryce Północnej lub w jakiejś innej odległej krainie… a co, jeśli utknęliśmy na amen w nieprzebytej dżungli? — Wystarczy zejść ze statku i odszukać najbliższy konsulat brytyjski. Nie ma takiego większego miasta na Ziemi, w którym nie byłoby naszego przedstawicielstwa. Ono zadba o naszą wygodę i pomoże…
Читать дальше