— Sprawdzimy, sprawdzimy. Teraz wyjaśnij to ogólnie. — Hollerbach machnął ręką.
— Przede wszystkim wspomniane siły pływowe rozerwą Tratwę na kawałki, zanim nawet zdążycie dokądkolwiek się zbliżyć, a wymyślne konstrukcje, które wasze bystre dzieciaki planują wznieść na pokładzie, po prostu zostaną zdmuchnięte jak stos gałązek.
— Nie zgadzam się z tym, Gord — wybuchnęła Jaen. — Jeśli na nowo skonfigurujemy Tratwę, umocnimy niektóre jej części, zadbamy o odpowiednie ustawienie statku, gdy znajdziemy się najbliżej Rdzenia…
Gord odwzajemnił gniewne spojrzenie dziewczyny, lecz nic nie odrzekł.
— Sprawdzisz jego wyliczenia później, Jaen — powiedział Hollerbach. — Mów dalej, inżynierze.
— Poza tym, co z oporem powietrza? Przy wymaganych prędkościach, w miejscu gdzie powietrze jest najgęstsze w całej Mgławicy, każde pojawiające się tam ciało po prostu spłonie jak meteor. Doczekacie się co najwyżej widowiskowego pokazu fajerwerków. Przykro mi, że to wszystko jest takie rozczarowujące, ale wasz plan najzwyczajniej w świecie nie może się powieść. Nie muszę wam tego mówić, wystarczy wziąć pod uwagę prawa fizyki…
— Górniku — Decker pochylił się — jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to być może jednak będziemy skazani na powolną śmierć w tym parszywym miejscu. Hm, może słabo się znam na ludziach, ale coś mi się zdaje, że ta perspektywa specjalnie cię nie przeraża. Masz inne propozycje?
— No cóż, tak się składa… — Na twarzy Gorda zakwitł uśmiech.
— Dlaczego, u diabła, od razu nam o tym nie wspomniałeś? — Hollerbach oparł się o krzesło.
— Gdyby ktoś z was raczył zapytać… — Gord uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Dość już tych słownych gierek — oznajmił Decker ze spokojem. Położył wielką łapę na stole. — Gadaj, co wiesz.
Gord przestał się uśmiechać. Przez twarz przemknął mu cień strachu.
Hollerbachowi zrobiło się przykro na myśl, ile musiał wycierpieć ten niewinny człowiek.
— Nikt ci nie grozi — uspokoił Gorda. — Po prostu przedstaw nam s woj ą teorię.
Gord wydał się bardziej pewny siebie. Wstał i jako pierwszy opuścił mostek.
Wkrótce wszyscy czworo, Gord, Hollerbach, Decker i Jaen, stanęli obok słabo oświetlonej nadbudówki. Ciepło bijące od gwiazdy sprawiło, że na łysinie Hollerbacha pojawiły się kropelki potu. Gord pogładził ścianę mostka.
— Kiedy po raz ostatni go dotykaliście? Codziennie przechodzicie obok mostka i nie zwracacie na niego uwagi, ale kiedy zbliżycie się do niego z oczyszczonym umysłem, może się okazać prawdziwym objawieniem.
— Nie ma tarcia. Tak. Jasne. — Hollerbach przyłożył dłoń do srebrzystej, gładkiej powierzchni.
— Twierdzicie, że kiedyś był to samodzielny statek, a dopiero później stał się częścią pokładu Tratwy — ciągnął Gord.
— Zgadzam się z wami. Powiem więcej: uważam, że ten stateczek zaprojektowano z myślą o lotach.
— Nie ma tarcia — powtórzył zadyszanym głosem Hollerbach. Wciąż pocierał dłonią metal. — Oczywiście, jak mogliśmy być tacy głupi? Widzisz — powiedział Deckerowi — ta powierzchnia jest tak gładka, że powietrze po prostu ześlizguje się po niej bez względu na prędkość rozwijaną przez statek. Nie ma mowy o nagrzewaniu się, tak jak w przypadku zwykłego metalu. Bez wątpienia ta konstrukcja jest wystarczająco mocna, żeby wytrzymać siły pływowe w pobliżu Rdzenia. W każdym razie zniesie je o wiele lepiej niż nasza zdezelowana Tratwa. Oczywiście, będziemy musieli sprawdzić wyliczenia Gorda, Decker, ale myślę, że okażą się prawidłowe. Czy rozumiesz, co to oznacza? — Wydawało się, że sędziwy Hollerbach doznaje olśnienia. — Nie będziemy musieli budować żelaznej osłony dla utrzymania powietrza. Po prostu możemy zamknąć właz mostka. Polecimy statkiem w taki sposób, w jaki zrobili to nasi przodkowie. Możemy nawet wykorzystać przyrządy, żeby zbadać Rdzeń w trakcie lotu. Jedna brama się zamknęła, ale otworzyła się druga, rozumiesz, Decker?
— Och, rozumiem, Hollerbach, ale przegapiłeś jeszcze jedną kwestię — powiedział ponuro Decker.
— Co takiego?
— Tratwa ma osiemset metrów szerokości. Mostek liczy sobie najwyżej sto metrów.
Hollerbach zmarszczył czoło. Uświadomił sobie, jakie konsekwencje niesie ze sobą uwaga Deckera. — Znajdź Reesa — rzucił Decker. — Spotkam się z wami w gabinecie za piętnaście minut. — Kiwnął głową i wyszedł.
Atmosfera w gabinecie Hollerbacha wydała się Reesowi bardzo napięta.
— Zamknij drzwi — mruknął Decker.
Rees usiadł przy biurku Hollerbacha. Hollerbach siedział po drugiej stronie i naciągał palcami zwiotczałą skórę rąk. Decker oddychał ciężko i ze spuszczonym wzrokiem krążył po pomieszczeniu.
— Dlaczego taka pogrzebowa atmosfera? Co się stało? — Rees nachmurzył się.
— Sprawa się komplikuje. — Hollerbach pochylił się do przodu i przedstawił w ogólnych zarysach spostrzeżenia Gorda. — Oczywiście, musimy sprawdzić jego wyliczenia, ale…
— Ale on ma rację — przerwał Rees. — Wiesz, że tak jest, prawda?
— Oczywiście, że ma rację. — Hollerbach westchnął. Powietrze drapało go w gardle. — Gdybyśmy nie dali się zwieść spekulacjom na temat grawitacyjnej katapulty i szerokiej na półtora kilometra kopuły, zadalibyśmy te same pytania i doszlibyśmy do podobnych wniosków. — Rees skinął głową.
— Jeśli użyjemy mostka, będziemy się zmagali z nieprzewidzianymi problemami.
Sądziliśmy, że można uratować wszystkich. — Nerwowo zerknął na Deckera. — Teraz musimy wybierać.
— I dlatego zwracacie się do mnie. — Decker poczerwieniał z gniewu.
— Decker, jeśli zdołamy odlecieć, ci, którzy zostaną, będą żyli jeszcze setki, tysiące szycht. — Rees potarł nos.
— Mam nadzieję, że porzuceni przez wasz wspaniały statek podejdą do tej kwestii z równie filozoficznym spokojem. — Decker splunął. — Uczeni. Powiedzcie mi jedną rzecz, czy to przedsięwzięcie się uda? Czy pasażerowie mostka naprawdę mogą przeżyć krążenie wokół Rdzenia i podróż w kosmosie do nowej mgławicy? Przecież plan, który rozważamy, bardzo się różni od pierwotnego zamysłu Reesa.
Rees powoli kiwnął głową.
— Będziemy potrzebowali maszyn dostawczych, maksymalnie dużej ilości sprężonego powietrza, tyle, ile się zmieści we wnętrzu mostka, być może roślin, które przekształcałyby nieświeże powietrze w…
— Oszczędź mi szczegółów — warknął Decker. — Ten absurdalny projekt wiąże się z potworną harówką, obrażeniami i wypadkami śmiertelnymi i bez wątpienia odlatujący mostek zabierze najlepsze mózgi, jeszcze bardziej pogarszając los tych, którzy zostaną.
Postawię sprawę jasno: jeśli ta misja nie ma realnych szans powodzenia, nie poprę jej.
Nie chcę skracać życia ludzi, za których ponoszę odpowiedzialność, tylko po to, żeby kilku bohaterów mogło odbyć turystyczną wycieczkę.
— Wiesz — odparł w zamyśleniu Hollerbach — wątpię, czy przewidziałeś podejmowanie tak trudnych decyzji, kiedy, hm, przejąłeś władzę.
— Czy ty szydzisz ze mnie, naukowcu? — Decker spojrzał na niego podejrzliwie.
— Nie. — Hollerbach zamknął oczy.
— Przemyślmy to — zasugerował Rees. — Hollerbach, musimy przetransportować wystarczająco dużą pulę genetyczną, aby gatunek mógł przetrwać. Ilu ludzi?
— Czterystu, może pięciuset. — Hollerbach wzruszył ramionami.
— Czy pomieścimy aż tylu?
Hollerbach zwlekał z odpowiedzią.
Читать дальше