Zdaniem Reesa krety musiały w pewnym stopniu rozumieć prawa dynamiki orbitalnej.
Usiłowaliśmy przedstawić kretowi nasze problemy. Zadawanie pytań i uzyskiwanie odpowiedzi trwało wiele godzin, ale w końcu zaczęliśmy otrzymywać przydatne wyniki. Teraz kret dostarcza treściwych odpowiedzi i szybko posuwamy się do przodu.
— Imponujące. Jesteście pewni jakości tych wyników? — Sheen skinęła głową, obracając czarkę w ręku.
— Tak pewni, jak to jest możliwe. — Grye trochę spuścił z tonu. — Skonfrontowaliśmy wyniki z pisemnymi obliczeniami, ale żaden z nas nie jest ekspertem w tej dziedzinie. — Jego głos znowu stwardniał. — Widzisz, naszym głównym nawigatorem był Cipse.
— Posłuchaj, Grye, myślę, że już pora, abym… — Sheen nie wiedziała, co powiedzieć.
Wysączyła resztki napoju.
— Hej, powiedzcie mi, gdzie stary Quid mógłby się napić.
Słysząc chytry głos, Sheen odwróciła się spłoszona. Ujrzała przed sobą szeroką, pomarszczoną twarz. Przybysz odsłaniał w uśmiechu zepsute zęby i wodził czarnymi oczami po ciele kobiety. Cofnęła się instynktownie. Miała wrażenie, że Grye, który stał za jej plecami, drży ze strachu.
— Czego… chcesz?
— Jak to, kochanie? — Kościej pogładził delikatnie rzeźbioną włócznię z kości.
Wytrzeszczył oczy, udając zdziwienie. — Dopiero co się zjawiłem, a ty witasz mnie w taki sposób? Przecież teraz wszyscy jesteśmy przyjaciółmi. — Zbliżył się do rozmówczyni. — Kiedy poznasz starego Quida, na pewno go polubisz.
— Jeszcze krok, a złamię ci to cholerne ramię. — Sheen stała w miejscu. Nie ukrywała obrzydzenia.
— Ciekawe, jak to zrobisz, kochanie. — Quid wybuchnął śmiechem. — Pamiętaj, że osiągnąłem swój ą tężyznę w warunkach dużej liczby g, nie w takiej dziecinnie słabiutkiej mikrograwitacji jak ty. Masz bardzo atrakcyjne mięśnie, ale założę się, że twoje kości są łamliwe jak suche liście. — Obrzucił Sheen przenikliwym spojrzeniem. — Zdziwiłaś się, dziewczyno, że stary Quid używa takich wyrażeń jak „mikrograwitacja”? Jestem Kościejem, ale na pewno nie potworem i z pewnością nie jestem głupi. — Wyciągnął rękę i chwycił ją za ramię. Był to stalowy uścisk. — Najwyraźniej musisz opanować tę lekcję… — Sheen odbiła się od ściany baru nogami i szybkim ruchem uwolniła ręce. Kiedy stanęła z powrotem, miała już w dłoni nóż. Quid uniósł ręce i uśmiechnął się z podziwem. — No, dobrze, dobrze… — Zwrócił uwagę na Grye’a. Naukowiec kurczowo przyciskał czarkę do piersi i dygotał. — Słyszałem, co mówiłeś — powiedział Quid. — Cała ta gadka o orbitach i trajektoriach… Myślę, że to się wam nie uda.
— Co masz na myśli? — Policzki Grye’a zadrżały — Na przykład, co zrobicie, kiedy polecicie na tej kupie żelaza, do samego Rdzenia i przekonacie się, że tej trasy nie ma w waszych tablicach liczbowych? W krytycznym momencie będziecie mieli najwyżej parę minut na reakcję. Jak postąpicie?
Odwrócicie się plecami i narysujecie nowe linie na papierze? Tak?
— Ty za to jesteś fachowcem, prawda? — prychnęła Sheen.
— Doceniasz moją wartość, kochanie. — Quid uśmiechnął się. — Posłuchaj mnie.
Tych orbit jest więcej niż na wszystkich świstkach papieru, jakie istnieją w Mgławicy.
— Bzdury — parsknęła Sheen.
— Tak? Twój mały przyjaciel Rees tak nie uważa, prawda?
— Quid potrząsnął włócznią. Sheen nie spuszczała z niej wzroku. — No, ale Rees — ciągnął Kościej — widział, czego potrafimy dokonać za pomocą takich dzid… — Obrócił się gwałtownie twarzą w stronę jądra gwiazdy i ze zdumiewającym wdziękiem cisnął włócznię.
Broń dostała przyśpieszenia przy pięciu g studni grawitacyjnej jądra. Poruszała się tak szybko, że Sheen widziała tylko smugę. Przeleciała zaledwie metr za linią horyzontu i skręciła za gwiazdą, a po chwili wynurzyła się z drugiej strony jądra i pomknęła ku Sheen.
Sheen schyliła się i chwyciła Grye’a za ramię, ale włócznia przeleciała nad jej głową i poszybowała w powietrze. — Nie całkiem udany rzut. — Quid westchnął. — Stary Quid musi lepiej celować, ale mimo wszystko — mrugnął — jak na pierwszą próbę, chyba nie było źle? — Szturchnął Grye’a w brzuch. — Oto, co nazywam dynamiką orbitalną! I stary Quid ma to wszystko w głowie. Zdumiewające, nieprawdaż? Właśnie dlatego potrzebujecie Kościejów.
No dobrze, Quid musi się napić. Zobaczymy się później, kochanie. — Odepchnął Sheen z Grye’em i udał się do baru.
Gord odgarnął z oczu przerzedzone jasne włosy i uderzył w stół.
— To się nie uda. Do diabła, wiem, o czym mówię.
— A ja ci mówię, że się mylisz. — Jaen pochyliła się nad inżynierem.
— Dziecino, nigdy nie zdołasz uzyskać takiego doświadczenia jak moje…
— Doświadczenia? — Wybuchnęła śmiechem. — Twoje doświadczenie z Kościejami rozmiękczyło ci mózg!
— Ach, ty… — Gord poderwał się z miejsca.
— Przestańcie, przestańcie. — Znużony Hollerbach położył na stole pokryte ciemnymi plamkami ręce.
— Ale on nie chce słuchać. — Jaen zapieniła się ze złości.
— Zamknij się, Jaen.
— Ale… a niech to — ustąpiła.
Hollerbach powiódł wzrokiem po chłodnym, doskonale wykończonym wnętrzu obserwatorium na mostku. Podłogę pokrywały tablice i szerokie diagramy. Uczony i jego rozmówcy debatowali nad szkicami dróg orbitalnych, modelami ochronnych powłok, które miano wybudować wokół Tratwy, tabelami zawierającymi racje żywnościowe i stopień zużycia tlenu w zależności od narzucanych ograniczeń. Dyskusja była ożywiona i gorączkowa. Hollerbach z melancholią przypomniał sobie, jaki panował tu spokój, gdy przyjmowano go do wielkiej klasy uczonych. W owych czasach na niebie można było jeszcze dostrzec odrobinę błękitu, a pracy badawczej nie ograniczał żaden określony czas.
Pocieszał się, że obecny pośpiech przynajmniej jest właściwie ukierunkowany i wywołuje pożądane rezultaty. Dzięki tablicom i wykresom powoli wyłaniał się obraz zmodyfikowanej Tratwy, śmiało lecącej po trajektorii wokół Rdzenia. Poważni naukowcy i asystenci wspólnie zajmowali się realizacją najbardziej ambitnego projektu ludzkości od czasu budowy Tratwy.
W czasie tych rozmyślań do pomieszczenia wszedł Gord i oprócz upstrzonych notatkami kawałków papieru przyniósł druzgocące wieści.
Gord i Jaen wciąż się spierali. Hollerbach napotkał wzrok Deckera. Przywódca Tratwy stał przy stole z kamienną, skupioną twarzą. Hollerbach cicho westchnął. Zaufaj Deckerowi, pomyślał. Instynktownie odróżnia to, co istotne, a więc poradzi sobie w kryzysowej sytuacji.
— Proszę, omówmy wszystko jeszcze raz, inżynierze — powiedział do Gorda. — Tym razem, Jaen, postaraj się zachowywać racjonalnie. Dobrze? Obelgi nikomu nie pomogą.
Jaen rzuciła uczonemu gniewne spojrzenie. Jej pulchna twarz spurpurowiała.
— Naukowcu, jestem, byłem, naczelnym inżynierem Pasa — zaczął Gord. — O zachowaniu się metali w ekstremalnych warunkach wiem więcej, niż bym chciał pamiętać.
Widziałem już metale wypływające niczym plastikowa substancja, kruche niczym stare drewno…
— Nikt nie podaje w wątpliwość twoich kompetencji, Gord — przerwał mu Hollerbach, nie mogąc opanować irytacji. — Przystąp do rzeczy.
— Badałem siły pływowe, jakim będzie podlegała Tratwa podczas zbliżania się do Rdzenia. — Gord zabębnił palcami po papierach. — Ponadto oszacowałem prędkości, jakie musiałaby osiągnąć po katapultowaniu się, aby opuścić Mgławicę. Mogę ci powiedzieć, Hollerbach, że wasze szansę są bliskie zeru. Tutaj macie wszystkie wyliczenia, możecie je sprawdzić.
Читать дальше