— Nie zapewni mi to jednak całkowitego bezpieczeństwa? — Nie.
— W takim razie zaryzykuję. Przydziel mi łagodnego dronę, nie uzbrojonego, nie… wyspecjalizowanego.
— Doprawdy, zdecydowanie bym zalecał…
— Aby dobrze rozegrać tę grę, muszę utożsamić się z tamtymi istotami, żyć ich kłopotami, być narażonym na te same niebezpieczeństwa. Nie chcę mechanicznego ochroniarza. Moja wyprawa nie ma sensu, jeśli z góry założę, że nie muszę traktować gry równie poważnie jak pozostali.
Drona milczał przez chwilę.
— Skoro jest pan o tym przekonany — odparł wreszcie niezadowolonym tonem.
— Najzupełniej.
— Doskonale. Jeśli pan nalega. — Drona wydał odgłos przypominający westchnienie. — Czyli wszystko ustaliliśmy. Statek powinien być tu za…
— Mam jeden warunek — rzekł Gurgeh.
— Warunek…? — Pola drony stały się przez chwilę widoczne, świeciły niebiesko-brązowo-szaro.
— Jest tu pewien drona o imieniu Mawhrin-Skel — powiedział Gurgeh.
— Owszem — zaczął Worthil ostrożnie — poinformowano mnie, że takie urządzenie tu przebywa. I co?
— Został wydalony z Sekcji Specjalnej. Wyrzucony. Zawarliśmy… przyjaźń. Obiecałem mu, że jeśli kiedykolwiek uzyskałbym pozycję w Służbie Kontaktu, zrobię wszystko, by mu pomóc. Teraz właśnie chciałbym postawić warunek, że zagram w Azad jedynie wówczas, gdy ten drona wróci do Sekcji.
Worthil przez chwilę nic nie mówił.
— Panie Gurgeh, złożył pan dość nierozsądną obietnicę.
— Przyznaję, nigdy nawet nie przypuszczałem, że w ogóle będę miał okazję jej dotrzymać. Ale teraz nadarza się taka okazja, więc muszę przedstawić to jako warunek.
— Czyżby pan chciał zabrać tę maszynę ze sobą? — spytał z zaskoczeniem Worthil.
— Nie! Obiecałem jedynie, że postaram się mu pomóc w powrocie do służby.
— Uhm, cóż, nie mam pełnomocnictw do zawarcia takiego układu, Jernau Gurgeh. Tamten drona został przeniesiony do cywila, gdyż był niebezpieczny i nie chciał się poddać terapii rekonstrukcyjnej. Nie mogę podjąć decyzji. Takimi problemami zajmuje się rada do spraw rekrutacji.
— Mimo to muszę nalegać.
Worthil westchnął, podniósł z fotela kulisty pojemnik i zdawał się dokładnie badać jego bezbarwną powierzchnię. — Zrobię, co będę mógł — powiedział z lekkim odcieniem poirytowania w głosie. — Nie mogę jednak niczego obiecać. Rady Kadr i Odwołań nie lubią, gdy ktoś je naciska. Zaczynają wtedy moralizować.
— Muszę jednak jakoś uwolnić się od zobowiązań w stosunku do Mawhrin-Skela — oświadczył cicho Gurgeh. — Nie mogę stąd wyjechać, dopóki nie uzna, że próbowałem mu pomóc.
Miał wrażenie, że drona go nie słucha.
— Hmmm, dobrze — odezwała się wreszcie maszyna. — Zobaczymy, co się da zrobić.
Podziemne auto cicho i rączo mknęło przez spód świata.
— Zdrowie Gurgeha, wielkiego gracza, wielkiego człowieka! Hafflis stał na murku przy końcu tarasu; pod sobą miał kilometrową przepaść, w jednej ręce butelkę, w drugiej dymiącą misę z narkotykiem. Przy kamiennym stole siedziało mnóstwo osób, które przyszły pożegnać Gurgeha. Ogłoszono wcześniej, że gracz wyrusza jutro na WPS „Żulik” w kierunku Obłoków jako jeden z reprezentantów Kultury na Zawodach Pardethillisiańskich oraz na wielkich igrzyskach odbywających się co dwadzieścia dwa lata, zwoływanych przez Merytokrację Pardethilisiańską w Małym Obłoku.
Gurgeha rzeczywiście tam zaproszono, tak jak przedtem wielokrotnie proponowano mu uczestnictwo w Zawodach, a także w tysiącu rozmaitych mityngach zarówno w Kulturze, jak i poza nią. Odrzucił to zaproszenie, tak jak odmawiał wszystkim innym, ale rozpowiadano, że tym razem zmienił zdanie i zagra w imieniu Kultury. Zawody miały się odbyć za trzy i pół roku, więc niełatwo było wyjaśnić, dlaczego Gurgeh wyjeżdża tak pośpiesznie, ale Służba Kontaktu pogmerała w rozkładach jazdy, pokłamała trochę i przeciętny ciekawski odnosił wrażenie, że tylko „Żulik” może dowieźć Gurgeha na czas, umożliwiając mu rejestrację i udział w przewlekłej procedurze kwalifikacyjnej.
— Zdrowie! — Hafflis odchylił głowę i przytknął butelkę do ust. Goście przy stole przyłączyli się do toastu, popijali z kruży, kielichów, szklanic i kufli. Hafflis osuszając butelkę, kiwał się na piętach. Kilka osób ostrzegało go głośno, inne rzucały w niego kawałkami jedzenia. Odstawił trunek i cmoknął wilgotnymi od wina wargami, po czym natychmiast stracił równowagę i zniknął za krawędzią murku.
— A niech to! — dobiegł jego stłumiony głos.
Dwójka jego młodszych dzieci, które siedziały i grały w trzy kubki z bardzo zdezorientowanym liczakiem stygliańskim, podeszła do parapetu i wyciągnęła pijanego ojca na górę z pola zabezpieczającego. Upadł na taras, po czym zataczając się i śmiejąc, wrócił do stołu.
Gurgeh siedział między profesor Boruelal i jedną ze swych dawnych flam — Vossle Chu, kobietą, która w przeszłości pasjonowała się między innymi odlewnictwem. By pożegnać Gurgeha, przybyła z Rombree, strony Chiarka przeciwległej do Gevantu. W tłumie przy stole siedziało przynajmniej dziesięć jego byłych kochanek. Zastanawiał się mgliście, czy miało to jakieś znaczenie, że w ciągu ostatnich kilku lat sześć z nich zmieniło płeć na męską i przy tej płci pozostawało dotychczas.
Zgodnie z tradycją przy takich okazjach, Gurgeh, tak jak inni goście, upijał się coraz bardziej. Hafflis obiecał, że nie zrobią Gurgehowi tego, co przed paroma laty zrobili swemu wspólnemu znajomemu: młodego mężczyznę przyjęto do Służby Kontaktu i Hafflis wydał przyjęcie na jego cześć; pod koniec wieczoru rzucono chłopaka przez parapet… ale pole asekurujące było wyłączone; świeży nabytek Służby Kontaktu spadł dziewięćset metrów — z czego sześćset z pustymi kiszkami — nim domowe drony wyłoniły się spokojnie z lasu w dole, pochwyciły i podholowały na górę.
Tego dnia po południu przybyła pod Ikroh (Zdemilitaryzowana) Wszechstronna Jednostka Zaczepna „Czynnik Ograniczający”. Gurgeh przeszedł do galerii tranzytowej, by obejrzeć statek: był bardzo smukły, prosty w budowie, miał ponad trzysta metrów długości, uniesiony dziób, trzy długie bąble jak kokpity samolotu prowadziły ku dziobowi, a pięć innych, grubszych, opasywało statek w środku; jego tył był płasko ścięty. Statek przywitał gracza, powiedział, że zabierze go do WPS „Żulik” i spytał, czy ma jakieś specjalne wymagania dietetyczne.
Boruelal klepnęła go po plecach.
— Będziemy za tobą tęsknili.
— Ja za wami również — odparł Gurgeh poruszony. Zastanawiał się, kiedy zaczną rzucać papierowe lampiony w dół na tropikalny las. Za wodospadem, na całej wysokości klifu, zapalono światła, a wędrowny sterowiec, którego załogę stanowili najprawdopodobniej fani gier, zacumował ponad równiną, na poziomie Tronze, zapowiadając na później fajerwerki. Gurgeha wzruszały te wszystkie wyrazy szacunku i sympatii.
— Gurgeh — zwrócił się do niego Chamlis.
Gurgeh z kieliszkiem w dłoniach odwrócił się i spojrzał na starą maszynę, która włożyła mu w dłonie małą paczuszkę owiniętą papierem i przewiązaną wstążką.
— To prezent — wyjaśnił Chamlis — taka stara tradycja. Otwórz to, gdy będziesz w drodze.
— Dziękuję. — Gurgeh powoli kiwał głową. Włożył podarunek do kieszeni kurtki. Potem zrobił coś, co rzadko robił z dronami — objął starą maszynę, otaczając ramionami jej aurę. — Bardzo, bardzo ci dziękuję.
Читать дальше