Zacisnął pięści, usiłując zmiażdżyć terminal w prawej dłoni, lecz urządzenie się nie dało. Zabolała go ręka.
Próbował spokojnie pomyśleć. A jeśli zdarzy się najgorsze? W Kulturze z lekceważeniem traktowano indywidualną sławę i mało uwagi poświęcano skandalom — w istocie niewiele rzeczy uważano za skandal. Gurgeh nie miał jednak wątpliwości, że jeśli Mawhrin-Skel ujawni swoje rzekome nagrania, zostaną one rozpowszechnione. Ludzie zwrócą na to uwagę.
Wśród bogactwa środków łączności, wiążących habitaty Kultury — statki, skały, Orbitale czy planety — istniało całe mnóstwo programów informacyjnych i sieci z katalogami wydarzeń bieżących. Ktoś gdzieś chętnie rozpowszechni nagrania Mawhrin-Skela. Gurgeh wiedział, że ostatnio pojawiły się serwisy gier, których wydawcy i redaktorzy wyrażali opinie, że większość słynnych graczy i autorytetów w tej dziedzinie tworzy zamkniętą, nadmiernie uprzywilejowaną grupę; twierdzono, że zbyt wiele uwagi poświęca się kilku zaledwie graczom, i chętnie by zdyskredytowano „starą gwardię”, do której zaliczano Gurgeha; to akurat go rozbawiło. Bardzo by im się przydały materiały Mawhrin-Skela. Gurgeh mógłby wszystkiemu zaprzeczyć i z pewnością wiele osób by mu uwierzyło mimo przekonujących oskarżeń, jednak inni słynni gracze oraz poważne, cieszące się autorytetem serwisy będą znać prawdę, a tego Gurgeh by nie zniósł.
Nadal mógłby grać, pozwolono by mu rejestrować i publikować własne artykuły, prawdopodobnie wiele z nich spotkałoby się z zainteresowaniem, może nie tak dużym jak poprzednio, ale jednak nie byłby zupełnie ignorowany. Stałoby się coś gorszego: traktowano by go ze współczuciem, z wyrozumiałością, z tolerancją. Nigdy by mu jednak nie wybaczono.
Czy kiedykolwiek potrafiłby się z tym pogodzić? Czy potrafiłby przezwyciężyć obelgi i znaczące spojrzenia, pełne triumfu współczucie rywali? Czy sprawa by kiedyś ucichła i po kilku latach została zapomniana? Raczej nie. Nie w jego wypadku. Zawsze by to nad nim wisiało. Nie może powiedzieć Mawhrin-Skelowi: „Publikuj i niech cię diabli”. Drona miał rację — to by zrujnowało reputację Gurgeha, zniszczyło go całkowicie.
Obserwował czerwone polana na szerokim ruszcie — przygasały, bladły, rozsypywały się, szarzały. Powiedział Rdzeniowi, że skończył. Rdzeń spokojnie doprowadził pomieszczenia domowe do normalnego stanu i pozostawił go własnym myślom.
Obudził się następnego ranka — zastał ten sam świat. Nie był to zły sen. Czas się nie cofnął, a tamto wszystko rzeczywiście się wydarzyło.
Podziemnym samochodem pojechał do wsi Celleck, gdzie w staromodnej siedzibie, przypominającej domostwo człowieka, mieszkał Chamlis Amalk-ney. Ściany pokryte były freskami, inkrustacjami, w pokojach stały zabytkowe meble, akwaria i wiwaria z owadami.
— Postaram się zbadać sprawę — westchnął Chamlis, unosząc się przy oknie obok Gurgeha. — Nie gwarantuję jednak, że uda mi się to ukryć przed tym, kto nasłał przedstawiciela Służby Kontaktu. Pomyślą, że jednak jesteś zainteresowany.
— Może jestem — odparł Gurgeh. — Może chciałbym znowu z nimi porozmawiać, nie wiem.
— Przesłałem wiadomość do swoich przyjaciół, ale… Gurgehowi przyszedł nagle do głowy paranoiczny pomysł. Odwrócił się gwałtownie do Chamlisa.
— Czy ci twoi przyjaciele to statki?
— Tak. Oboje — odparł drona.
— Jak się nazywają?
— „Oczywiście nadal cię kocham” i „Po prostu czytaj instruktaż”.
— Nie są to okręty wojenne?
— Z takimi imionami? To WJK, cóż innego może być?
— Dobrze. — Gurgeh nieco się odprężył i znowu wyjrzał na plac. — Dobrze. W porządku. — Głośno odetchnął.
— Gurgeh, proszę, powiedz, o co chodzi. — Głos Chamlisa był miękki, nieco smutny. — Wiesz, że nikomu tego nie przekażę. Pozwól sobie pomóc. Przykro cię widzieć w takim stanie. Jeśli mógłbym cokolwiek…
— Nic innego nie możesz zrobić. — Gurgeh pokręcił głową, spoglądając na maszynę. — Powiem ci, jeśli coś będzie do zrobienia. — Ruszył do drzwi. Drona go obserwował. — Muszę już iść. Do zobaczenia, Chamlisie.
Zjechał do podziemia. Wsiadł do samochodu i cały czas patrzył w podłogę. Dopiero po czwartym chyba zapytaniu zwrócił uwagę, że samochód do niego mówi — chciał wiedzieć, dokąd pasażer zamierza jechać. Gurgeh poinformował go.
Wpatrywał się w jeden ze ściennych ekranów, obserwując nieruchome gwiazdy, gdy zabrzęczał terminal.
— Gurgeh? To znowu ja, jeszcze raz twój Makii Stra-bey.
— Czego? — warknął, poirytowany poufałością Umysłu.
— Ten statek przekazał właśnie informacje, o które prosiłeś. Zmarszczył brwi.
— Jaki statek? Jakie informacje?
— „Kanonierkowy Dyplomata”, drogi graczu. Chodzi o jego położenie.
Serce mu zabiło, krtań się zacisnęła.
— Tak? — odparł z wysiłkiem. — I co?
— Nie odpowiedział bezpośrednio, przesłał wiadomość przez swój macierzysty WPS „Młodzieńczy Lapsus” i poprosił, by ten potwierdził jego położenie.
— Więc gdzie jest?
— W skupisku Altabien-Północ. Podał współrzędne, ale tylko z dokładnością do…
— Co tam współrzędne! — krzyknął Gurgeh. — Gdzie jest to skupisko? Jak daleko stąd?
— No, uspokój się. To dwa i pół mileniów stąd. Gurgeh zamknął oczy. Samochód zwalniał.
Dwa i pół tysiąca lat świetlnych. Dłuższy spacerek, jak by to określili światowcy z WPS-ów. Jednak dość blisko, by statek mógł precyzyjnie wycelować efektor, wyrzucić w niebo pole sensoryczne szerokości sekundy świetlnej i odebrać słaby, lecz wyraźny błysk hiperprzetrzennego sygnału od małej maszyny, mieszczącej się w kieszeni.
Próbował sam siebie przekonać, że to ciągle nie stanowi dowodu na prawdomówność Mawhrin-Skela. Dostrzegał jednak coś złowieszczego w fakcie, że statek nie odpowiedział bezpośrednio. Skorzystał ze swego WPS-u jako znacznie bardziej wiarygodnego źródła informacji, by potwierdzić swą pozycję.
— Chcesz pozostałą wiadomość z SJZ — spytał Rdzeń — czy też znów mi odburkniesz?
— Jaką wiadomość? — Gurgeh był zaintrygowany.
Samochód zakręcił i nadal zwalniał. Ukazała się galeria tranzytowa Ikroh, wisząca pod powierzchnią Płyty jak budynek postawiony fundamentami do góry.
— Tajemniej i tajemniej — powiedział Rdzeń. — Komunikowałeś się ze statkiem poza moimi plecami? Wiadomość brzmi: „Miło cię znowu słyszeć”.
Minęły trzy dni. Nie mógł się do niczego zabrać. Próbował czytać — artykuły, stare książki, własne materiały, ale co rusz stwierdzał, że ciągle czyta ten sam fragment, tę samą stronę, ten sam ekran. Usiłował się skoncentrować na słowach, rysunkach i wykresach, lecz jego myśli ulatywały, stale wracały do tych samych spraw, bezsensownie krążyły. Zjadanie własnego ogona, w kółko te same pytania, niewczesne żale. Czemu to zrobił? Jakie ma teraz wyjście?
Usiłował wytworzyć w gruczołach uspokajające narkotyki, jednak tyle wysiłku kosztowało go osiągnięcie jakiegokolwiek efektu, że dostał zawrotów głowy. Zastosował Ostry Błękit, Przewagę i Skupiacza, by wspomóc koncentrację, ale czuł jedynie zgrzytający ból w tyle czaszki. Wyczerpany, stwierdził, że nie warto było tego robić. Mózg wolał martwić się i denerwować; nie miało sensu przyczyniać mu frustracji.
Gurgeh nie odbierał telefonów. Kilka razy dzwonił do Chamlisa, nigdy jednak nie miał mu nic do powiedzenia. Stary drona oświadczył tylko, że dwa znane mu statki Służby Kontaktu komunikowały się z nim; oba twierdziły, że przesłały wiadomość Chamlisa do kilku innych Umysłów. Oba zdziwiły się, że tak szybko skontaktowano się z Gurgehem. Oba obiecały przekazać jego prośbę o więcej informacji; żaden z nich nie wiedział, o co tu chodzi.
Читать дальше