W Chasm City jego praca się rozpoczęła i w Chasm City będzie ją kontynuował, o ile zdoła uciec Remontoiremu. Liczył na pomoc Lashera. Lasher, jeden z jego pierwszych prawdziwych sprzymierzeńców, był dość ustosunkowaną świnią z wpływami sięgającymi do Loreanville i do Pasa Złomu. Pozostał lojalny Scorpiowi. I nawet, gdyby został uwięziony, strażnicy musieliby pilnować go naprawdę dobrze. Z luźnego związku gangów i grupek Scorpio i Lasher stworzyli coś w rodzaju zwartej armii, która już kilka razy atakowała władzę, i choć doznała ogromnych strat, nigdy nie została całkowicie pokonana. To prawda, konflikt nie był dla władz kosztowny — głównie chodziło o zachowanie przez świnie kontroli nad rewirami w Mierzwie — ale Lasher i jego sprzymierzeńcy nie bali się poszerzenia swych działań. Świnie miały wspólników wśród banshee, co dawało środki na działalność przestępczą daleko poza Mierzwą. Scorpio długo przebywał poza obiegiem i teraz chciał się dowiedzieć, jak obecnie miewa się to przymierze.
Wskazał głową linię habitatów.
— Ciągle kierujemy się ku Pasowi.
— Owszem — przyznał Remontoire. — Ale nie ku Konwencji. Nastąpiła nieznaczna zmiana planów i dlatego umieściliśmy w twojej głowie ten nieprzyjemny implant.
— Zrobiliście słusznie.
— Ponieważ w innym przypadku byś mnie zabił? Możliwe. Ale zaprowadziłoby cię to niezbyt daleko. — Remontoire pogłaskał panel sterowania i uśmiechnął się przepraszająco. — Niestety, nie możesz sterować tym statkiem. Pod tą powierzchnią systemy są całkowicie hybrydowskie. Musimy jednak przejść przez przegląd jako statek cywilny.
— Powiedz mi, co się dzieje.
Remontoire znowu obrócił fotel. Położył dłonie na kolanach i nachylił się do Scorpia — niebezpiecznie blisko, gdyby nie było implantu. Scorpio wierzył, że umrze, jeśli znowu czegoś spróbuje, pozwolił więc Remontoiremu mówić. Cały czas jednak wyobrażał sobie, jak dobrze by się czuł, mordując go.
— Chyba już spotkałeś Clavaina.
Scorpio mocno pociągnął nosem.
— Jest jednym z nas — kontynuował Remontoire. — Prawdę mówiąc, to mój dobry przyjaciel. Więcej: był dobrym Hybrydowcem. Był jednym z nas przez czterysta lat i nie byłoby nas, gdyby nie jego czyny. Kiedyś był Rzeźnikiem z Tharsis, rozumiesz, ale to stara historia; nie wyobrażam sobie, byś kiedyś słyszał o Tharsis. Najważniejsze, że Clavain zbiegł do nieprzyjaciela albo właśnie tam ucieka i trzeba go powstrzymać. Ponieważ on był… jest… moim przyjacielem, wolałbym, zatrzymać go raczej żywego niż martwego, ale dopuszczam możliwość, że to się nie uda. Już raz próbowaliśmy go zabić — wtedy nie mieliśmy innego wyjścia. Niemal się cieszę, że się nie udało. Clavain nas przechytrzył: jego korweta wyrzuciła go w pusty kosmos. Gdy ją zniszczyliśmy, nie było go na pokładzie.
— Sprytny facet. Coraz bardziej go lubię.
— To dobrze. Cieszę się, że to słyszę. Ponieważ pomożesz mi go znaleźć.
Clavain jest dobry, pomyślał Scorpio. Remontoire powiedział to tak, jakby wierzył w pomoc Scorpia.
— Mam ci pomóc?
— Sądzimy, że wyratował go jakiś frachtowiec. Nie mamy pewności, ale to chyba ten sam, który spotkaliśmy wcześniej, w rejonie Spornego Obszaru. Nawiasem mówiąc, zaraz potem złapaliśmy ciebie. Clavain pomógł wtedy pilotowi frachtowca i prawdopodobnie liczył na rewanż. Ten statek nieplanowo, nielegalnie zboczył w strefę wojenną. Możliwe, że zabrał Clavaina z pustego kosmosu.
— Więc zestrzelcie drania. Na czym polega problem?
— Za późno. Kiedy się w tym wszystkim zorientowaliśmy, frachtowiec już wrócił do przestrzeni Konwencji Ferrisvillskiej. — Remontoire wskazał linię habitatów na tle ciemniejącej tarczy Yellowstone. — Clavain już wylądował w Pasie Złomu, który jest akurat bardziej twoim terytorium niż moim. Sądząc z twych akt, znasz go niemal tak dobrze jak Chasm City. Jestem przekonany, że chętnie zostaniesz moim przewodnikiem. — Remontoire uśmiechnął się i postukał delikatnie palcem w swoją skroń. — Prawda?
— Mógłbym cię zabić. Zawsze znajdzie się sposób.
— Ale ty też umrzesz, i co to da? Widzisz, mamy dobrą pozycje przetargową. Pomóż nam — pomóż Hybrydowcom — a my zagwarantujemy, że nigdy nie trafisz do aresztu Konwencji. Dostarczymy Konwencji ciało, identyczną kopię sklonowaną z ciebie. Powiemy, że umarłeś podczas transportu. Nie tylko otrzymasz wolność, ale również pozbędziesz się polujących na ciebie agentów Konwencji. Scorpio umrze, ale ty możesz istnieć dalej.
— Dlaczego jeszcze tego nie zrobiliście? Już dawno moglibyście im dać tego podrobionego trupa.
— Spowodowałoby to poważne reperkusje, Scorpio. Takich metod nie stosuje się w normalnych warunkach, ale w tej chwili bardziej zależy nam na Clavainie niż na przychylności Konwencji.
— Clavain mnóstwo dla was znaczy.
Remontoire odwrócił się do panelu sterowania i znowu wygrywał na nim palcami.
— Owszem, znaczy dla nas wiele. Ale to, co ma w głowie, znaczy dla nas więcej.
Scorpio zastanawiał się nad swoim położeniem. Jego instynkt przeżycia włączył się ze zwykłą bezlitosną skutecznością, tak jak zawsze w okresie kryzysów osobistych. Kiedyś chodziło o Quaile’a, teraz o kruchego Hybrydowca, który miał możliwość zabicia go samą myślą. Remontoire prawdopodobnie nie kłamał, grożąc, że przekażą Scorpia Konwencji, gdyby odmówił współpracy. Jeśli Scorpio nie zdąży zawiadomić o swoim powrocie Lashera, w rękach Konwencji czeka go śmierć. Ale jeśli pomoże Remontoiremu, przynajmniej przedłuży swój areszt. Może Remontoire uczciwie obiecywał zwolnienie. Ale gdyby Hybrydowiec kłamał, i tak nadarzą się okazje, by skontaktować się z Lasherem i zorganizować ostateczną ucieczkę. Zatem głupotą byłoby odrzucenie propozycji, nawet jeśli to oznaczało czasową pracę z kimś, kogo Scorpio uważał za człowieka.
— Musisz być zdesperowany — zauważył.
— Niewykluczone — przyznał Remontoire. — Ale naprawdę nie sądzę, żeby to była twoja sprawa. Zrobisz to, o co cię proszę?
— Jeśli powiem nie… Remontoire uśmiechnął się.
— Wtedy tamten sklonowany trup okaże się zupełnie bezużyteczny.
* * *
Mniej więcej co osiem godzin Antoinette otwierała na chwilę drzwi śluzy i podawała mu jedzenie i wodę. Clavain brał je z wdzięcznością, dziękował i starał się nie okazywać najmniejszej urazy z powodu tego, że nadal pozostaje więźniem. Wystarczało, że go uratowała i wiezie z powrotem do władz. Na jej miejscu byłby jeszcze mniej ufny, zwłaszcza wiedząc, co zdolny jest uczynić Hybrydowiec. Był więźniem w znacznie mniejszym stopniu, niż jej się wydawało.
W pewnym momencie poczuł, że podłoga pod nim opada i się przesuwa: statek zmieniał wzorzec odrzutu. Kiedy Antoinette zjawiła się w drzwiach z bańką wody i batonem spożywczym, potwierdziła, że wracają do Pasa Złomu.
— Te zmiany odrzutu… — Odwinął folię z batonu. — Po co? Grozi nam wkroczenie na teren działań wojennych?
— Niezupełnie.
— Więc po co?
— Banshee. — Widząc, że Clavain nie zrozumiał, dodała. — To bandyci, zbójcy, maruderzy, jakkolwiek ich nazwać. Wstrętne sukinsyny.
— Nie słyszałem o nich.
— I nie usłyszysz, chyba że jesteś kupcem usiłującym prowadzić uczciwe życie. Nadgryzł baton.
— Powiedziałaś to prawie poważnie.
— Słuchaj mnie uważnie. Czasem naginam zasady, to wszystko. Ale w porównaniu z tym, co robią ci popaprańcy, najbardziej nielegalna rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam, jest… jak drobne naruszenie zasad dokowania.
Читать дальше