— Oczywiście, że nie, ale skoro już tak daleko zaszliśmy, warto sprawdzić pasażera.
— Rzeczywiście, warto.
Dotarli do kasety. Jednostka zimnego snu, upchnięta na tyłach ładowni, wyglądała dość przeciętnie. Matowosrebrzysta, miała w górnej części prostokątne okienko z dymnego szkła. W środku, pod drugą płytą z dymnego szkła, znajdował się zagłębiony panel z kontrolkami i displejami parametrów.
— To dziwne miejsce dla kasety, sam tył ładowni — zauważył proksy.
— Dla mnie nie. Jest blisko spodnich drzwi. Szybko ją załadowałam, a jeszcze szybciej wyładuję.
— Racja. Nie ma pani nic przeciwko temu, że dokładniej się przyjrzę?
— Proszę się nie krępować.
Proksy przykucnął w odległości metra od kasety, wysunął odnóża zakończone czujnikami, ale nie dotknął kasety w żadnym miejscu. Postępował z najwyższą ostrożnością, nie chcąc zniszczyć własności Hospicjum ani zaszkodzić ciału w kasecie.
— Mówiła pani, że ten mężczyzna dopiero niedawno przybył na Idlewild.
— Wiem tyle, co mi powiedzieli Żebracy.
Proksy w zamyśleniu poklepał się jedną ze swych kończyn.
— To dziwne, bo ostatnio nie przyleciał tu żaden większy statek. Teraz, gdy wiadomości o wojnie zdążyły dotrzeć do najdalszych układów, Yellowstone nie jest tak popularnym celem podróży jak ongiś.
Antoinette wzruszyła ramionami.
— W takim razie porozmawiaj z Hospicjum, jeśli cię to niepokoi. Wiem tyle, że załadowałam zmarzlaka i mam go do nich dostarczyć.
Proksy wysunął urządzenie, które Antoinette uznała za kamerę, i umieścił je nad szybą kasety.
— Tak, to na pewno mężczyzna — stwierdził, jakby komunikował Antoinette nowinę. — W głębokim zimnym śnie. Pozwoli pani, że przy okazji odsunę okienko i spojrzę na odczyty? Gdyby się okazało, że wystąpiły jakieś problemy, mógłbym prawdopodobnie zorganizować eskortę i dowieźć was do Hospicjum dwukrotnie szybciej…
Nim zdążyła odpowiedzieć czy zaprotestować, proksy odsunął szybkę zasłaniającą tablicę kontrolek i displej parametrów. Ustabilizował swój korpus, przytrzymując się słupa konstrukcyjnego palet, pochylił się nisko nad kasetą i zaczął przesuwać w lewo i w prawo okiem skanującym po displeju. Od czasu do czasu wibrował.
Antoinette pociła się. Displeje wyglądały dość przekonująco, ale u kogoś, kto znał tajniki zimnego snu, musiały natychmiast wzbudzić podejrzenia. Nie były takie, jak być powinny, gdyby w kasecie leżał zahibernowany człowiek. Pierwsze wątpliwości, potem dociekliwsze badania, pogrzebanie w ukrytych opcjach displejów spowodują, że cała prawda wyjdzie na jaw.
Proksy zbadał odczyty i odchylił się od kasety, najwyraźniej usatysfakcjonowany. Antoinette na chwilę zamknęła oczy… i zaraz tego pożałowała. Proksy znów się zbliżył do displeju, wysuwając delikatny manipulator.
— Na twoim miejscu bym tego nie…
Proksy wklepał komendy w panel odczytu. Pojawiły się rozmaite wykresy, niespokojne jaskrawoniebieskie sinusioidy i drżące histogramy.
— To nie wygląda prawidłowo — oznajmił proksy.
— Co?
— Tak jakby ten człowiek już nie ży…
— Niech panienka wybaczy… — rozległ się nowy, tubalny głos.
Antoinette zaklęła w duchu. Kazała Bestii milczeć podczas swojej rozmowy z proksym. Ale może powinna raczej poczuć ulgę, że Bestia nie posłuchał akurat tego rozkazu.
— Co jest, Bestio?
— Odbieramy transmisję, panienko. Skierowana wąskim promieniem prosto do nas. Z Idlewild.
Proksy drgnął.
— Czyj to głos? Chyba mówiła pani przedtem, że jest pani sama.
— Jestem sama — odparła. — To tylko Bestia, podosoba mojego statku.
— Proszę jej powiedzieć, żeby zamilkła. A transmisja z Idlewild nie jest do pani. To odpowiedź na pytanie, które wcześniej wysłałem…
Bezcielesny głos znów zadudnił:
— Transmisja, panienko?…
— Odtwórz ją. — Uśmiechnęła się.
Proksy nie zwracał już uwagi na kasetę. Bestia przerzucił transmisję na szybę hełmu Antoinette i dziewczyna miała teraz wrażenie, że Żebrak stoi pośrodku ładowni. Przypuszczała, że również pilot otrzymuje dane telemetryczne od jednego z kutrów. Żebraczką była kobieta, jedna z Nowych Starszych. Antoinette patrzyła, jak zwykle zaszokowana, na osobę autentycznie starą. Kobieta miała na sobie wykrochmalony fartuch i zakonny habit z motywem płatku śniegu — emblematem Hospicjum; jej wspaniałe żylaste, starcze dłonie stykały się na brzuchu.
— Przepraszam za opóźnienie, ale znów mieliśmy problemy z routerem sieciowym — powiedziała zakonnica. — Najpierw formalności: jestem siostra Amelia i chciałabym potwierdzić, że ciało… zamrożony człowiek… pod opieką panny Bax to tymczasowa i ukochana własność Hospicjum Idlewild i Świętego Zakonu Lodowych Żebraków, a panna Bax ma go nam jak najszybciej dostarczyć…
— Ale ciało jest martwe — stwierdził proksy.
Siostra kontynuowała:
— …i bylibyśmy wdzięczni, gdyby władze się w to jak najmniej mieszały. Już poprzednio kilkakrotnie korzystaliśmy z usług panny Bax i zawsze byliśmy bardzo zadowoleni ze sposobu, w jaki wypełnia powierzone zadania. — Żebraczka uśmiechnęła się. — Jestem pewna, że Konwencja Ferrisvillska docenia potrzebę dyskrecji w tej sprawie. Chodzi przecież o naszą reputację.
Wiadomość się skończyła i siostra Amelia zniknęła. Antoinette wzruszyła ramionami.
— Widzisz, cały czas mówiłam prawdę.
Proksy patrzył na nią jednym ze swoich osłoniętych czujników.
— Coś mi się tu nie zgadza — oznajmił. — Ciało w kasecie jest z medycznego punktu widzenia martwe.
— Słuchaj, mówiłam już, że kaseta jest stara. Odczyty są nie prawidłowe, i tyle. Chyba nie jestem taka głupia, żeby wozić trupa w kasecie zimnego snu.
— Jeszcze z panią nie skończyłem.
— Może nie, ale w tej chwili skończyłeś. Słyszałeś, co powiedziała miła pani Żebraczka. „Jak najszybciej dostarczyć”. Przyznasz, że sformułowała to oficjalnie i zdecydowanie? — Antoinette wyciągnęła rękę i zamknęła pokrywę na panelu wskaźników.
— Nie wiem, co pani knuje, ale obiecuję, że do tego dojdę — oznajmił proksy.
Uśmiechnęła się.
— Znakomicie. Dziękuję. Miłego dnia. I spieprzaj z mojego statku.
* * *
Jeszcze przez godzinę utrzymywała ten sam kurs, chcąc dać policji złudzenie, że leci do Hospicjum Idlewild. Potem gwałtownie skręciła, przyśpieszając tak ostro, że aż się skuliła. Po godzinie znalazła się poza oficjalną jurysdykcją Konwencji Ferrisvillskiej, zostawiła za sobą Yellowstone i pas satelitów komunikacyjnych. Policja nawet nie próbowała jej ścigać, ale Antoinette to nie dziwiło. Zupełnie im się to nie opłacało. Musieliby zużyć bardzo dużo paliwa, ponadto oficjalnie statek Antoinette znajdował się poza ich obszarem wpływów, a ponieważ wleciała w strefę wojny, miała spore szanse, że w końcu i tak zostanie zabita. Zajmowanie się nią po prostu nie miało sensu.
Z tą radosną konkluzją Antoinette ułożyła i wysłała zawoalowane podziękowania do Hospicjum. Była im wdzięczna za wsparcie i — jak postępował jej ojciec w podobnych okolicznościach — obiecała odwdzięczyć się, gdyby kiedykolwiek potrzebowali jej pomocy.
Od siostry Amelii nadeszła odpowiedź: „Niech bogowie prowadzą i powodzenia w misji, Antoinette. Jim byłby z ciebie dumny”.
Mam nadzieję, pomyślała Antoinette.
Przez następne dziesięć dni nic szczególnego się nie wydarzyło. Statek sprawował się doskonale, działał zupełnie bezawaryjnie. Jeden raz, na krańcach zasięgu radaru dostrzegła — jak jej się wydawało — parę banshee, słabych, ukradkowych sygnatur unoszących się na granicach jej możliwości detekcyjnych. Na wszelki wypadek przygotowała środki obronne, ale gdy zademonstrowała wzorzec ucieczki „Burzyka”, pokazując banshee, jak trudno im będzie ostro zadokować przy jej statku, oba obiekty zniknęły, wycofały się w cień, szukając innej ofiary. Nigdy ich już nie zobaczyła.
Читать дальше