— Nic szczególnego — odparł Nick. Pamiętał o umowie, ale zaskoczyło go, że naprawdę chciał o tym porozmawiać.
— Plotka mówi co innego — wtrącił jeden z mężczyzn przy stoliku. — Wszyscy wiedzą, że dziś rano zaniosłeś coś do Amandy Winchester. No, powiedz nam co to było.
Nowy statek ze skarbem znaleźliście?
— Może — powiedział Nick z pijackim grymasem na twarzy — po prostu może. — Drugi silny impuls popychał go jednak do tego, by opowiedzieć tę historię i pokazać im zdjęcia. Powstrzymał się. — Nie mogę o tym rozmawiać — powiedział tylko.
W tej chwili dwaj krzepcy młodzi mężczyźni, typowi krótko ostrzyżeni oficerowie marynarki w mundurach, zatoczyli się wprost na stolik Nicka. Jeden z nich był ciemny, w typie Hiszpana. Pewni siebie, wręcz aroganccy.
Ich nadejście przerwało rozmowę. Biały porucznik położył rękę na ramieniu Juliannę. — W porządku, ślicznotko — powiedział bezczelnie. — Marynarka czuwa. Może ty i ta twoja przyjaciółka — kiwnął na Corinne, za którą stał Ramirez — zatańczyłybyście z nami? mv, cs,Ł
— Nie, dziękuję — odpowiedziała grzecznie z uśmiechem Juliannę. Todd spojrzał na nią z góry. Trochę się chwiał i po jego oczach wyraźnie było widać, że solidnie popił.
— To znaczy, powiesz mi, że wolisz tu siedzieć z tymi miejscowymi błaznami niż zatańczyć z przyszłymi admirałami? — Juliannę poczuła, jak jego ręka zaciska się na jej ramieniu. Rozglądała się po stoliku usiłując go zignorować.
Toddowi nie spodobała się odmowa. Zdjął rękę z ramienia Juliannę i wskazał na piersi Corinne. — Chryste, Ramirez, miałeś rację. Są monstrualne. Przyssałbyś się do takiego? — Oficerowie roześmieli się prostacko. Corinne płonęła ze wstydu.
Partner Lindy Quinlan, silny chłopak, podniósł się z krzesła. Tylko on w tym towarzystwie dorównywał wzrostem Toddowi i Ramirezowi. — Słuchajcie, chłopaki — odezwał się z rozwagą — pani powiedziała bardzo grzecznie, że nie. Nie ma potrzeby ubliżać ani jej, ani jej przyjaciołom…
— Widzisz go, Ramirez — przerwał mu Todd — ten typek powiedział, że my komuś ubliżyliśmy. To jest ubliżanie, jak się podziwia wielkość czyichś cycków? — Zachichotał ze swego dowcipu. Ramirez dał znak, żeby odejść, ale Todd machnął na niego ręką.
Pijany Nick przez cały wieczór gotów był wybuchnąć.
— Wynocha stąd, gnojki — powiedział spokojnie, ale stanowczo. Nadal siedział obok Juliannę.
— Kogo nazywasz gnojkiem, kurczaczku? — spytał wojowniczo porucznik Todd. Odwrócił się do Ramireza.
— Bo uwierzę że będę musiał trzepnąć w łeb tego bałwana.
Ale Nick go uprzedził. Szybko podniósł się, wyprowadził zdradliwy cios pięścią, trafił Todda prosto w twarz i posłał w fikołkach do tyłu, na inny zastawiony szkłem stolik.
Todd razem ze stolikiem runął na podłogę, a Nick ruszył za nim. Ramirez zaczął odciągać Nicka, ale ten odwrócił się i jego także uderzył sierpowym. Ramirez popchnął Nicka, który stracił grunt pod nogami i przewrócił się na Juliannę. Następny zastawiony stolik runął na podłogę.
Carol, Angie i Troy zauważyli rozróbę z odległej części sali. W samym jej środku rozpoznali Nicka. — Uuua — powiedział Troy wyskakując, by pomóc przyjacielowi.
Carol była tuż za nim. Gdy dopadli do przeciwległego krańca sali, akcję opanowali już dwaj klubowi bramkarze.
Tymczasem Nick i Todd, nadal na podłodze, usiłowali doprowadzić się do porządku. Todd powoli podnosił się na nogi.
W trakcie walki Nickowi wypadła koperta z fotografiami, część z nich wysunęła się na podłogę. Ramirez podniósł je zauważywszy jaskrawe kolory. Zdjęcie, które leżało na wierzchu, najwyraźniej przedstawiało zbliżenie brązowego pocisku.
— Ej — powiedział do chwiejącego się Todda — spójrz na to.
Carol zadziałała niezwłocznie. Przeszła obok Ramireza, chwyciła kopertę ze zdjęciami i zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, krzyknęła — Nick, nie, nie wierzę. Jak mogłeś znowu się upić? — Przyklęknęła na podłodze obok niego i wolną ręką kołysała jego głowę. — Kochanie — mówiła, gdy on wpatrywał się w nią z niedowierzaniem — obiecałeś, że przestaniesz.
Zaskoczony tłum patrzył, jak Carol całuje Nicka w usta.
Troy spojrzał zdumiony. — Troy — krzyknęła chwilę później, gdy Nick usiłował ochłonąć. — Troy, gdzie jesteś?
No, podaj mu rękę. — Troy rzucił się i pomógł Nickowi podnieść się na nogi. — Zabieramy go do domu — oznajmiła gapiom. Oboje z Troyem chwycili go pod ramiona i cała trójka potykając się ruszyła do drzwi nocnego klubu.
Przy wyjściu minęli kierownika. Carol powiedziała mu, że przyjdzie nazajutrz uregulować rachunki. Wyszli na ulicę prawie niosąc Nicka.
Gdy oddalali się od Joego Łazęgi, Carol odwróciła się i zobaczyła, że część tłumu wyszła za nimi na ulicę.
Ramirez i Todd, który wciąż rozcierał policzek, stali na czele grupy z wyrazem zakłopotania na twarzach. — Dokąd go zabieramy, aniołku? — spytał Troy, gdy nie mogli być już słyszani. — Nawet nie wiemy, gdzie zaparkował swój samochód.
— Nieważne — odpowiedziała Carol. — Przynajmniej, póki jesteśmy na widoku.
Zdezorientowana trójka skręciła na prawo, w tę samą uliczkę za teatrem, w którym trzy godziny wcześniej skończyło się przedstawienie Nocy Iguany. Tuż obok, po lewej stronie znajdował się mały, pusty plac. Carol zatrzymała ich na jego skraju, przed zagajnikiem i obejrzała się, by sprawdzić czy nikt ich nie śledzi. Ciężko odetchnęła i rozluźniła chwyt. Spoconą twarz mimowolnie otarła kopertą, którą odebrała Ramirezowi.
Nick prawie już się pozbierał. — Nie miałem pojęcia — wymamrotał wyswobadzając rękę, za którą trzymał go Troy — że tak się o mnie troszczysz. — Chciał ją objąć.
— Nie troszczę się — powiedziała Carol z naciskiem.
Odepchnęła jego ręce i cofnęła się. Nick nie zrozumiał i nadal się zbliżał. — Przestań! — krzyknęła na niego ze złością. — Przestań, pijany durniu.
Starała się go powstrzymać, ale on parł do przodu.
Zanim Troy ruszył, by go chwycić, Carol trzasnęła go silnie w twarz. Nick, zaskoczony, stracił grunt pod nogami i padł brzuchem na trawę.
Carol, nadal wściekła, pochyliła się nad nim i używając całej siły przekręciła go na plecy. — Nigdy, przenigdy nie używaj wobec mnie siły — wrzasnęła. — W żadnej sytuacji.
Rzuciła mu kopertę na brzuch i szybko podniosła się. Spojrzała na Troya, ze wstrętem potrząsnęła głową i odeszła uliczką.
Pod elektronicznym mikroskopem wyglądają jak mocno skręcone sprężynki z małym ogonkiem. Umieszczone w wodzie czy w jakiejś innej cieczy sprawiają wrażenie, że się rozciągają i spod ogona wysuwają wypustki długości kilku angstremów, które umożliwiają poruszanie się.
W mieszaninie o objętości kropli wody są ich miliony.
Dokładnie sprawdza się je laserem, który ponadto liczy je i sortuje oświetlając mikroskopijne drobiny. Kiedy liczenie jest już zakończone, mniejszą część mieszaniny przelewa się do metalowego zbiornika, a następnie do zlewki w kształcie butli, która zawiera inną ciecz, koloru szmaragdowego.
Sprężynki poruszają się na oślep błądząc dookoła zlewki.
Obce mechanizmy regularnie zakłócają spokój zielonoszmaragdowego płynu. Wokół wewnętrznej strony zlewki maleńkie czujniki rejestrują temperaturę, ciśnienie, jak również dokładne właściwości chemiczne i elektryczne cieczy.
Читать дальше