Wszyscy dorośli, począwszy od kobiet, którym niezbyt dobrze układało się w małżeństwie, a skończywszy na naczelnikach wsi, a nawet na Starszym, zwracali się doń po radę we wszelkiego rodzaju sprawach. Jeśli Langri mówił, że coś należy zrobić, wszyscy z ochotą spełniali natychmiast jego życzenie. Kiedy prowadził Langri, wszyscy za nim szli bez wahania.
Taki prapradziad był ogromnie uciążliwy dla młodego chłopca. Kiedy starsi chłopcy przepływali rzekę, a Fornri szukał brodu, albo gdy oni skakali ze skały do wody, a on schodził ścieżką, Langri pytał go, dlaczego nie robi jak oni, więc Fornri bał się, lecz płynął i nurkował.
A gdy pewnego razu Langri powiedział, że łowienie marnli to zabawa dla dzieci i że Fornri powinien polować na kolufy, chłopiec przyłączył się do łowców jako zdecydowanie najmłodsza osoba w łodzi, a może nawet najmłodsza, jaka kiedykolwiek brała udział w takich połowach. Dopiero później dowiedzieli się, że to Langri go przysłał, ale zgodnie z panującym zwyczajem wolne miejsce w załodze zajmował pierwszy chętny, więc go przyjęli. Zaczęli jednak z niego kpić:
— Patrzcie, co za wspaniały łowca nas uhonorował! Z pewnością nasza załoga dokona dziś wielkich rzeczy! Chyba będzie pierwszym harpunnikiem, jeśli tylko przestanie się trząść na tyle, żeby trafić!
Ale Fornri trząsł się ze złości, a nie ze strachu. Był wściekły na Langriego za to, że go wysłał, a także na tych, co go wyśmiewali. Cisnął harpun z taką furią, że aż wypadł z łodzi. Szyderstwa urwały się nagle, gdy ostrze harpuna utknęło głęboko w ciele kolufa, akurat w najlepszym miejscu — tuż za głową, a ponieważ Fornri był już w wodzie, schwycił linę holowniczą i założył pierwszą pętlę na podobny do noża, bijący na wszystkie strony ogon zwierzęcia, zaś wszyscy sądzili, że celowo wskoczył do wody. Od tego czasu nikt już nigdy go nie wyśmiewał z żadnego powodu.
Kiedy Langri zestarzał się, a ciągle był pierwszy we wszystkim, coraz częściej nie chciało mu się nic robić poza leżeniem w hamaku w jego ulubionym zagajniku na cyplu i popijaniem odurzającego napoju. Dla Fornriego oznaczało to nowe obowiązki. Jeśli Langriemu nie chciało się czegoś robić, wysyłał w zastępstwie Fornriego. Osiągnąwszy wiek, w którym jego rówieśnicy, korzystając z przywilejów Pory Radości, poświęcali całe dnie i noce muzyce, tańcom i śpiewom, zalotom i czułym igraszkom miłosnym, Fornri był tylko osobistym sługą starca o tyrańskich zapędach. Inni chłopcy zazdrościli mu — praprawnukowi Langriego i jego podporze na stare lata — czego Fornri nie potrafił zrozumieć.
Potem Langri zaczął podupadać na zdrowiu. Starszy doszedł wówczas do rozsądnego wniosku, że Fornri jest lepszym łowcą niż pielęgniarzem i przysłał Langriemu Dalię. Jej owdowiała matka zmarła na kończącą się nieuchronną śmiercią, nieuleczalną gorączkę, którą czasem wywoływało nawet drobne skaleczenie czy zadraśnięcie, a Dalia i jej młodsza siostra nie miały krewnych.
Fornri nigdy jeszcze nie miał narzeczonej, choć mógł wprost przebierać w dziewczętach. Był przecież nie tylko synem ognia, ale także znanym z odwagi i wielu innych zalet potomkiem Langriego. Nie było wsi, w której dziewczęta nie pragnęłyby wziąć praprawnuka Langriego za męża.
Ale Langri, na pół leżąc w hamaku, co chwila czegoś żądał. A to, żeby mu dolać napoju do tykwy, to przypomnieć naczelnikowi sąsiedniej wsi, że teraz jego kolej na organizowanie zbioru jagód, to znów, żeby Fornri przekazał jego zgodę na przyjęcie zaproszenia na ucztę. Sprawiał wrażenie, jakby nie uświadamiał sobie, że Fornri osiągnął wiek, kiedy wolno mu już było korzystać z Pory Radości. Jedną z największych przyjemności w tym świecie była młodzieńcza miłość i zaloty, to zaś, zgodnie z istniejącymi od dawien dawna zwyczajami, wymagało swobody i wolnego czasu i nie dawało pogodzić się z wykonywaniem nieustannych poleceń surowego starca z humorami. Najpiękniejsze panny wzdychały, kiedy w pobliżu przechodził Fornri, ale on musiał natychmiast przekazać pilną wiadomość od Langriego i niezwłocznie wracać z odpowiedzią, nie miał więc czasu, by umówić się na spotkanie czy przyłączyć do śpiewających, a poza tym, szanująca się panna w żadnym wypadku nie przyjęłaby pośpiesznych zalotów, gdyż uwłaczałoby to jej godności.
Wówczas zjawiła się Dalia. Urodą przewyższała wszystkie panny, a poza tym mieli dość czasu na zaloty mimo zachcianek Langriego, gdyż dzięki wspólnemu losowi nieustannie przebywali ze sobą.
Langri czasami poważnie chorował i męczyły go straszliwe bóle brzucha, zdecydowano więc, że potrzebuje opieki bardziej doświadczonych osób. Mimo jego sprzeciwów zajęli się nim dorośli, którzy ze zrozumieniem dawali Fornriemu i Dalii jak najwięcej swobody i znaleźli młodszego chłopca do wykonywania rzadszych już teraz poleceń Langriego.
Wreszcie oboje mogli w pełni korzystać z przywilejów Pory Radości. Śpiewali i tańczyli wraz z pozostałą młodzieżą i spędzali rozkoszne noce i dnie na Altanowych Wzgórzach, przeznaczonych wyłącznie na zaloty. Większość rówieśników Fornriego była już zaręczona, ale Dalia była jeszcze na to za młoda, więc Fornri musiał czekać, lecz nie miał nic przeciwko temu, przeżywając rozkosze Pory Radości, co prawda nieco spóźnione.
Były one jednakże zaprawione kropelką goryczy, bowiem Fornri wiedział, że szczęście swe zawdzięcza starości i poważnej chorobie Langriego. Teraz zrozumiał, że chociaż jego prapradziad przeżył więcej lat od przeciętnego człowieka, nie mógł jednak żyć wiecznie.
Wiedział również, że go kocha.
Wówczas to odbyła się wyprawa do Starszego, po której zbudowano Leśną Osadę. Szkoła Langriego spowodowała dłuższą przerwę w korzystaniu z wielu przyjemności, a najbardziej cierpieli z tego powodu Fornri i Dalia. On znowu biegał za sprawami Langriego, a oboje musieli opiekować się chorym starcem, który próbował dokonać rzeczy ponad siły. Nawet kiedy choroba przykuwała Langriego do hamaka, nie mieli swobody, gdyż musieli niezmordowanie wędrować od wsi do wsi, na próżno starając się przekonać jego dawnych uczniów, by powrócili do szkoły.
Rzadko kiedy znajdowali czas na przyjemności Altanowych Wzgórz, a jeśli już im się udało, Fornriego niepokoiły poważne wyrzuty sumienia. Nie bardzo rozumiał, do czego potrzebny jest Plan i co dzięki niemu osiągną, ale gdy Langri powiedział, że nie będzie połowów, on mu przynajmniej wierzył. Jeśli coś zagrażało jego światu i jego ludowi, wiedział, że musi zrezygnować z rozkoszy Pory Radości i zacząć coś robić. Pragnął jedynie zrozumieć, co ma robić.
Ostatecznie Langri zaczął uczyć Planu garstkę uczniów, którzy pozostali. Plan wprawił wszystkich w oszołomienie, a niektórzy wręcz nie dawali wiary słowom Langriego. Jeśli — jak twierdził Langri — niebo jest pełne światów, dlaczego ktokolwiek miałby pragnąć ich świata? Langri był bardzo stary, a wiadomo, że ludzie w tym wieku wymyślają dziwne rzeczy. Nikt nie miał zamiaru okazywać Langriemu braku szacunku, ale to, co mówił, było niewiarygodne.
Fornri gorąco protestował, ale nawet ci, którzy chcieli wierzyć, nie bardzo rozumieli, o czym mówi Langri. Jeśli stanie się tak — mówił — należy zrobić to, a jeśli inaczej, trzeba postąpić w ten sposób. Jeśli zdarzy się i jedno i drugie… Banu siedział z zamkniętymi oczami i wydawał się drzemać, ale gdy tylko Langri pytał go, o czym przed chwilą mówił, on powtarzał wszystko słowo w słowo.
Langri powiedział im, że przyleci jakiś statek z nieba i że właściwie należy już je nazywać statkami kosmicznymi, gdyż są nimi w rzeczywistości. W porównaniu z innymi, ten statek będzie nieduży. Potem…
Читать дальше