— Najprościej byłoby, gdyby on sam je otworzył — zauważył Hak.
Ponter skinął głową.
— Ale czy możemy na to liczyć? Wydaje mi się, że ta rzecz — wskazał palcem dziwne oko — to soczewka, która pozwala zobaczyć, kto stoi po drugiej stronie.
— Pomimo podłych cech charakteru Ruskin jest naukowcem. Gdyby człowiek z innego świata stanął na progu twojego domu w Saldak, nie wpuściłbyś go?
— Warto spróbować. — Ponter zastukał kłykciami w drzwi. Kilkakrotnie widział, jak Mare tak właśnie robiła.
Hak uważnie nasłuchiwał.
— Drzwi są puste w środku. Jeśli cię nie wpuści, powinieneś bez trudu je połamać.
Ponter ponownie zastukał.
— Może ma mocny sen.
— Nie — stwierdził Hak. — Słyszę, jak się zbliża.
Światło za soczewką obserwacyjną zmieniło się: Ruskin pewnie spoglądał przez nią, aby sprawdzić, kto dobija się do niego w nocy.
W końcu Ponter usłyszał metalowy szczęk mechanizmu zamka. Drzwi uchyliły się nieznacznie i wyjrzała zza nich ściągnięta twarz gospodarza. Krótki łańcuch złotego koloru przytrzymywał je na wysokości ramion, nie pozwalając otworzyć ich bardziej.
— Dodoktor Boddit?
Początkowo Ponter planował zmyślić jakąś historyjkę o tym, jak to potrzebował fachowej pomocy Ruskina, ale stwierdził, że nie jest w stanie w cywilizowany sposób rozmawiać z tym… z tym prymitywem. Zamierzył się prawą ręką i uderzył otwartą dłonią w drzwi. Złoty łańcuch puścił i skrzydło otworzyło się gwałtownie. Ruskin poleciał w tył.
Ponter błyskawicznie wszedł i zamknął drzwi za sobą.
— Co jest?! — wrzasnął Ruskin, gramoląc się z podłogi.
Ponter zauważył, że pomimo późnej pory gospodarz ma na sobie zwykłe ubranie. Może dopiero niedawno wrócił do domu po kolejnym ataku na kobietę.
— Zgwałciłeś Qaiser Remtullę. Zgwałciłeś Mare Vaughan — powiedział, podchodząc bliżej.
— Co to ma znaczyć?
Ponter nie podnosił głosu.
— Mogę cię zabić gołymi rękami.
— Zwariowałeś? — krzyknął Ruskin, cofając się.
— Nie. — Ponter zrobił kolejny krok. — Nie zwariowałem. To ten wasz świat zwariował.
Ruskin niespokojnie wodził oczami po zagraconym pokoju, szukając możliwości ucieczki… albo jakiejś broni. Za nim w ścianie znajdował się otwór — Mare też miała taki w swoim mieszkaniu — za którym było pomieszczenie, gdzie przygotowywano posiłki.
— Odpowiesz za swoje czyny przede mną. Spotka cię sprawiedliwość — oznajmił Ponter.
— Zaczekaj, wiem, że od niedawna jesteś na tym świecie. My mamy tutaj prawo. Nie można tak po prostu…
— Jesteś wielokrotnym gwałcicielem.
— Brałeś coś, czy jak?
— Mogę to udowodnić. — Ponter podszedł jeszcze bliżej.
Nagle Ruskin obrócił się, sięgnął przez otwór w ścianie i wyciągnął stamtąd ciężką patelnię. Ponter widział już takie naczynie podczas kwarantanny w domu Reubena. Gliksin ujął uchwyt w obie ręce.
— Nie zbliżaj się — ostrzegł.
Ponter szedł dalej, niezrażony Kiedy znalazł się o krok od Ruskina, ten się zamachnął. Ponter lewą ręką zasłonił twarz. Opór powietrza spowolnił ruch patelni na tyle, że tarcza nie zadziałała i Hak przejął niemal całą siłę uderzenia. Prawa ręka Pontera wystrzeliła do przodu i zacisnęła się wokół krtani mężczyzny.
— Rzuć tę rzecz — nakazał — bo jak nie, to zmiażdżę ci gardło.
Ruskin próbował coś powiedzieć, ale Ponter zacisnął palce. Gliksin zdołał raz jeszcze uderzyć go patelnią w ramię — na szczęście nie w to z raną postrzałową. Ponter podniósł go w górę za gardło.
— Rzuć to! — warknął.
Twarz Ruskina zrobiła się fioletowa, a jego oczy — jego niebieskie oczy — wychodziły z orbit. Upuścił patelnię, która z głośnym brzdękiem uderzyła w drewnianą podłogę. Ponter obrócił się i cisnął nim o ścianę. Materiał, z którego była zrobiona, wgniótł się od uderzenia i pojawiło się w nim spore pęknięcie.
— Widziałeś w mediach relację z tego, jak Ambasador Prat zabiła człowieka, który do nas strzelał?
Ruskin z trudem chwytał powietrze.
— Widziałeś? — ponaglił go Ponter.
Gliksin skinął głową.
— Ambasador Prat jest z generacji 144. Ja jestem ze 145. Mam o dziesięć lat mniej niż ona. Choć mądrością jeszcze jej nie dorównuję, to moja siła przewyższa jej siłę. Jeśli będziesz dalej mnie prowokował, rozwalę ci czaszkę.
— Czego… — odezwał się Ruskin potwornie zachrypniętym głosem — …czego chcesz?
— Po pierwsze, chcę usłyszeć prawdę. Masz się przyznać do swoich zbrodni.
— Na litość boską, przecież wiem, że ta rzecz w twoim ramieniu wszystko nagrywa.
— Przyznaj, co zrobiłeś!
— Nigdy nie…
— Egzekutorzy z Toronto mają próbki twojego DNA z gwałtu dokonanego na Qaiser Remtulli.
— Gdyby wiedzieli, że DNA jest moje, to oni by tutaj byli, nie ty — wykrztusił Ruskin.
— Jeśli będziesz dłużej się zapierał, zabiję cię.
Ruskinowi udało się lekko pokręcić głową pomimo miażdżącego uścisku Pontera.
— Zeznanie pod przymusem nie jest uznawane przez sąd.
Hak zapiszczał, ale Ponter odgadł znaczenie określenia „pod przymusem”.
— W takim razie przekonaj mnie, że jesteś niewinny.
— O niczym nie muszę cię przekonywać.
— Wiem, że ze względu na kolor twojej skóry i płeć ominął cię awans.
Ruskin nic nie powiedział.
— Nienawidziłeś tego, że inni… że kobiety awansowały wyżej niż ty.
Mężczyzna szarpnął się, próbując się wyrwać, ale Ponter bez trudu go przytrzymał.
— Chciałeś zadać im ból. Upokorzyć je.
— Gadaj zdrów, jaskiniowcu.
— Nie dostałeś tego, na czym ci zależało, więc wziąłeś sobie to, co może być tylko dane.
— To nie było tak…
— W takim razie — wysyczał Ponter, wykręcając rękę Ru — skina do tyłu — powiedz mi, jak to było.
— Zasługiwałem na stały etat, ale przez nie ciągle miałem do tylu. Te suki wszystko mi utrudniały, no to…
— No to co?
— No to pokazałem im, co może mężczyzna.
— Hańbisz prawdziwych mężczyzn. Ile kobiet zgwałciłeś? He???
— Tylko…
— Kogoś jeszcze poza Mare i Qaiser?
Milczenie.
Ponter oderwał Ruskina od ściany i cisnął nim o nią raz jeszcze. Rysa się wydłużyła.
— Były inne?
— Nie. Tylko…
— Tylko kto? — Mocniej ścisnął rękę Ruskina. Drań zasko — wyczał z bólu. — Tylko kto?
Ruskin stęknął i wycedził przez zaciśnięte zęby:
— Tylko Vaughan i ta pakistańska suka…
— Kto? — zdziwił się Ponter, słysząc pisk Haka. Ponownie wykręcił ramię Gliksina.
— Remtulla.
Ponter nieznacznie rozluźnił uścisk.
— Na tym koniec, rozumiesz? Już nigdy więcej nikogo nie zgwałcisz. Będę miał na ciebie oko. Inni też będą cię obserwowali. Już nigdy więcej.
Ruskin wystękał coś niezrozumiale.
— Nigdy więcej — powtórzył Ponter. — Przyrzeknij.
— Nigdy… więcej — wystękał Ruskin.
— I nikomu nie wspomnisz o mojej wizycie tutaj. Jeśli to zrobisz, ściągniesz na siebie karę, jaką twoje społeczeństwo wymierza za zbrodnie, które popełniłeś. Jasne? Jasne???
Ruskin zdołał skinąć głową.
— To dobrze. — Ponter na moment rozluźnił uchwyt, ale po chwili znowu trzasnął Ruskinem o ścianę. Tym razem odpadł od niej kawałek tynku. — Nie, właśnie że niedobrze. — Tym razem to on zacisnął zęby. — To nie wystarczy. To nie jest sprawiedliwość. — Rzucił się całym ciężarem na Gliksina, przyciskając krocze do jego pleców. — Przekonasz się, jak to jest być kobietą.
Читать дальше