• Пожаловаться

Dymitr Bilenkin: Ludzie i gwiazdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Dymitr Bilenkin: Ludzie i gwiazdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. Город: Poznań, год выпуска: 1976, категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Dymitr Bilenkin Ludzie i gwiazdy

Ludzie i gwiazdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ludzie i gwiazdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niniejsze słowa dotyczą zbioru opowiadań fantastycznych z lat 70. ubiegłego wieku, których lekturę, z całą stanowczością i determinacją — można polecić każdemu miłośnikowi fantastyki i cokolwiek niebanalnych rozważań na temat konstrukcji wielkiego wszechświata. Jak już wspomniałem, książka ta została wydana w czasach dość zamierzchłych, bo w roku 1973 — co może działać deprymująco na czytelników lubujących się w dość poczytnych, aczkolwiek pisanych nieco na siłę powieściach — a tych, jak wiadomo, pełno dziś na półkach księgarni. Niemniej publikacja o dość tajemniczym, intrygującym tytule „Ludzie i gwiazdy” wydaje się pozycją godną uwagi każdego miłośnika fantastyki (bez względu na przedział wiekowy). Cóż w takim razie jest ciekawego w tej dość opasłej i bogatej w treść merytoryczną książce? Co sprawia, że odpowiedź na pytanie dotyczące wartości książki — bez trudu nasunie się czytelnikowi już po lekturze kilku utworów w niej zawartych? Otóż zbiór opowiadań „Ludzie i gwiazdy”, mimo iż wydany w czasach wszechobecnej cenzury i inwigilacji, wziętej niemal z powieści „Nova Express” W.S. Burroughsa, niewiele tylko straciwszy na świeżości przekazu, nadal zaskakuje siłą wyobraźni autorów, wielotorowością, wieloaspektowością nurtu fantastyki i wieloma innymi cechami, których na próżno szukać u niektórych twórców.

Dymitr Bilenkin: другие книги автора


Кто написал Ludzie i gwiazdy? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Ludzie i gwiazdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ludzie i gwiazdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Meszki zniknęły, i było to niepokojące. Paweł przywykł przez cztery dni do ich pracowitego krążenia, do ich jawnej nieszkodliwości. Noc groziła czymś nowym, nieznanym i złym, planeta bowiem była jeszcze młoda, pozbawiona rozumu, a życie na niej pogrążone w bezlitosnej walce o byt, w której zwyciężonego nie zamieniało się w niewolnika, a pożerało.

Nareszcie słońce, pogrążywszy się do połowy w wodzie, spłaszczyło się w soczewkę i popełzło na prawo, gdzie wzdłuż horyzontu ciągnęło się czarne pasmo — brzeg w oddali zaginał się tworząc zatokę, w głębi której upadł „Kompas”.

— No cóż — powiedział do siebie Paweł. — Dokręcimy do końca i rozpoczniemy pierwsze polarne zimowisko. Dziesięciokrotnie dłuższa noc.

Własny głos wydał mu się przytłumiony i niemal obcy. Zarośla odpowiedziały nań wybuchem hałaśliwej aktywności. Paweł nie potrafił zmusić się do tego, aby doczekać całkowitego zmroku. Palec sam nacisnął guzik „stop”. Nogi same zrobiły potrzebny krok w stronę luku, w kierunku opiekuńczego wejścia do pieczary, tak bardzo drogiej każdemu troglodycie.

I w tym momencie Paweł zobaczył światełko.

Paliło się na samym krańcu cypla — czarnego pasma na horyzoncie, w pobliżu którego słońce zapadało w wodę. Z początku pomyślał, że to słoneczny refleks odbity od skały albo od fali, że okłamują go zmęczone oczy.

Po dwudziestu sekundach światełko zapaliło się znowu w tym samym punkcie. I więcej błysków Paweł nie zobaczył — słońce dotarło do, cypla, raziło w oczy, jego rozbłyski migotały i myliły. Paweł nie mógł czekać dłużej. Wgramolił się do luku, nie zdejmując skafandra i hełmu i przeszedł na mostek. Klął obijając się o ostre kanty przedmiotów, które widoczne w blasku dnia, pochowały się teraz.

W ciemnościach majaczył fosforyzujący nieco, martwy ekran teleoka. Paweł skierował na niego kamerę, wyświetlając sfotografowane fragmenty. Być może kamera, patrząca na horyzont bez przerwy, spostrzegła światełko wcześniej aniżeli on.

Znowu był zachód. Słońce znowu pełzło po stycznej wzdłuż zielonej linii wody, siejąc kolorowe bryzgi, znowu przebiegały po nim szaroniebieskie paski i wybuchały snopy iskier. Oko kamery postępowało za słońcem. Ręce zaczęły odmawiać Pawłowi posłuszeństwa — drżały powodując falowanie szmaragdowej wody na zaimprowizowanym ekranie.

— Patrz — nakazał sobie Paweł.

Po prawej stronie kadru ukazała się czarna kropka — kraniec cypla. I tam, w tym punkcie, pewnie i obiektywnie zarejestrowane kamerą, zapłonęło światełko.

Ekran zgasł. Paweł znalazł się w zupełnych ciemnościach. Tylko przed oczami tańczyły purpurowe i zielone plamy. Po omacku przekręcił taśmę z powrotem i zatrzymał ten kadr, na którym zabłysło światełko. Na ekranie zastygło, zatrzymało się słońce, zastygł i biały punkcik na prawym skraju ekranu.

Wszystko to było nieprawdopodobne, nie mogło się zdarzyć. Światełko winno się było okazać złudzeniem optycznym, halucynacją, ponieważ Paweł podświadomie oczekiwał jakiegoś zdarzenia, jakiegoś drobiazgu zdolnego wrócić mu nadzieję. Świadomość pragnęła uczepić się czegoś za wszelką cenę, choćby mirażu. Ale światełko nie było mirażem. Kamera także je spostrzegła.

— A dlaczegóżby nie? — zapytał Paweł.

Statek nie odpowiedział. Bardzo liczył na Pawła.

„Czego ja tu jeszcze stoję? Słońce już zaszło i nie będzie przeszkadzało w obserwacji przylądka. A nuż światełka już nie ma?”

Paweł pomyślał, że jeśli gdzieś w pobliżu znajdują się istoty rozumne, na tyle rozumne, aby posługiwać się silnymi źródłami światła, to nie ma po co oszczędzać awaryjnych akumulatorów. Po omacku odszukał dźwignię i włączył oświetlenie na całą moc. Statek ożył, zrobiło się cieplej, ściany rozstąpiły się, a zdradzieckie przedmioty — kawałki rur, zwoje przewodów, strzępy poszycia — pochowały się po kątach i nie przeszkadzały już Pawłowi przebiec korytarzem do luku, ku wieczorowi, który przestał być strasznym i wrogim.

Słońce istotnie zaszło. Pozostała po nim tylko ślepa malinowa plama, pokryta ciemnoszarymi rozpadlinami zachodzących na nią obłoków. Paweł wsparł się rękami o skraj luku, wychylił się po pas na zewnątrz i liczył: jeden, dwa, trzy, pięć… błysk!

Światełko utrzymało się sekundę, zgasło, i Paweł zdążył usiąść wygodniej na drabince, zwiesić w dół nogi w ciężkich butach, zanim zapłonęło na nowo. Miało bardzo przyjemny kolor. Jaki? Niezwykle przyjemny biały kolor. A może żółty.

A kiedy wygładziła się i pociemniała plama pozostała po słońcu, światełko przestało migotać. Zapłonęło równo, jakby ktoś długo bawiący się wyłącznikiem, uwierzył w końcu w nadejście nocy i zapaliwszy światło najjaśniej, jak tylko można, usiadł do stołu, aby zjeść kolację i oczekiwać gości.

Z ciemności rzuciło się ku Pawłowi coś wielkiego. Nie zdążył nawet podciągnąć nóg i ukryć się w statku. Wystawił tylko rękę przed siebie. To coś okazało się znaną mu już poczwarą. Poczwara omotała chudymi cienkimi nóżkami rękę Pawła, jej owadzie oczy błysnęły z wyrzutem, odbijając światło padające z luku. Paweł strząsnął ją, jak strząsa się obrzydliwego pająka. Plasnęła na piasek. Zawirowało mu w głowie i dopiero teraz zrozumiał, że zapomniał opuścić przyłbicę hełmu i że oddycha powietrzem planety. Gdy sobie to uświadomił, ogarnęły go mdłości. Szybko zamknął luk i usiadł wprost na podłodze śluzy, opuścił przyłbicę i zwiększył dopływ tlenu, aby odetchnąć.

„Teraz trzeba dać sygnał — pomyślał. — Trzeba wystrzelić rakietę, zapalić reflektor. Trzeba zawołać na pomoc.”

Ale rakiet nie ma. A jeśli nawet są, to ich poszukiwanie zajmie kilka dni. Reflektory rozbite. Jest latarnia, nawet dwie latarnie, ale obie słabe, hełmowe. No cóż, trzeba zacząć od latarni hełmowych.

Paweł długo stał przy otwartym luku, zasłaniając i odsłaniając latarnię dłonią, a wolną ręką opędzając się od poczwar ciągnących do światła jak ćmy. Ognik nie reagował, świecił ciągle tak samo jasno i równo. Jego gospodarze nie podejrzewali widocznie, że gdzieś niedaleko spotkało kogoś nieszczęście. Potem, choć wątpliwe, żeby to mogło pomóc, Paweł wyniósł ze statku mnóstwo przedmiotów, które mogły się palić, i podpalił je. Ognisko było mizerne — w powietrzu było za mało tlenu, a i poczwary, zleciawszy się jak na święto, rzucały się w ogień i zwęglały, skwierczały jak mokre drwa. Paweł zmarnował cały swój zapas spirytusu i po dziesięciu minutach walki z uporczywymi samobójcami zrezygnował z ogniska.

Odszedł w stronę luku i patrzył na ognik. Nie mógł do niego przywyknąć. Światełko było jak z bajki, było okienkiem w chatce leśnika, ogniskiem myśliwych… A może odblaskiem pod kotłem ludożercy?

— Dobra — powiedział Paweł do poczwar, kotłujących się żywym stosem nad jeszcze ciepłymi, zwęglonymi drzwiczkami szafek, książkami i pamiątkowymi niedźwiadkami. — Idę.

3

Dobrze, jeśli jest jakieś rozwiązanie, decyzja, którą można podjąć. Wcześniej nie mógł się na nic zdecydować. Decyzja wymagała działań — licznych, różnorodnych i pospiesznych.

Najpierw Paweł poszedł do komory anabiotycznej. Wyprawa do światełka mogła potrwać ze trzy godziny i w tym czasie nic nie powinno zakłócić spokojnego snu jego zmienników. Jeśli coś im się stanie — przepadnie wszelki sens wyprawy. Paweł podłączył do bloku zasilania komory porządnie już nadszarpnięte akumulatory awaryjne, sprawdził stabilność temperatury w wannach i aparaturę kontrolną. Na ile mógł sądzić, komorze nic nie groziło. Nawet gdyby nie wrócił przez cały miesiąc. To prawda, że człowiekowi, wybierającemu się na trzygodzinną przechadzkę brzegiem morza, na nic zda się planowanie na cały miesiąc naprzód, ale przechadzka zapowiadała się w miarę niezwykle — Paweł nie bezpodstawnie pomyślał, że będzie pierwszym człowiekiem, wędrującym nocą po brzegu tutejszego morza.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ludzie i gwiazdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ludzie i gwiazdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ludzie i gwiazdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ludzie i gwiazdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.