Poul Anderson - Pod postacią ciała
Здесь есть возможность читать онлайн «Poul Anderson - Pod postacią ciała» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, ISBN: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Pod postacią ciała
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1987
- Город:Warszawa
- ISBN:83-207-1025-1
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Pod postacią ciała: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pod postacią ciała»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Nominacja do nagrody Nebula w 1969.
Pod postacią ciała — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pod postacią ciała», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Evalyth uśmiechnęła się poprzez narastający gniew.
— A cóż to jest za szczególna rasa — że go zaakceptowała? A może by tak przyznać i mnie przywilej działania zgodnie z moimi imperatywami kulturowymi? Wracam do domu, by wychować dziecko Donliego z dala od tej waszej cywilizacji bez charakteru. Nie będzie wyrastał w pohańbieniu, ponieważ jego matka była zbyt słaba, by dochodzić sprawiedliwości za śmierć jego ojca. A teraz wybacz mi, ale muszę jutro wcześnie wstać, aby zabrać na statek kolejny ładunek.
Wykonanie tego zadania wymagało wielu godzin pracy; Evalyth wróciła na planetę dopiero pod wieczór. Czuła się nieco bardziej zmęczona niż zwykle, nieco spokojniejsza. Bolesna rana zadana tym, co się stało, goiła się. Przez głowę przemknęła jej myśl, oderwana, lecz nie szokująca, nie wiarołomna: Jestem jeszcze młoda. Któregoś dnia przyjdzie inny mężczyzna. Ale nie będę cię przez to mniej kochać, drogi mój.
Buty jej zanurzyły się w pyle. Baza została już częściowo opróżniona ze sprzętu i odpowiedniej części załogi. Pod żółciejącej niebem cicho zapadał wieczór. Tylko kilka osób poruszało się wśród maszyn i pozostałych baraków. Lokon był pogrążony w ciszy — tak jak zwykle w ostatnich dniach. Z radością powitała odgłos swych kroków na schodach prowadzących do baraku Jonafera.
Siedział czekając na nią, potężny i nieruchomy za swym biurkiem.
— Zadanie wykonane bezawaryjnie — zaraportowała.
— Proszę usiąść — powiedział.
Usłuchała. Milczenie przeciągało się. W końcu przemówił; usta ledwie się poruszały w zesztywniałej twarzy:
— Zespół kliniczny zakończył badania więźniów.
Nie wiedzieć czemu, był to dla niej szok. Evalyth rozpaczliwie szukała właściwych słów.
— Czy to nie za szybko? To znaczy… no, nie mamy za wiele sprzętu i tylko paru ludzi, którzy potrafią dostrzec trudniejsze sprawy, a i bez Donliego, który jako specjalista od biologii ziemskiej… Czy dokładniejsze badanie, aż do poziomu chromosomów, jeśli nie dalej… coś, co przydałoby się antropofizjologom… czy nie powinno trwać dłużej?
— Słusznie — odparł Jonafer. — Nie znaleziono nic szczególnie ważnego. Może by i znaleziono, gdyby zespół Udena wiedział, czego szukać. W takim wypadku mogliby formułować hipotezy i sprawdzać je w kontekście całego organizmu, po czym uzyskać jakieś pojęcie o badanych jako o funkcjonujących istotach. Ma pani rację, Donli Sairn miał ową intuicję zawodową, która mogłaby wskazać im drogę. Bez tego, a także bez jakichś wyraźnych wskazówek oraz bez pomocy tych nieświadomych, przerażonych dzikusów musieli błądzić i próbować prawie na ślepo. Istotnie, ustalili kilka osobliwości układu trawiennego, ale nic takiego, do czego nie można byłoby dojść na podstawie analizy ekologicznej otoczenia.
— To dlaczego zaniechali badań? Odlatujemy najwcześniej za tydzień.
— Zrobili to na moje polecenie, po tym, jak Uden pokazał mi, co się dzieje, i zapowiedział, że kończy badania, czy tego chcę, czy nie.
— Co…? Ach, tak. — Na twarzy Evalyth pojawił się wyraz pogardy. — Myśli pan o torturach psychicznych.
— Tak. Widziałem tę wychudzoną kobietę przypiętą pasami do stołu. Jej głowa, jej ciało pokryte były siecią przewodów prowadzących do zgromadzonych wokół niej liczników, które szczękały, szumiały i błyskały światełkami. Nie dostrzegła mnie; oślepił ją strach. Może wyobrażała sobie, że wypompowują z niej duszę. A może było to dla niej coś jeszcze gorszego, bo nie wiedziała, co się z nią dzieje? Widziałem w celi jej dzieci, jak trzymały się za ręce. Nic innego im nie pozostało, by mogły się uchwycić, w ich całym wszechświecie. Niedługo osiągną wiek dojrzały; jaki wpływ wywrze to wszystko na ich rozwój psychoseksualny? Widziałem, jak obok nich leżał ich ojciec, uśpiony lekarstwami, bo chciał, pięściami wybić sobie dziurę w ścianie. Uden i jego pomocnicy mówili, że wiele razy chcieli się z nimi zaprzyjaźnić — ale bezskutecznie. Oczywiście więźniowie wiedzą, że znajdują się w mocy tych, którzy ich nienawidzą, a nienawiść ta sięga aż po grób.
Jonafer zamilkł na chwilę.
— Wszystko ma jakieś granice przyzwoitości, poruczniku — zakończył — nawet nauka i kara. Szczególnie kiedy okazuje się, że szansę na odkrycie czegoś niezwykłego są niewielkie. Nakazałem przerwanie badań. Chłopcy i ich matka zostaną jutro odwiezieni w rodzinne okolice i uwolnieni.
— Dlaczego nie dzisiaj? — spytała Evalyth, przewidując, jaka będzie odpowiedź.
— Miałem nadzieję — powiedział Jonafer — że zgodzi się pani uwolnić również mężczyznę.
— Nie.
— W imię Boga…
— Pańskiego Boga. — Evalyth odwróciła wzrok. — Nie sprawi mi to przyjemności, kapitanie. Zaczynam żałować, że muszę to zrobić. Ale chodzi o to, że Donii nie zginął w uczciwej walce czy podczas kłótni, tylko że zarżnięto go jak prosiaka. To jest to zło w kanibalizmie: że człowiek staje się jedynie zwierzęciem dostarczającym mięsa. Nie przywrócę mu życia, ale jakoś wyrównam rachunek traktując ludożercę jedynie jako niebezpieczne zwierzę, które należy zastrzelić.
— Rozumiem. — Jonafer również długo wyglądał przez okno. W blasku zachodzącego słońca jego twarz stała się wykutą z brązu maską. — No więc — rzekł chłodno na koniec — zgodnie z Kartą Przymierza oraz statutem naszej wyprawy nie mam wyboru. Ale nie pozwolę na żadne upiorne obrzędy, a poza tym wszystko musi pani przeprowadzić własnoręcznie. Więzień zostanie pani dostarczony do budynku po zachodzie słońca. Zlikwiduje go pani natychmiast i weźmie udział w kremacji zwłok.
Dłonie Evalyth spotniały.
— Nigdy jeszcze nie zabiłam bezbronnego człowieka.
— Ale on to zrobił! — brzmiała odpowiedź.
— Zrozumiałam, kapitanie — odpowiedziała.
— Bardzo dobrze, poruczniku. Jeśli pani chce, proszę iść do stołówki na kolację. Nikomu ani słowa. Cała sprawa odbędzie się o… — spojrzał na zegarek, dostosowany do długości miejscowej doby — o dwudziestej szóstej.
Evalyth na próżno starała się przełknąć tę suchość, którą miała w gardle.
— Czy nie zbyt późno? — spytała.
— To specjalnie — odrzekł. — Chcę, aby cały obóz spał. — Napotkał jej wzrok. — l chcę dać pani czas na zmianę decyzji.
— Nie! — Zerwała się na równe nogi i ruszyła do drzwi. Jego głos ścigał ją.
— Donli by też panią o to prosił.
Nadeszła noc i wypełniła pokój. Evalyth nie wstała, by zapalić światło. Wyglądało to tak, jakby krzesło, ongiś ulubione przez Donliego, nie chciało jej puścić.
W końcu przypomniała sobie o lekarstwach. Miała jeszcze kilka tabletek. Po zażyciu jednej z nich łatwo będzie wykonać egzekucję. Na pewno Jonafer poleci dać coś Moru na uspokojenie choć teraz, zanim go tu przyprowadzą. Dlaczego więc nie miałaby sobie pomóc w ten sposób?
Nie byłoby to słuszne.
Dlaczego nie?
Nie wiem. Nic już nie rozumiem.
A kto rozumie? Tylko jeden Moru. On wie, dlaczego zamordował i poćwiartował człowieka, który mu zaufał. Evalyth stwierdziła, że na jej ustach zagościł niewidoczny w ciemnościach zmęczony uśmiech. Niezawodnym przewodnikiem Moru były jego przesądy. Teraz już zobaczył u swoich dzieci pierwsze oznaki dojrzałości. Powinno go to choć trochę pocieszyć.
Dziwne, że ten przełom endokrynologiczny, związany z nadejściem dorosłości, pojawił się w warunkach przerażającego stresu. Raczej można by tu się spodziewać pewnego opóźnienia. Co prawda przez jakiś czas jeńców karmiono znacznie bardziej racjonalnie, a lekarze zapewne uwolnili ich od najróżniejszych chronicznych infekcji. Ale i tak wszystko to było dziwne. Poza tym nawet normalne dzieci w normalnych warunkach nie ujawnią nieomylnych oznak zewnętrznych w tak krótkim czasie. Donli na pewno by próbował to rozgryźć. Prawie widziała go, jak siedzi marszcząc brwi, pocierając czoło, uśmiechając się półgębkiem z powodu przyjemności, jakiej mu ten problem dostarczał.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Pod postacią ciała»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pod postacią ciała» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Pod postacią ciała» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.