— Panno Fellowes?
Odwróciła się pospiesznie, mając nadzieję, że wreszcie pojawiła się Mandy Terris. Ale nie, to była sekretarka doktora Hoskinsa, która przyprowadziła Jerry’ego, żeby się pobawił z Timmiem. Sekretarka zostawiła chłopca i szybko odeszła. Ona także spieszyła się, chcąc zająć dobre miejsce, z którego można było obserwować kulminację Projektu „Średniowiecze”.
Jerry, zmieszany, przysunął się bokiem do panny Fellowes.
— Panno Fellowes? — powiedział.
— Co takiego, Jerry?
Chłopiec wyjął z kieszeni postrzępiony wycinek z gazety i pokazał.
— To jest zdjęcie Timmie’ego, prawda?
Panna Fellowes spojrzała na wycinek. Tak, to był Timmie, uśmiechnięty szeroko Timmie. Zamieszanie wywołane Projektem „Średniowiecze” spowodowało pewne odrodzenie zainteresowania Timmiem. Fotografia, którą trzymał Jerry, została zrobiona niedawno, w trzy lata po przybyciu chłopca, na „przyjęciu urodzinowym” , podczas którego kilku uczonych, kilku dziennikarzy, Jerry i sam Timmie obchodzili trzecią rocznice narodzin Timmie’ego w dwudziestym pierwszym wieku. Timmie trzyma jeden z „urodzinowych” prezentów — błyszczącego robota-zabawkę.
— Tak, no i co z tego? — powiedziała panna Fellowes. Jerry przyjrzał jej się bacznie.
— Tutaj jest napisane, że Timmie jest małpoludem. Oni nie powinni tak pisać, prawda?
— Co takiego?
Panna Fellowes wyrwała chłopcu wycinek i przyjrzała mu się. Pod zdjęciem był napis, którego przedtem nie przeczytała:
PREHISTORYCZNY MAŁPOLUD OTRZYMUJE NA URODZINY ROBOTA
Małpolud, małpolud, prehistoryczny małpolud. Oczy panny Fellowes napełniły się gorącymi łzami wściekłości. Gwałtownie podarła wycinek na tuzin kawałków i rzuciła na podłogę.
— Dlaczego pani to zrobiła? Czy dlatego, że oni napisali, że Timmie jest małpoludem? On nie jest małpoludem, prawda? A może jest?
Panna Fellowes złapała chłopca za przegub i z trudem się powstrzymała od potrząśnięcia nim — Nie, on nie jest małpoludem! Masz tak nie mówić!
Rozumiesz? Nigdy! To brzydko tak mówić, pamiętaj, nie Jerry, przestraszony, próbował jej się wyrwać.
Pannie Fellowes serce waliło jak młotem. Starała się zapanować nad sobą, ale przychodziło jej to z trudem.
— Wejdź i pobaw się z Timmiem — powiedziała. — On ma nową książeczkę. Pokaże ci.
— Ale mnie boli.
— Przepraszam. Nie chciałam cię tak ścisnąć.
— Powiem tatu…
— Wejdź do środka! Szybko! Przeprosiłam cię przecież. Chłopiec wszedł pospiesznie, oglądając się przez ramię z gniewną miną. Panna Fellowes usłyszała czyjeś kroki, odwróciła się i zobaczyła Mandy Terris. W samą porę, pomyślała.
— Spóźniła się pani trochę — zauważyła, starając się nie mówić tonem gderliwym. — Jerry Hoskins już tu jest. Bawią się z Timmiem.
— Wiem, panno Fellowes. Próbowałam iść szybko, ale wszędzie są tłumy. Panuje takie podniecenie.
— Wiem. Chcę, żeby pani…
— No tak, spieszy się pani. Chce pani to zobaczyć, prawda? — powiedziała Mandy, a na jej pociągłej, ładnej twarzy odmalowała się zazdrość. — Że też ja teraz muszę mieć dyżur.
— Obejrzy to pani w wieczornych wiadomościach — odrzekła sucho panna Fellowes. — Wejdźmy, dobrze?
Mandy Terris miała po raz pierwszy zostać sama z Timmiem.
— Chłopcy nie sprawią żadnego kłopotu. Mają pod ręką mleko i zabawki. Właściwie najlepiej będzie, jeżeli zostawi ich pani jak najdłużej samym sobie.
— Rozumiem. No i nie mogę mu pozwolić wyjść. Wiem, jakie to ważne.
— Tak. Wejdźmy.
Panna Fellowes otworzyła drzwi kopuły i wprowadziła Mandy Terris. Timmie i Jerry bawili się w drugim pokoju i nie zwrócili na nie uwagi. Panna Fellowes pokazała Mandy, co trzeba zrobić w ciągu kilku następnych godzin.
Poinformowała, ją jak wypełnić odpowiednie formularze i jak pisać sprawozdanie.
Kiedy miała już wyjść, dziewczyna zawołała:
— Mam nadzieję, że dostanie pani dobre miejsce i że to przedsięwzięcie się uda!
Panna Fellowes wolała nic na to nie odpowiedzieć. Wyszła szybko, nie oglądając się za siebie.
Ale nie dostała dobrego miejsca, bo przyszła późno. Dotarła tylko do takiego, z którego dała się obserwować akcję na ściennym ekranie. Co za szkoda! Ach, gdyby mogła dostać się tam, w pobliże, gdyby mogła dosięgnąć ważnych urządzeń, gdyby mogła dokonać sabotażu…
Nie. To było szaleństwo. Zmobilizowała wszystkie siły psychiczne i wyparła te głupie myśli ze świadomości.
Niszczenie urządzeń nic by nie dało. Oni by je po prostu odtworzyli i dokonali próby jeszcze raz. A ona na zawsze zostałaby odcięta od Timmie’ego.
Nic tu nie mogło pomóc.
Nic prócz niepowodzenia eksperymentu. Nic prócz jakiejś awarii nie do naprawienia. Nic prócz jakiegoś zasadniczego załamania całej koncepcji…
Panna Fellowes w napięciu przeczekiwała odliczanie, obserwując każdy ruch na ogromnym ekranie, nie odrywając oczu od twarzy kolejno pokazywanych techników i szukając na tych twarzach wyrazu niepewności, dowodu na to, że technicy się martwią, bo coś niespodziewanie poszło źle.
Ale nikt nie wyglądał na niepewnego. Ani zmartwionego. Przed eksperymentem wiele razy testowali sprzęt. Dokonywali tysiąca symulacji, wiedzieli już, że namierzenie celu znajdującego się w bliskiej odległości czasowej i sięgnięcie po niego jest możliwe.
Odliczanie się skończyło.
I wtedy… w atmosferze spokoju i niepostrzeżenie… eksperyment został uwieńczony powodzeniem.
W nowej przestrzeni wydzielonej w polu statycznym stał brodaty, przygarbiony wieśniak w nieokreślonym wieku. Miał na sobie postrzępione, brudne ubranie i drewniaki, wyglądał na tępego i z przerażeniem obserwował otoczenie, które zmieniło się tak nagle i w sposób tak niepojęty.
Wszyscy oszaleli z radości. Tylko panna Fellowes stała jak skamieniała. Była zrozpaczona. Tłum popychał ją i poszturchiwał, prawie tratował. Stała tak, otoczona ze wszystkich stron przez tryumfujących ludzi, przytłoczona poczuciem klęski.
Wzywano ją przez megafon. Trzeba było jednak aż trzy razy bardzo głośno powtórzyć jej nazwisko, żeby je usłyszała.
— Panno Fellowes. Panno Fellowes. Wzywa się panią do Sekcji Pierwszej. Proszę przyjść natychmiast. Panno Fellowes. Panno Fel…
Co się stało?
— Proszę mnie przepuścić! — krzyknęła, podczas gdy głos z megafonu nadal powtarzał bez przerwy swój komunikat.
Panna Fellowes z dziką energią utorowała sobie drogę przez tłum, waląc na prawo i lewo zaciśniętymi pięściami, machając rozpaczliwie rękami i posuwając się w stronę drzwi — powoli jak w koszmarnym śnie.
— Panno Fellowes… proszę… sprawa jest pilna…
* * *
Zapłakana Mandy Terris znajdowała się na korytarzu, pod drzwiami kopuły po jej zewnętrznej stronie.
— Nie wiem, jak to się stało. Wyszłam na korytarz, żeby popatrzeć na miniaturowy ekran, który tam był. Tylko na chwilę. I wtedy… Pani mówiła — krzyknęła nagle oskarżycielskim tonem — pani mówiła, że oni nie sprawią mi kłopotu, powiedziała mi pani, żebym ich zostawiła samych….
Panna Fellowes, która przybiegła z rozwianym włosem ji cała drżąca, spiorunowała ją wzrokiem. — Gdzie jest Timmie?
Pojawił się skądś Mortenson. Smarował ramię zawodzącego Jerry’ego jakimś środkiem dezynfekującym. Był tu też (Elliott — przygotowywał zastrzyk przeciwtężcowy. Na .ubraniu Jerry’ego widniała plama krwi.
— On mnie ugryzł, panno Fellowes — krzyczał Jerry z wściekłością. — Ugryzł mnie!
Читать дальше