Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy
Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ostatni z Atlantydy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ja uwierzyłem i znalazłem wszystko to, co widziałeś w podziemiach muzeum. Ale mogłem przebadać tylko niegłębokie miejsca w przybrzeżnej strefie wysp. Nie miałem ani pieniędzy, ani środków do badań głębin oceanu. A ci, co mieli pieniądze, nie wierzyli mi. Raz tylko udało mi się namówić pewnego Amerykanina do przeprowadzenia badań na dużej głębokości.
Był to rok 1914, lato. Przez kilka miesięcy dragowaliśmy dno w miejscu, gdzie powinno się było znajdować wielkie miasto Atlantów. Ale dragi wyciągały tylko popiół wulkaniczny i kawałki porowatej lawy.
Amerykanin był wściekły. Groził, że wyrzuci mnie za burtę, wreszcie wysadził na pustynną rafę w zachodniej grupie Azorów. Spędziłem tam sam jak palec kilka tygodni i omal nie umarłem z głodu. Ale mimo wszystko dureń wyświadczył mi wielką przysługę. Tam na tej rafie znalazłem w piasku laguny marmurową dziewczęcą rękę, kawałek cudownego posągu jakiegoś genialnego rzeźbiarza Atlantydy. Widziałeś ją. Już sobie ostrzyłem zęby na tego osła, jaki to miażdżący list napiszę do niego po powrocie. Ale kiedy udało mi się wrócić na Maderę, w Europie wrzała wojna. Atlantyda nie interesowała już nawet historyków i pisarzy.
Przez długi czas nie mogłem pojąć przyczyn naszego niepowodzenia.
Wreszcie zrozumiałem. Miałem kawałki bazaltu, które wyciągnęła draga.
Kilka lat temu przesłałem jeden z nich do laboratorium w Cambridge. Tam określono absolutny wiek skały. Równe dwanaście tysięcy lat. Rozumiesz.
Zapadaniu się Atlantydy towarzyszyły olbrzymie kataklizmy. Tak utrzymywał i Platon. Prawdopodobnie miasto, któregośmy szukali, leżało przywalone warstwami popiołów wulkanicznych i potokami lawy.
Di Riveira zamilkł. Słońce zaszło i nad naszymi głowami zabłysły pierwsze gwiazdy. Wiatr robił się coraz bardziej rześki, coraz głośniej szeleściły liście palm.
— No, na mnie czas — rzekł starzec, wstając od stołu. — Dziękuję za kolację. Chyba wezmę resztki pasztetu i chleb. Mój stary dozorca jest chory i nie wychodzi. Trzeba mu dać jeść.
Pośpiesznie zawinął resztki kolacji w papierowe serwetki i schował wszystko do kieszeni.
— Więc jak ostatecznie było z tym Atlantą — zapytałem przy wyjściu z kawiarni — skąd wziął się na brzegu… i jak zdołał pan się z nim porozumieć?
— Nie poszło łatwo — odparł di Riveira. — Zanim zrozumieliśmy go, spróbowaliśmy z dziesięciu chyba języków. A gdy zrozumieliśmy, przydała się moja greka. Jest trochę podobna do jednego z języków Atlantydy. Aha… jeszcze jedno… Atlanci, najprawdopodobniej, posiadali wielki dar, którego brak ludziom dzisiejszym. Mam wrażenie, że znali sztukę telepatii. Jeszcze w niejednym nas wyprzedzili.
— No, a sam Atlanta — upierałem się — nie wynurzył się też chyba z dna Atlantyku?
— Czy nie powiedziałem? — zmiarkował się starzec. — Oczywiście, że nie. Nawet nie wiedział o istnieniu oceanu. On… Ale to bardzo długa historia. Jestem zmęczony — potarł ręką czoło. — W głowie mi się kręci.
Człowiek nieprzyzwyczajony. Kolacja za obfita dla mnie… I wino…
Słuchaj, wszystko jedno i tak nie mam komu przekazać mojej tajemnicy.
Może ze mną umrzeć. Was, Rosjan, zupełnie nie znam. Zresztą, przepraszam, znałem jednego i, zdaje się, niezły był chłopak. Wnioskując z tego, jak wściekle na was pluje wszelka hołota… jesteście nie tacy jak wszyscy. Jeśli się zdecyduję, może i zdradzę wam, gdzie szukać… Ale nie teraz… Bywaj…
Złapałem go za rękę.
— A co z Atlantą?
— Po co ci on teraz? I tak już wiesz więcej niż inni.
— Chciałbym zrozumieć… żeby uwierzyć…
— Opowiem ci… Ale później… Albo nie… Zresztą masz — wyciągnął z bocznej kieszeni pomięty zeszyt. — Po angielsku czytasz. Tu znajdziesz wszystko o nim. Tego nikt nie wie. Ale pamiętaj, żeś obiecał…
Wyciągnąłem rękę.
— Początek nie ma znaczenia, ostatnia strona też — wymamrotał wyrywając z zeszytu kilka kartek. — Resztę masz. Oddasz mi… przed odjazdem… Bywaj.
— Don Antonio — rzekłem ściskając jego suchą, zimną rękę. — Jeśli pan mi wierzy, mnie i nam, wierzy pan, że nikt z nas nie zakwestionuje pańskiego pierwszeństwa. Nasz szkuner ma głębinowe trały i sprzęt do pobierania próbek z dna. Mogę porozmawiać z kierownikiem ekspedycji, mogę go przekonać. Za tydzień, półtora kończymy remont i podnosimy kotwicę. Może zgodziłby się pan jechać z nami i wskazać miejsca badań.
Daję panu słowo…
Uśmiechnął się z goryczą.
— Trzeba było zarzucić kotwicę u brzegów Madery choćby kilka lat wcześniej. Podróż morska już nie dla mnie. Zresztą o tym potem… Potem.
Kiwnął głową, ruszył wolniutko w stronę bulwaru i wkrótce zniknął w tłumie przechodniów.
Dopiero przed świtem wróciłem na pokład. Kierownik obrugał mnie, zaniepokojony moją długą nieobecnością. Pokrótce opowiedziałem mu, gdzie byłem i kogo poznałem, potem zszedłem do kajuty i wydobyłem zeszyt starca.
Początkowo z trudnością odcyfrowywałem drobne paciorkowate pismo, wkrótce jednak wciągnąłem się i zacząłem czytać szybciej. Kiedy skończyłem ostatnią stronę rękopisu, słońce stało już wysoko nad horyzontem. Jeszcze raz przeczytałem całość i złapawszy kilka kartek papieru, zabrałem się niecierpliwie do pisania przekładu. Przytaczam go w całości.
PRZEKŁAD RĘKOPISU
don Antonia Salvatora di Riveiry
kustosza Muzeum Historycznego w Porto Alte
sporządzony przez autora
… — zaproponował Jacques. Ostrożnie przenieśliśmy nieznajomego w cień i Jacques zaczął robić mu sztuczne oddychanie.
— Dziwne — rzekł wreszcie, opuszczając bezwładne ręce nieznajomego. — Wszystko wskazuje, że wyrzuciła go na brzeg burza, która szalała przez całą ostatnią noc. Ale stawiam swoją paletę przeciw pudełku dziecięcych farbek, że niedługo przebywał w wodzie.
— Rób dalej swoje — poradziłem. — Oddycha równiej, wyraźnie słyszę wolne uderzenia serca.
— Co za atleta — zachwycał się Jacques podnosząc i opuszczając ręce nieznajomego. — Popatrz, jak zbudowany. Mieliśmy w Akademii Włocha — pozował nam do malowania rzymskich bogów. Klnę się na wszystkie moje obrazy, te co już namalowałem i te co namaluję, przy tym człowieku wyglądałby jak chuchro. Jak myślisz, ile on ma lat? Gdyby nie ta śnieżna siwizna, powiedziałbym, że niedużo, trochę starszy od ciebie czy mnie.
— Nie, na pewno dużo starszy — zaoponowałem. — Spójrz na jego twarz.
— Twarz śpiącego greckiego boga — rzekł Jacques — śpiący Apollo.
Widziałem ten posąg w zeszłym roku w Atenach.
— Pst… jakby się poruszył.
— Rozetrzyj mu skronie — rzucił Jacques, masując szeroką pierś nieznajomego.
Odgarnąłem ze skroni długie białe włosy i znalazłem lekką złotą obręcz ściśle opasującą głowę.
— Spójrz, Jacques!
— Dziwna ozdoba. I taki sam wzór jak na płaszczu. Znaczy, że był to jego płaszcz.
— Bez wątpienia.
— Może to aktor… w czasie widowiska zmyła go fala z pokładu?
— Zaraz się dowiemy. Wraca do siebie. Nieznajomy poruszył się, rzęsy mu drgnęły.
Rzecz dziwna, w tejże chwili pociemniało mi w oczach i wyraźnie ujrzałem niezgłębioną czerń nieba usianą niewiarygodnie jasnymi gwiazdami. Wśród gwiazd wisiało strzępiaste, oślepiająco jaskrawe fiołkowobiałe słońce. Potrząsnąłem głową i wszystko nagle utonęło w białej mlecznej mgle. Miałem wrażenie, że lecę w jakąś przepaść bez dna.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.