— Nie chcesz chyba skakać w nadprzestrzeń z powierzchni dysku? — odezwał się Marco. — To się nie może udać!
— Zrobiłeś tak na twojej planecie — przypomniała Kin, siadając w fotelu.
— Kung nie jest otoczony przezroczystą kopułą!
— Nie chcę skakać już teraz i stąd. Fotele będą jednak niezbędne do pierwotnego startu.
— A kto będzie za sterami? Nie sięgnę do nich z fotela!
— Nikogo nie będzie za sterami, zresztą nawet nie ma startowych. Zaufajcie mi.
— Nie ma sterów i chcesz, żeby ci zaufać?!
— Tak, chcę, żebyście mi zaufali. Marco zaniemówił. Po chwili położył się i zapiął pasy, co Silver bez gadania zrobiła już jakiś czas temu. Po chwili ciszy odezwała się Kin:
— Marco, widzisz okrągły ekran?
— Widzę.
— To radar. Jak zobaczysz coś na nim, daj znać. A teraz jestem wam chyba winna wyjaśnienia…
Starając się nie myśleć, Kin usunęła trupa z fotela i siadła przed proszącym o pomoc ekranem. Nie spuszczając wzroku z kasku, położyła dłoń na oparciu. Nic się nie stało poza tym, że na ekranie wyświetlił się inny napis:
JESTEŚ KIN ARAD.
— To… — Głos Kin zabrzmiał jakoś słabo w niewielkim pomieszczeniu, więc odchrząknęła i powiedziała głośniej: — To się zgadza. A kim ty jesteś?
SĄDZIMY, ŻE MÓWIŁAŚ O NAS, UŻYWAJĄC NAZWY WŁADCY DYSKU, CHOĆ MY NAZYWAMY SIEBIE KOMITETEM.
— Ładnie, demokratycznie brzmi. Chciałabym was zobaczyć.
TO ŻYCZENIE CZY POLECENIE?
— Posłuchajcie. Przebyłam naprawdę długą drogę, by was spotkać, a to nie jest najsympatyczniejsza pogawędka, jaką w życiu toczyłam — warknęła rozglądając się w poszukiwaniu ukrytych drzwi lub kamer, ale niczego takiego nie dostrzegła.
NIE ZROZUMIAŁAŚ NAS: JESTEŚMY MASZYNAMI. JAGO JALO NAZWAŁ NAS KOMPUTERAMI. NIE ROZUMIEMY TWOJEGO ZASKOCZENIA.
— Nie jestem zaskoczona! — zełgała. W TAKIM RAZIE PROPONUJEMY, ŻEBYŚ ZASKARŻYŁA SWOJĄ TWARZ O OSZCZERSTWO.
— Dlaczego potrzebujecie pomocy? To ja potrzebuję pomocy! Co się stało z moimi przyjaciółmi?
SĄ BEZPIECZNI W ARESZCIE PREWENCYJNYM. ZACHOWYWALI SIĘ ZBYT GWAŁTOWNIE, BY MOŻNA IM BYŁO POZWOLIĆ SWOBODNIE SIĘ PORUSZAĆ. CHCESZ, ŻEBYŚMY ICH UWOLNILI I DOSTARCZYLI WAM ŚRODEK TRANSPORTU NA OJCZYSTE PLANETY? JEŚLI TAK ROZKAŻESZ, ZOSTANIE TO ZROBIONE.
— Jak ja mogę wam rozkazywać?!
ZAJMUJESZ FOTEL, DO KTÓREGO NIE MA INNEGO KANDYDATA, WIĘC JESTEŚ PRZEWODNICZĄCĄ. DLATEGO MOŻESZ WYDAWAĆ ROZKAZY. NALEGAMY, ŻEBYŚ TO ROBIŁA.
— Możecie mi zbudować statek kosmiczny?
ZBUDOWALIŚMY TAKI JAGOWI JAŁOWI. POMOGLIŚMY MU POMIMO WSZYSTKO. W TAKICH SPRAWACH MASZYNY NIE MAJĄ WYBORU. JALO WOLAŁ UCIEC Z DYSKU, NIŻ DOWIEDZIEĆ SIĘ O NIM WIĘCEJ.
Kin zastanowiła się długo, a gdy się odezwała, mówiła powoli:
— Dacie mi statek, ale jeśli zdecyduję się odlecieć, nie powiecie mi nic o dysku, tak? TAK.
— A przedtem mówiliście, że mogę wam wydawać polecenia?
TAK. JEDNAKŻE JESTEŚMY PRZEKONANI, ŻE WKRÓTCE NASTĄPI DROBNE USZKODZENIE OBWODÓW AUDIO, CO MOŻE UNIEMOŻLIWIĆ NAM USŁYSZENIE JAKICHKOLWIEK POLECEŃ.
Kin uśmiechnęła się.
— Wygląda mi to na zwykły szantaż — oceniła. — Dobrze, opowiedzcie mi o dysku.
— Na radarze pojawił się jakiś obiekt — odezwał się Marco.
— Najwyższy czas — odetchnęła Kin. — Nie martw się.
— Tak, wiem, mam ci jeszcze zaufać. To duży obiekt. Co to takiego?
— Nasz pojazd startowy.
Kin odchyliła się wygodnie w fotelu i w zamyśleniu spoglądała na pusty ekran.
— Zużywasz się jako całość — powiedziała w końcu. — Dlatego morza wariują, a klimat zmienia się bez sensu. Dysk to jeden wielki mechanizm, a każda maszyna ma ograniczoną żywotność. Dlatego Kompania buduje planety.
PLANETY TAKŻE MAJĄ OGRANICZONĄ ŻYWOTNOŚĆ.
— Ale dłuższą. Pierwsze usterki wychodzą po pięciuset tysiącach lat. CHWALISZ SIĘ?
— Nie, myślę o kilkuset milionach ludzi zamieszkujących statek kosmiczny mający postać płaskiego świata. I jak sobie pomyślę, co może się popsuć w takim statku, to mnie trzęsie. Strach i cholera.
Wstała i przeszła się wzdłuż ścian, by rozprostować kości i mięśnie, w których zaczynały dawać o sobie znać kurcze. To była długa sesja i długie zwiedzanie podziemnej części. Utkwiły jej w pamięci urządzenia do wywoływania trzęsień ziemi — tyle pomysłowości, by osiągnąć coś, co byle jaka planeta robiła samoczynnie. No i demony: z tym chociaż już udało się jej skończyć.
Marco rozpiął pasy i skoczył ku konsolecie. Wpierw przyjrzał się oskarżycielsko ekranowi radaru, potem wyjrzał przez okna kabiny.
— Gdzie on się podział? Zniknął z ekranu, a był większy niż…
Whump!
Z nieba spadły szpony wystarczająco wielkie, by pochwycić statek. Były to ptasie szpony. Marco pisnął coś i dał czym prędzej nura na swój fotel.
Whump… Whump… Whumpwhump… Whumpwhump.
Statek zatrzeszczał, gdy ptak go ujął, choć zrobił to delikatnie. A potem zaczął się wznosić w serii gwałtownych, wytrząsających kości szarpnięć. Powierzchnia dysku zostawała coraz bardziej w dole, ale bujała się strasznie, więc lepiej było spoglądać w górę, gdzie niebo i morze postępowały podobnie, lecz przynajmniej były podobnej barwy.
Szpony prawie zakrywały okno w dachu, toteż Kin skoncentrowała wzrok na nich, od czasu do czasu dostrzegając jeszcze wyżej fragmenty olbrzymich, białych skrzydeł bijących powietrze powoli niczym fala przypływu.
Kabinę wypełnił nowy dźwięk, zaczynający się wśród niesłyszalnych ultradźwięków i potem przechodzący w skalę słyszalną. Był równie miły co odgłos wydawany przez mokre palce na tafli szkła: unoszący ich rok zaśpiewał.
Kin doskonale rozumiała, skąd się wzięły demony. Wiedziała, że są potrzebne, ale miała ich dość, toteż zdecydowała, iż nadszedł kres ery demonów. Te, które spotkała, były prawie ludzkie w porównaniu z większością wyhodowanych w laboratoriach pod kopułą. Służyły jako policja dysku, strasząc w prowadzących na dół przewodach wentylacyjnych i innych zejściach, odganiając zbyt awanturnicze jednostki znad krawędzi i od czasu do czasu porywając nowego przewodniczącego dla komitetu.
Odruchowo spojrzała na wiszący nad fotelem kask sprzęgu komputerowego — nie miała ochoty sprawdzać, czy pasuje, a komputery też jakoś jej nie naciskały, ale pokazały jej dokładnie, jak działa całość. Dyskiem kierowały komputery: regulowały przypływy, zajmowały się hodowlą lilii i innymi polami uprawnymi, ale konstruktorzy dysku opracowali je jako mechanizmy służebne, by planeta nie stała się zbyt mechaniczna. Do długotrwałego rytmicznego działania potrzebowały poleceń człowieka.
W liczącej siedemdziesiąt tysięcy lat historii dysku przewodniczących było dwustu osiemdziesięciu. Każdego przemocą umieszczano w fotelu, wsuwano mu na łeb kask i uczono nowych informacji i obowiązków.
— Nie da się z neolitycznego prymitywa zrobić planetarnego zarządcy! — oburzyła się Kin.
DA SIĘ. ROBILIŚMY TO WIELOKROTNIE. BUDOWNICZOWIE DYSKU MĄDRZE NAS ZAPROGRAMOWALI.
— Opowiedzcie mi o nich. Ekran zgasł.
Whump.
Rok nie tyle leciał, ile przepychał się przez powietrze, roztrącając z pogardą górne warstwy atmosfery. Powodowało to duże przeciążenia w niespodziewane strony i skutecznie zniechęcało do rozmowy. Jak się okazało, najmniej zniechęcało Silver.
— Rozumiem, po co takiemu urządzeniu jak dysk potrzebny jest inteligentny nadzorca — stwierdziła, robiąc przerwy na „whumpy”. — Maszyny nie mogą poradzić sobie ze wszystkimi problemami… jakie mogą wyniknąć. Ale nie rozumiem tego co ty: jeśliby taka istota nie była technicznie zaawansowana, nim zostanie nadzorcą… to po prostu by zwariowała.
Читать дальше