- Wehikuł Wyobraźni

Здесь есть возможность читать онлайн «  - Wehikuł Wyobraźni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1978, Издательство: Wydawnictwo Poznańskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wehikuł Wyobraźni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wehikuł Wyobraźni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Antologia opowiadań fantastycznonaukowych polskich pisarzy współczesnych.

Wehikuł Wyobraźni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wehikuł Wyobraźni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Podświadomość także jest faktem. Nie chcę jednak uciekać się do własnej specjalności, chociaż mój mąż mianował ją właśnie królową nauk. Mogłoby to zaprowadzić nas odrobinę za daleko.

— Jestem tylko lekarzem — powiedziała ze smutkiem Diana. — Ale moi pacjenci, decydując się na rozmowę… to znaczy, kiedy nie chcą powierzać swoich stanów psychicznych niezawodnym automatom… och, nie potrafię wyrazić, co myślę… a raczej, co czuję! — zawołała nagle półgłosem. — Wiem jednak, że pani się myli…

— Może… — zgodziła się niedbale Matylda. — Czy przesłuchaliśmy już wszystko? — spojrzała spokojnie na Adama.

— Został jeszcze jeden zapis.

— Proszę.

— ‘Projektor „E”. Pierwsza sekunda.

— Spójrz — zabrzmiał pogodny głos profesora Laytona — postawimy je tutaj. Zrobimy mamie niespodziankę… Pięknie wyglądają, prawda, kochanie? Czemu na Evolucie rosną tylko takie suche kwiatki? Widzisz, córeczko, przez całe lato muszą obywać się bez wody.. Słucham, Karolino?! — podniósł głos, jakby mówił do kogoś w sąsiednim pokoju. — Poczekaj chwileczkę, urządzamy tutaj z Anną mały park kwiatowy dla mamy… no, już. Co tam masz? A fe, jakie paskudne równanie — zaśmiał się ciepło. — Ale kiedy zdemaskujemy te głupie literki i wykresy, to okaże się, że sprawa jest śliczna i bardzo ciekawa. Dotyczy rozpraszania wodoru w górnych warstwach atmosfery. Dzięki temu niebo jest błękitne… To znaczy, prawdziwe niebo. Pamiętasz niebo na Ziemi? Proszę bardzo, niech będzie nad jeziorem. Można je zobaczyć w tym wzorze. Ależ tak, polecimy. Zostawimy pojazd w lesie, nakryjemy go gałązkami, żeby na niego nie patrzeć, będziemy pływać, nurkować, podpatrywać ptaki, palić ognisko… Chodź, Anno, mówimy z Karoliną o Ziemi. Pójdziemy także w góry. Pokażę wam dolinę, gdzie kiedyś spadł olbrzymi meteoryt, i ruiny tajemniczych świątyń. Urządzimy prawdziwą wyprawę odkrywców. Może wykopiemy skarb? A kiedy nam się znudzi, skoczymy na granicę parku do wesołego miasteczka. Rozumiesz już ten wzór?… Pysznie! To chodźcie, nakryjemy do stołu. Mama zaraz przyjdzie… ooo, już jesteś?! Wszystko na nic! Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę, a tu masz! No, trudno. Wymyślimy coś lepszego już na Ziemi. Pewnie, że jedziemy! Jutro kończę cykl doświadczeń, a pojutrze w drogę! Zawadzimy tylko o nasze stare miasteczko, zaopatrzymy się we wszystko, czego mogą potrzebować dzicy ludzie w dziewiczej puszczy… oj, zostawcie, wariatki! Udusicie mnie! Tak?… No to ja wam teraz pokażę! O, jedna… druga… trzecia… i raz! I dwa! I raz! I dwa!.. Nie, nie puszczę! Taniec zwycięstwa! I raz… i dwa!.. — śmiech Laytona urwał się raptownie. Nastała chwila martwej ciszy, a następnie z głośnika buchnął przeraźliwy, wstrząsający okrzyk: — Matyldo!!! Matyldo!!!..

Dwa ostanie słowa były wołaniem człowieka spadającego w przepaść. Ale głos, chociaż zaskakująco bliski, bez wątpienia należał do profesora.

— Teraz wierzę — powiedziała szczególnym tonem Matylda — że to tylko fantomatyka… — a nie sen. Nie sen, stanowiący nieświadome odbicie rzeczywistości. On tak długo odkładał wszystko na później — ciągnęła pozornie bez związku i jakby do siebie — aż wreszcie to, co miało się stać wcześniej, przeszło w krainę rzekomych wspomnień…

— A jednak wołał panią… — szepnęła Diana.

— Tak samo jak przedtem uwodził ciebie — odparła bez zastanowienia pani Layton. — Szkoda… — po raz pierwszy w jej oczach odmalował się wyraz śmiertelnego znużenia. — Skończyliśmy, prawda? — spojrzała na Zubrina. Ten przytaknął ruchem głowy.

— A jednak wołał panią… — powtórzyła z zadumą Diana. — To było jego pożegnanie…

Matylda zignorowała tę uwagę.

— Pięć zapisów — odetchnęła głęboko. — A, B, C, D, E… Do dwudziestu czterech jeszcze daleko…

Twarz młodego naukowca w mgnieniu oka stała się biała jak śnieg.

— Skąd pani wie?… — wyjąkał. — Dlaczego wymienia pani akurat tę liczbę?…

— Coś mi się przypomniało — odpowiedziała bez zdziwienia Matylda. — Dzisiaj w nocy, zanim wyszedł, śnił mu się alfabet. „Cybernetyczne abecadło”, jak to określił. I znowu mówimy o snach..

— Czyli że jednak rozmawialiście państwo… — podchwyciła cichutko Diana. I te jej słowa przeszły nie zauważone.

— Zostały nam zapisy z pięciu projektorów — rzekł uspokojony Adam. — Tylko pięciu. A jest ich właśnie dwadzieścia cztery. Dwadzieścia cztery programy fantomatyczne — zatoczył ręką łuk, obejmując nim półkole tajemniczych kolumienek. — Profesor uruchomił wszystkie. Ale już przy piątym jego serce… nie mogę o tym mówić… — urwał nagle.

— Proszę się uspokoić — powiedziała Matylda. — Niech mi pan lepiej wytłumaczy, dlaczego jest ich akurat dwadzieścia cztery… tych projektorów? — przebiegła wzrokiem stojaki oznaczone kolejnymi literami alfabetu.

— No cóż — Zubrin wzruszył bezradnie ramionami — na jakąś liczbę musiałem się przecież zdecydować. Chodziło o czas, więc widocznie mimo woli operowałem jego pojęciami. Doba ma dwadzieścia cztery godziny…

Matylda wstała. Potarła dłonią czoło, bezwiednym ruchem poprawiła sobie włosy i rozejrzała się, jakby czegoś szukając.

— Więc to jest wszystko… naprawdę wszystko… — raz jeszcze potrząsnęła głową, a następnie sięgnęła po swój kask. Adam natychmiast zerwał się z miejsca, ale powstrzymała go niecierpliwym gestem.

— Nie pójdę do niego… teraz ani potem… — powiedziała patrząc prosto przed siebie. — Ale… — zniżyła głos — zabiorę, go na Ziemię… Nie wiem, czy on życzyłby sobie tego, jednak ja… my, wkrótce rozstaniemy się z Evolutą i… czy mój mąż nie cierpiał? — pytanie padło tak niespodziewanie, że Diana z najwyższym trudem powstrzymała okrzyk żalu i przestrachu. Natomiast Zubrin odrzekł:

— Nie. Umarł, zanim zdał sobie sprawę, że nieodwołalnie traci kontakt z rzeczywistością.

Matylda zaczęła przygotowywać się do wyjścia.

— Dziękuję wam — odezwała się po chwili. — I nie odprowadzajcie mnie. Zamieć ustała, jest piękna słoneczna pogoda, a na mnie czeka łazik z robotem opiekuńczym.

— Mimo to… — zaczął Zubrin, lecz umilkł, napotkawszy wzrok Diany.

— Nie — ucięła Matylda. — Chcę być sama.

* * *

— Mam idiotyczne wrażenie, że sam znalazłem się w widłach czasu — mruknął Adam, wciąż jeszcze wpatrzony w drzwi, które zamknęły się za kobietą w skafandrze. — Że tkwię jak ostry głaz w korycie potoku, rozdzielając go na dwa nurty wzbierające dalej w dwie różne rzeki: imienia Adama Laytona i Matyldy. Nie, nie zwariowałem — odetchnął głęboko i przeniósł spojrzenie na żonę. — Powiedziałaś, że będzie rozsądna. Odgadłaś, o czym myślałem. Ona go nie kochała.

— Nie wiem… — szepnęła Diana. — Właśnie teraz dopiero nie wiem… Dlaczego ją okłamałeś?

— Okłamałem? — powtórzył zdławionym głosem Zubrin, okrywając się na powrót trupią bladością.

— Powiedziałeś, że umarł, zanim zdał sobie sprawę, że uciekła mu szansa powrotu do rzeczywistego świata…

— Wyraziłem się trochę inaczej…

— Mniejsza o słowa. Ich sens był zupełnie jednoznaczny. Tymczasem wiesz równie dobrze jak ja, że ten straszny okrzyk: „Matyldo! Matyldo!”, nie należał do fantomatycznego seansu. On wtedy miał kontakt z rzeczywistością, a co gorsza, wiedział, że go bezpowrotnie traci… To potworne. Akurat w momencie kiedy nie był ani władcą, ani kochankiem, tylko po prostu szczęśliwym człowiekiem, otoczonym kochającą rodziną. Właśnie to… to doznanie tak wstrząsnęło całą jego istotą, że wyzwolił się z tego jakiegoś stworzonego przez ciebie świata, oprzytomniał i… umarł.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni»

Обсуждение, отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x