- Wehikuł Wyobraźni
Здесь есть возможность читать онлайн « - Wehikuł Wyobraźni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1978, Издательство: Wydawnictwo Poznańskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wehikuł Wyobraźni
- Автор:
- Издательство:Wydawnictwo Poznańskie
- Жанр:
- Год:1978
- Город:Poznań
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wehikuł Wyobraźni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wehikuł Wyobraźni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wehikuł Wyobraźni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wehikuł Wyobraźni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Layton uważając, że jako współtwórca i kierownik bazy nie ma prawa pozbawiać zespołu spoiwa, jakim — a wiedział o tym — była jego obecność, odrzucał jedną po drugiej liczne niegdyś propozycje objęcia stanowisk naukowych w Układzie Słonecznym, a nawet na samej Ziemi. Matylda, której natura buntowała się przeciw każdej godzinie monotonnego życia w 0687–BBS–1E, początkowo ostro protestowała, wytaczając racje i argumenty osadzone w najgłębszej warstwie ich wzajemnych uczuć i nierozerwalnie związane z wizją wspólnej przyszłości. Potem nastąpiła era burzliwych scen. Raz po raz padały wówczas imiona córek Laytonów, osiemnastoletniej teraz Karoliny i młodszej od niej o cztery lata Anny. Wreszcie, kiedy przełożeni Adama, przyjąwszy do wiadomości jego niewolnicze przywiązanie do Evoluty, przestali darzyć go pamięcią, a wraz z nią ofertami, gniew Matyldy zakrzepł w ciężki głuchy żal, spychający ją siłą bezwładności za ów próg, którego obecność zauważa się zawsze dopiero po jego przekroczeniu.
Oczywiście, nawet najbardziej wytrwali młodzi przybysze nie zostawali w bazie na zawsze. Profesor zdawał sobie sprawę, że jego otoczenie nie przestanie się zmieniać, tak jak zmieniało się do tej pory, bez wstrząsów grożących zachwianiem rytmu badań, że przyjdzie mu jeszcze wiele razy żegnać starych, a witać nowych specjalistów, których coraz trudniej będzie nazywać kolegami, tak ze względu na różnicę wieku, jak i bariery psychiczne dzielące pokolenia naukowców, przynajmniej w oczach świeżo upieczonych absolwentów. Godził się z takim porządkiem rzeczy, tak samo jak godził się z nieuchronnością faktu, że jego córki wkrótce skończą zdalną szkołę średnią i opuszczą swoje pokoje, pełne uczniowskich datorów, pokoje które niegdyś sam urządzał z sercem pełnym radości i tkliwych przeczuć. A kiedy po studiach zaczną pracować, do jednej z nich przeniesie się także Matylda. Jego samotność straci ostatnie pozory umowności.
Layton minął wejście do Centrali Koordynacyjnej, jedynego kompleksu roboczego zlokalizowanego w centrum osiedla i wzdrygnął się, usłyszawszy jękliwe dzwonienie zegara na przysadzistej, pseudogotyckiej bramie, zamykającej Ulicę od wschodu. Odruchowo uniósł głowę. Było pół do trzeciej.
— Powinienem poszukać lustra i roześmiać się sobie w nos — powiedział na głos. Dźwięk tych słów odbił się stłumionym echem od niskiego sklepienia bramy i ucichł, przechwycony przez tłumiki, które o tej porze pozwalały odzywać się tylko zegarom. — Powinienem wrócić do łóżka i pójść spać, a rano oznajmić Zubrinowi, że wystarczył głupi sen i chwila zniecierpliwienia, abym po tym wszystkim, co mu obiecałem, postanowił zakraść się w środku nocy do jego laboratorium, żeby sprawdzić… co właściwie? Nic. O to chodzi, że nic. Przecież nie znam nawet szczegółów jego teorii, nie mówiąc już o informatycznym szkielecie aparatury, jaką tam zastanę. Zatem czy idę odkryć prawdę o Zubrinie, czy o sobie? A może dowiedzieć się czegoś o tym czasie, który on pragnie zwielokrotnić, a który mnie, jak powiada Matylda, przepływa między palcami? Powinienem natychmiast zawrócić, ale nie zrobię tego.
— Słucham? — przerwał mu aksamitny baryton, wybiegający z niewidocznego głośnika. — Nie zrozumiałem polecenia. Uprzejmie proszę powtórzyć…
Profesor ocknął się. Brama została poza nim. Dalszą drogę zamykała błyszcząca, ceralitowa ściana, stanowiąca fragment pancerza chroniącego mieszkalną część bazy. Krótki chodnik prowadził wprost do zamkniętych, prostokątnych drzwi, obrzeżonych śnieżnobiałą listwą z barwnymi kropelkami lampek sygnalizacyjnych i końcówkami komunikatorów.
— Nic, nic — powiedział, z przyzwyczajenia darząc swym słynnym uśmiechem czujną aparaturę. — Otwórz drzwi i puść w ruch chodnik prowadzący do wyjścia „A”.
— Zrozumiałem — odrzekł głośnik. Prostokątna płyta bezszelestnie uciekła w górę, odsłaniając czarne wnętrze korytarza, które w następnym ułamku sekundy rozjaśniło się mlecznym światłem. Adam wszedł na chodnik oznaczony żółtą strzałką. Po dwóch minutach jazdy perspektywą tunelu ponownie zagrodziła połyskliwa ściana zaopatrzona w drzwi, tutaj już szeroko otwarte. Komputer uprzedził automatyczną obsługę śluzy, że przybywa człowiek.
Layton przekroczył wysoki próg i stanął przed robotem przygotowującym skafandry.
— Tu automat wyjścia „A” — odezwał się miły głos. — Urządzenia śluzy sprawne.
— Dobrze. Proszę mnie ubrać.
Z sufitu zjechała srebrzysta kukła z rozprutym brzuchem. Nieruchomy dotąd robot przystąpił do pracy.
— Czy wezwać łazika z automatem opiekuńczym? — padło pytanie.
— Nie, pójdę pieszo. Chcę się przejść… — wyjaśnił poufnym tonem profesor, jakby szukając zrozumienia u kogoś żywego.
— Dokąd człowiek idzie?
— Laboratorium E–31.
— Odległość półtora kilometra. Temperatura powietrza minus dwadzieścia dziewięć stopni Celsjusza — recytował automat. — Wiatry południowo — wschodnie, w porywach osiągające szybkość pięćdziesięciu metrów na sekundę. Zachmurzenie całkowite. Opady śniegu ustąpią za trzy godziny. Mam obowiązek uprzedzić, że w tych warunkach człowiek powinien pojechać łazikiem w towarzystwie robota opiekuńczego. Przepraszam.
— Pójdę pieszo — powtórzył Layton, już uzbrojony w baniasty hełm. — Sprawdziłeś skafander? — mimo woli obejrzał się za aparatem znikającym w swojej niszy.
— Skafander szczelny — usłyszał w odpowiedzi. — Ogniwa energetyczne osobistej aparatury dysponują zapasem na osiemdziesiąt cztery godziny maksymalnego obciążenia. Butle tlenowe pełne. — Dobrze. Otwórz właz.
Dwa, trzy metry za wyjściem panował jeszcze względny spokój. Dalej światła potężnych reflektorów, otaczających bazę, grzęzły w wirujących pasmach śniegu. Słuchawki wewnątrz kasku zaniosły się wysokim wyciem.
Matylda, nie otwierając oczu, podłożyła sobie splecione dłonie pod głową. Dłuższą chwilę leżała bez ruchu, aż poczuła chłód. Trzeba z tym skończyć — pomyślała. Sięgnęła do gałki klimatyzatora i przesunęła ją o dwa stopnie. Następnie uniosła powieki i spojrzała na zegarek. Trzecia. Trzeba z tym skończyć — zagryzła wargi i wzdrygnęła się, jakby na jej piersi spoczęła nagle obca, lodowata ręka. Trzeba z tym skończyć…
Suchy śnieg, wypadający z mroku skośnymi smugami, nie zatrzymywał się na szybie kasku, mimo to jednak widoczność była równa zeru. Layton, nisko pochylony, posuwał się z trudem drobnymi kroczkami. Coraz częściej unosił lewą rękę do oczu, by spojrzeć na kompon, opinający przegub jego dłoni. Osłaniał maleńką tarczę prawą rękawicą i widząc poświęcającą nitkę namiaru dziwił się, że ciągle idzie we właściwym kierunku. Szaleństwo — powtarzał sobie w duchu. Co powiedzieliby jego współpracownicy, gdyby wiedzieli, że ich starzejący się z godnością szef brnie teraz przez zamieć, wypędzony z domu słowami żony, słowami, z których żadne nie zabrzęczało czujnym dźwiękiem otwartego, czekającego ogniwa zerwanego łańcuszka sprzężeń. I tak postępuje on, profesor Layton, pozostający cybernetykiem nawet we snach. A najdziwniejsze, że ta walka z żywiołem przyjemnie burzy w nim krew, jest ożywcza jak ziemski wiatr, budzi w sercu zapomniane, radosne głosy. Ile razy szedł tą drogą? Wtedy nie było jeszcze laboratorium Zubrina. Tędy chodziło się w góry… i tylko w góry.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.