Poul Anderson - Nie będzie rozumu z władcami

Здесь есть возможность читать онлайн «Poul Anderson - Nie będzie rozumu z władcami» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, ISBN: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Nie będzie rozumu z władcami: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nie będzie rozumu z władcami»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Klasyka amerykańskiej postapokaliptycznej literatury, połączona z historical fiction i opowieścią o kontakcie z Obcymi.

Nie będzie rozumu z władcami — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nie będzie rozumu z władcami», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Strzelił uważnie, starając się raczej obezwładniać, a nie zabijać. Korytarz zawibrował od detonacji. Esperzy padli jeden po drugim z kulą w nodze, biodrze czy ramieniu. Wybierając tak niewielkie cele Mackenzie spudłował kilkakrotnie. Kiedy więc wysoki mężczyzna, jako ostatni, dopadł go z tyłu, iglica rewolweru szczęknęła w pustej komorze.

Mackenzie dobył szabli i uderzył wysokiego płazem ostrza w głowę. Esper zachwiał się. Mackenzie minął go i wbiegł po schodach. Wiły się jak w jakimś koszmarze. Miał wrażenie, że serce mu pęka na kawałki.

U szczytu schodów był podest z żelaznymi drzwiami. Jeden człowiek majstrował przy zamku; drugi zaatakował pułkownika.

Mackenzie wcisnął ostrze szabli Esperowi między nogi. Gdy jego przeciwnik potknął się, pułkownik walnął go lewym sierpowym w szczękę. Esper osunął się po ścianie. Mackenzie schwycił pozostałego za szatę i cisnął nim o podłogę.

— Wynoście się stąd — warknął. Pozbierali się i obrzucili pułkownika nienawistnym spojrzeniem. Mackenzie świsnął szablą w powietrzu. — Od tej chwili nie będę nikogo oszczędzał — oświadczył.

— Idź po pomoc, Dave — powiedział ten, który otwierał drzwi. — Ja będę na niego uważał. — Drugi Esper chwiejąc się zszedł na dół, zaś pierwszy starał się utrzymać poza zasięgiem szabli.

— Czy mam cię zniszczyć? — spytał.

Mackenzie przekręcił gałkę drzwi za swoimi plecami, ale bez skutku.

— Nie wierzę, żebyś to mógł zrobić — powiedział. — W każdym razie bez tego, co jest za tymi drzwiami.

Esper starał się opanować. Płynęły nieznośnie długie minuty. W końcu z dołu dał się słyszeć hałas. Esper wskazał na drzwi.

— Tam są jedynie narzędzia rolnicze — rzekł — ale ty masz tylko to ostrze. Poddasz się?

Mackenzie splunął na podłogę. Esper zszedł na dół.

Wkrótce w polu widzenia pojawili się napastnicy. Sądząc po zamieszaniu mogło ich być ze stu, ale z powodu spiralnego układu schodów Mackenzie widział tylko dziesięciu czy piętnastu — barczystych parobków z zakasanymi szatami i uniesionymi ostrymi narzędziami. Podest był zbyt szeroki dla skutecznej obrony. Pułkownik zbliżył się do schodów, gdzie miał do czynienia tylko z dwoma atakującymi naraz.

Na czele szli dwaj uzbrojeni w sierpy. Mackenzie odparował jeden cios i ciął szablą. Ostrze weszło w ciało i sięgnęło kości. Trysnęła krew, niewiarygodnie czerwona, nawet w przyćmionym świetle na schodach. Ranny upadł na ziemię z wrzaskiem. Mackenzie uchylił się przed ciosem jego towarzysza. Metal zgrzytnął o metal, ostrza się zwarły. Pułkownik poczuł, jak tamten przegina mu ramię. Spojrzał prosto w szeroką, ogorzałą twarz. Kantem dłoni uderzył młokosa w krtań. Esper padł pociągając za sobą tego, który stał za nim. Rozwikłanie powstałej plątaniny i wznowienie ataku trwało jakiś czas.

Pułkownik dostrzegł, jak kolejny Esper zamierza się widłami na jego brzuch. Udało mu się schwycić je lewą ręką za trzonek, odchylić w bok zęby i sięgnąć trzymające widły palce. Jakaś kosa rozorała mu prawy bok. Zobaczył własną krew, ale nie czuł bólu. Powierzchowna rana, nic więcej. Śmigał szablą w przód i w tył. Czoło atakujących odsunęło się od świszczącej śmierci. Ale na Boga, kolana mam jak z gumy, nie wytrzymam dłużej niż pięć minut.

Rozległ się dźwięk trąbki, potem odgłosy strzałów. Tłum na schodach zamarł w bezruchu. Ktoś krzyknął.

Kopyta zadudniły o podłogę na dole. Jakiś głos zawołał:

— Hej, wy tam! Przestańcie natychmiast! Rzućcie tę broń i schodźcie pojedynczo. Pierwszy, który spróbuje jakichś sztuczek, dostanie kulę w łeb.

Mackenzie oparł się na szabli i usiłował złapać oddech. Ledwie zauważył, że Esperów ubywa.

Kiedy poczuł się nieco lepiej, podszedł do jednego z okienek i wyjrzał na dwór. Na placu dostrzegł kawalerzystów. Piechoty jeszcze nie było widać, ale usłyszał odgłos ich kroków.

Zjawił się Speyer wraz z sierżantem saperów i kilkoma szeregowcami. Major pośpieszył ku pułkownikowi.

— Jak się czujesz, Jimbo? Jesteś ranny!

— Draśnięcie — odrzekł Mackenzie. Odzyskiwał już siły, choć nie towarzyszyła temu radość ze zwycięstwa, ale raczej świadomość samotności. Rana zaczęła piec. — Nie ma sobie czym głowy zawracać. Popatrz zresztą.

— Tak, od tego się nie umiera. No dobrze, chłopcy, otwórzcie te drzwi. Saperzy ujęli narzędzia i zaatakowali zamek z animuszem częściowo zapewne wywołanym przerażeniem.

— Jak to się stało, że zjawiliście się tak szybko? — spytał Mackenzie.

— Domyślałem się, że będą kłopoty — powiedział Speyer — więc jak usłyszałem strzelaninę, wyskoczyłem przez okno i pognałem do koni. Było to na moment przed atakiem tych osiłków; odjeżdżając widziałem, jak się gromadzą. Nasza kawaleria nadjechała prawie natychmiast, a piechota nie pozostała daleko w tyle. — Napotkano jakiś opór?

— Żadnego, po tym jak wystrzeliliśmy parę razy w powietrze. — Speyer rozejrzał się. — Teraz już panujemy nad sytuacją.

Mackenzie popatrzył na drzwi.

— Hm — odezwał się — teraz już nie żałuję, że wyciągnęliśmy broń tam w gabinecie. Wygląda na to, że adepci faktycznie polegają na zwykłej, dawnej broni, co? A podobno w osadach Esperów nie ma broni; tak twierdzą ich statuty… Świetnie to odgadłeś, Phil. Jak ci się udało?

— Zastanowiło mnie trochę, czemuż to wódz musi wysyłać gońca po ludzi, którzy podobno są telepatami. No, już otwarte!

Zamek ustąpił ze szczękiem. Sierżant otworzył drzwi. Mackenzie i Speyer weszli do wielkiego pomieszczenia bezpośrednio pod kopułą.

Chodzili po nim przez dłuższy czas, bez słowa, pośród przedmiotów wykonanych z metalu i trudniejszych do zidentyfikowania substancji. Nic tu nie było znajome. Mackenzie zatrzymał się w końcu przed helisą wystającą z przezroczystego sześcianu. Wewnątrz niego tworzyła się bezkształtna ciemność, przetykana jakby drobniutkimi gwiazdkami.

— Chodziło mi po głowie, że może Esperzy znaleźli skrytkę z czymś starym, sprzed wojny — rzekł stłumionym głosem. — Jakąś cudowną broń, której nie zdołano użyć. Ale to mi na to nie wygląda. jak myślisz?

— Nie — odparł Speyer. — To mi w ogóle nie wygląda na przedmioty wykonane ludzką ręką.

— Ale czy nie rozumiesz? Zajęli osadę! To stanowi dowód dla świata, że Esperzy nie są niezwyciężeni. A na dodatek w ich ręce dostał się arsenał.

— Nie miej obaw w związku z tym. Żadna nie wyszkolona osoba nie zdoła uruchomić tych przyrządów. Obwody są zablokowane do chwili pojawienia się w okolicy osoby emanującej określone promieniowanie mózgowe, które uzyskuje się w wyniku uwarunkowania. To samo uwarunkowanie sprawia, że tak zwani adepci nie mogą ujawnić nawet części swej wiedzy tym, którzy nie dostąpili wtajemniczenia, niezależnie od wywieranej na nich presji.

— Tak, wiem. Ale nie to miałem na myśli. Przeraża mnie fakt, że owo odkrycie stanie się powszechnie znane. Wszyscy się dowiedzą, że adepci Esperów jednak nie zgłębiają niepojętych tajników psychiki, tylko mają dostęp do zaawansowanych nauk ścisłych. Nie tylko doda to ducha buntownikom, ale co gorsza spowoduje, że wielu, a może większość, członków rozczaruje się do Bractwa.

— Nie od razu. W obecnych warunkach wieści wędrują powoli. A poza tym, Mwyr, nie doceniasz zdolności umysłu ludzkiego do pomijania danych, które stoją w sprzeczności z tym, co człowiek raz przyjął za swoje.

— Ale…

— No to załóżmy najgorsze. Przypuśćmy, że wiara ginie i Bractwo się rozpada.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Nie będzie rozumu z władcami»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nie będzie rozumu z władcami» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Nie będzie rozumu z władcami»

Обсуждение, отзывы о книге «Nie będzie rozumu z władcami» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x