Północnego tu jednak nie było. Ani Północnego, ani Melissy.
Wężyca wróciła do lasu dobrze udeptaną ścieżką. Szła ostrożnie, gotowa wśliznąć się pomiędzy drzewa, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba. Ale nic się nie działo. Stąpając boso po twardym gruncie, słyszała nawet szuranie małych zwierząt, ptaków lub jakichś innych obcych stworzeń.
Ścieżka kończyła się tuż nad wejściem do pierwszego tunelu. To właśnie tutaj, przy dużym koszu i z wężem snu w ręce siedział Północny.
Przyjrzała mu się z zaciekawieniem. Trzymał węża za głowę, tak że gad nie mógł go zaatakować, a drugą ręką głaskał śliskie, zielone łuski zwierzęcia. Wężyca już wcześniej zauważyła, że Północny nie ma żadnych blizn na szyi, i doszła do wniosku, że stosował wolniejszy i zarazem przyjemniejszy sposób przyjmowania jadu. Teraz jednak miał osunięte rękawy i było widać, że na jego bladych ramionach również brak śladów po ukąszeniach.
Uzdrowicielka zmarszczyła brwi. Tutaj też nie było Melissy. Jeżeli Północny znowu umieścił ją w którejś z rozpadlin, nawet wiele dni poszukiwań nie przyniosłoby rezultatu. A Wężyca i tak nie miała siły na długie poszukiwania. Stanęła na polanie.
— Dlaczego mu nie pozwolisz, żeby cię ukąsił? — zapytała.
Północny poruszył się gwałtownie, lecz nie wypuścił węża z rąk. Wpatrywał się w uzdrowicielkę z wyrazem zmieszania na twarzy.
Ogarnął wzrokiem całą polanę, jakby dopiero teraz zauważył, że nie ma tu jego ludzi.
— Wszyscy śpią, Północny — rzekła Wężyca. — I śnią. Nawet ten, który mnie tu przyprowadził.
— Podejdź do mnie! — krzyknął Północny, ale ani Wężyca, ani nikt inny tego rozkazu nie wypełnił. — Jak udało ci się stamtąd wydostać? — wyszeptał Północny. — Zabijałem już uzdrowicieli…
Żaden z nich nie znał magii. Zabijałem ich równie łatwo jak każde inne stworzenie.
— Gdzie jest Melissa?
— Jak się stamtąd wydostałaś? — zajęczał.
Podeszła do niego, nie wiedząc jeszcze, co zrobi. Północny nie był wprawdzie zbyt silny, ale nawet w pozycji siedzącej dysponował imponującym wzrostem. Poza tym jej też brakowało teraz sił. Zatrzymała się tuż przed nim.
Północny wyciągnął ku niej dłoń z wężem snu, jakby chciał ją przestraszyć albo rzucić urok. Stała tak blisko, że wyciągnęła rękę i pogłaskała gada koniuszkiem palca.
— Gdzie jest Melissa?
— Ona jest moja — odrzekł Północny. — Ona nie należy do zewnętrznego świata. Jej miejsce jest tutaj.
Zdradziło go jednak spojrzenie, które nagle skierował gdzieś w bok. Wężyca popatrzyła w tę samą stronę i ujrzała wielki, kwadratowy kosz. Podeszła do niego i ostrożnie uniosła pokrywę. Mimowolnie cofnęła się o krok i wciągnęła powietrze głęboko do płuc. Koszyk był prawie do końca wypełniony zbitą masą węży snu. Odwróciła się do Północnego. Była wściekła.
— Jak mogłeś?
— Właśnie tego potrzebowała.
Wężyca znowu się odwróciła i powoli, ostrożnymi ruchami zaczęła wyjmować węże z kosza. Było ich tak dużo, że nie widziała jeszcze Melissy. Wyciągała je parami i — skoro nie mogły już zagrozić jej córce — upuszczała je na ziemię. Pierwszy z nich wśliznął się na stopę uzdrowicielki i owinął się wokół kostki, ale drugi pomknął czym prędzej w stronę drzew.
Północny wstał.
— Co ty wyrabiasz? Nie możesz…
Rzucił się na oswobodzone węże, ale jeden z nich podniósł się, gotowy do ataku, i Północny natychmiast się cofnął. Wężyca rzuciła na ziemię dwa kolejne węże. Północny znowu próbował złapać jednego z nich, ale gdy gad go zaatakował, zrobił tak gwałtowny unik, że prawie stracił równowagę i zrezygnował z dalszego polowania. Rzucił się teraz na Wężycę, starając się wystraszyć ją swoim wzrostem, lecz ona wyciągnęła ku niemu węża i musiał się zatrzymać.
— Boisz się ich, prawda, Północny?
Zrobiła krok w jego stronę. Usiłował stać nieruchomo, ale gdy Wężyca zrobiła kolejny krok, cofnął się gwałtownie.
— Nie postępujesz zgodnie z własnymi radami?
Jeszcze nigdy nie była tak rozgniewana. Racjonalna część jej osobowości przyglądała się teraz zaszokowana rozkoszy, którą dawało jej straszenie tego mężczyzny.
— Nie podchodź do mnie…
Północny upadł na plecy. Wlókł się do tyłu, odpychając się dłońmi. Próbował wstać, ale znowu upadł. Wężyca była dość blisko, aby poczuć jego zapach, stęchły i suchy jednocześnie, niepodobny do żadnego ludzkiego zapachu. Dyszał jak osaczone zwierzę. Przestał się cofać i spojrzał na nią. Zacisnął pięści, kiedy przysunęła do niego węża snu.
— Nie — powiedział. — Nie rób tego…
Wężyca myślała jednak o Melissie i nie zareagowała. Północny wpatrywał się w węża snu jak zahipnotyzowany.
— Nie… — zaczął i urwał. — Proszę…
— Oczekujesz ode mnie litości? — zapytała Wężyca z radością w głosie. Wiedziała, że nie będzie miała dla niego więcej litości niż on dla jej córki.
Nagle Północny rozluźnił pięści i pochylił się przed uzdrowicielką, wyciągając do niej ręce. Na jego nadgarstkach widać było delikatne, niebieskie żyłki.
— Nie — powiedział. — Chcę spokoju.
Drżał, czekając na uderzenie węża snu.
Zdziwiona Wężyca cofnęła ręce.
— Proszę! — krzyknął ponownie Północny. — O bogowie!
Nie baw się ze mną w ten sposób!
Wężyca popatrzyła na węża, potem na Północnego. Przyjemność, którą czerpała z jego kapitulacji, zamieniła się w odrazę. Czyżby była do niego podobna i potrzebowała władzy nad ludźmi? Może jego oskarżenia były słuszne? Zaszczyty i posłuch u innych sprawiały jej tyle samo przyjemności, co jemu. I z pewnością grzeszyła arogancją, zawsze była nazbyt wyniosła. Niewykluczone, że różnica między nią a Północnym nie była natury jakościowej, lecz ilościowej. Pomimo tych wahań Wężyca wiedziała, że jeśli wypuści węża na tego bezbronnego w tej chwili człowieka, różnice między nimi jeszcze bardziej stracą na znaczeniu. Zrobiła krok do tyłu i upuściła węża na ziemię.
— Trzymaj się z dala ode mnie. — Jej głos również drżał. — Zabieram córkę i wracam do domu.
— Pomóż mi — wyszeptał Północny. — To ja odkryłem to miejsce i używałem tych stworzeń, żeby pomagać innym. Czy nie zasługuję na pomoc?
Patrzył na Wężycę błagalnym wzrokiem, lecz ona się nie poruszyła.
Nagle jęknął i rzucił się na węża. Chwycił gada jedną dłonią i zmusił, by ukąsił go w nadgarstek. Zapiszczał, gdy raz za razem zęby zatapiały się w jego ciele.
Wężyca cofnęła się jeszcze dalej, ale on nie zwracał już na nią uwagi. Podeszła do dużego koszyka, z którego wyślizgiwały się kolejne węże snu. Jeden z nich właśnie upadł na ziemię, a kilka innych wyjrzało za nim; ich ciężar przeważył i w końcu koszyk zachwiał się i przewrócił. Węże wiły się teraz na ziemi, tworząc duży, splątany stos.
Melissy tam jednak nie było.
Północny przemknął obok uzdrowicielki, zupełnie ją ignorując, i wsunął swoje blade, pokryte kroplami krwi ręce prosto w kłębowisko węży snu.
Wężyca chwyciła go i odciągnęła.
— Gdzie ona jest?
— Co…?
Wyrywał się słabo w stronę węży. Jego półprzeźroczyste oczy świeciły się niczym szkiełka.
— Melissa… Gdzie ona jest?
— Śniła… — Spojrzał na węże. — Z nimi.
Dziewczynka jakimś cudem wymknęła się z kosza. Siłą woli zdołała pokonać Północnego, jad, pokusę zapomnienia. Wężyca rozejrzała się po obozie, szukając wzrokiem swojej córki. Nigdzie jej jednak nie było.
Читать дальше