Kim Robinson - Błękitny Mars
Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Błękitny Mars
- Автор:
- Издательство:Prószyński i S-ka
- Жанр:
- Год:1998
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7180-258-7
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ann potrząsnęła głową. Jej myśli biegły chaotycznie. Radykałowie w Lastflow nie mieli z nią nic wspólnego, właściwie nie… ale gdyby im się udało, szczyt Pavonis, podobnie jak wiele innych miejsc na Marsie, stałby się częścią wielkiego światowego miasta. Skupiła się na tej myśli, spróbowała ją poczuć; strach przed symetryczną budową, miłość do skały, której twardość wyczuwała siedząc… Stopy Ann zwisały nad krawędzią skalnej ławy, kopnęła obcasami w bazalt. Gdyby rzuciła kamień, spadałby pięć tysięcy metrów. Nie mogła się skoncentrować. Nie potrafiła poczuć. Coś w niej skamieniało. Była taka odrętwiała… od tak dawna. Głęboko odetchnęła, potrząsnęła głową, podciągnęła stopy znad krawędzi i wróciła na górę do rovera.
Śnił jej się długi wybieg. Osuwisko toczyło się przez powierzchnię Melas Chasma, prawie ją uderzało. Wszystko wokół miało wygląd surrealistycznie klarowny. Znowu przypomniała sobie Simona, znowu jęknęła i odeszła od małej dajki, zaczęła się poruszać, uspokajając nieżyjącego mężczyznę, który tkwił w jej wnętrzu. Czuła się strasznie. Ziemia wibrowała…
Obudziła się; miała wrażenie, że siłą woli uciekła, odbiegła — lecz okazało się, że za ramię ciągnie ją czyjaś ręka.
— Ann, Ann, Ann.
To była Nadia. Kolejna niespodzianka. Zdezorientowana Ann usiłowała się podnieść.
— Gdzie jesteśmy?
— Pavonis, Ann. Rewolucja. Musiałam cię obudzić, ponieważ „czerwoni” Kaseia ostatecznie się pokłócili z sheffieldskimi „zielonymi”.
Teraźniejszość przetoczyła się przez Ann jak osuwisko z jej snu. Wyszarpnęła się z uścisku Nadii, po czym chwyciła ją za koszulę.
— Mój rover nie był zamknięty?
— Włamałam się.
— Ach, tak. — Wstała. Ciągle była jeszcze nieco zaspana, lecz powoli zaczynała przypominać sobie sytuację i jej zdenerwowanie rosło. — No więc, co się takiego stało?!
— Wystrzelili pociski w kabel.
— Naprawdę?! — Zdanie to rozbudziło ją niemal całkowicie. — I?
— Nie udało się. Systemy obronne kabla unieszkodliwiły je. Mają tam teraz sporo dobrego sprzętu i z radością go wypróbowali. Teraz jednak „czerwoni” wjechali do Sheffield od zachodu i odpalają kolejne rakiety. Siły ONZ na Clarke’u zrzucają bomby na pierwsze wyrzutnie umiejscowione na Ascraeusie i odgrażają się, że zbombardują wszystkie zbrojne siły na Marsie. Od dawna się do tego palili. „Czerwonym” oczywiście się zdaje, że sytuacja wygląda jak w Burroughs i są gotowi do walki. Dlatego przejechałam po ciebie. Słuchaj, Ann… Wiem, że sporo się kłóciłyśmy. Nie byłam zbytnio… no wiesz, cierpliwa, ale zrozum, że tym razem przesadzili. Wszystko, co stworzyliśmy, może runąć w każdej chwili… ONZ uzna, że tu panuje anarchia, przylecą z Ziemi i znowu spróbują nas przejąć.
— Gdzie są „czerwoni”? — wychrypiała Ann.
Włożyła spodnie i poszła do łazienki. Nadia podążyła za nią, bez żenady wchodząc do środka. Ann zaskoczyło jej zachowanie: może w Underhill coś takiego wydawało się na porządku dziennym, ale to było bardzo, bardzo dawno temu. A teraz Nadia po prostu weszła za nią do łazienki i gadała jak szalona, podczas gdy Ann myła twarz, a potem usiadła na sedesie i zaczęła siusiać.
— Bazę nadal mają w Lastflow, teraz jednak zajmują się rozcinaniem torów magnetycznych na stożku i do Kairu, walczą w zachodnim Sheffield i wokół „gniazda”. „Czerwoni” walczą z „zielonymi”…
— Tak, tak.
— Więc, porozmawiasz z twoimi, powstrzymasz ich?
Nagle Ann zdenerwowała się.
— Sama ich do tego skłoniłaś! — krzyknęła Nadii w twarz. Rosjanka cofnęła się do drzwi, a Ann wstała, zrobiła ku niej krok i podciągnąwszy spodnie, krzyczała w kółko: — Ty i twoje głupie terraformowanie, wszystko jest zielone, zielone, zielone, zielone… Najmniejszej szansy na kompromis! To twoja wina, tak samo jak ich, ponieważ zupełnie stracili nadzieję!
— Może i tak — powiedziała twardo Nadia. Najwyraźniej nie dbała o coś, co należało jej zdaniem do przeszłości i nie miało znaczenia. Machnęła ręką, wyrażając lekceważenie, i spytała z naciskiem: — Ale spróbujesz?
Ann popatrzyła na upartą, starą przyjaciółkę, która w tej chwili wyglądała niemal młodo, zaniepokojona, absolutnie skupiona i bardzo ożywiona.
— Zrobię, co będę mogła — odparła ponuro. — Tyle że z tego, co mówisz, wnoszę, że jest już za późno.
Rzeczywiście tak było. Obóz roverowy, w którym Ann zatrzymała się poprzednio, był pusty, a kiedy zaczęła stukać w komputer na nadgarstku i dzwonić po całej planecie, nie otrzymywała odpowiedzi. Zostawiła Nadię i innych stłoczonych w kompleksie magazynowym na wschodnim Pavonis i pojechała roverem do Lastflow, mając nadzieję, że znajdzie tam któregoś z przywódców. Jednak w Lastflow nie było już „czerwonych” i nikt z mieszkańców nie wiedział, dokąd pojechali. Na stacjach i przed oknami kafeterii stali ludzie, oglądając telewizję, jednak na ekranach nie było wiadomości dotyczących walk, nawet na Mangalavidzie. Ponuremu nastrojowi Ann zaczęła towarzyszyć rosnąca rozpacz; chciała coś zrobić, lecz nie wiedziała jak. Znowu spróbowała dzwonić przez naręczny komputer i zaskoczona spostrzegła, że na prywatnym kanale pojawił się Kasei. Jego twarz na małym ekranie wstrząsająco przypominała oblicze Johna Boone’a, tak bardzo, że zmieszana Ann początkowo nie usłyszała słów. Kasei wyglądał na bardzo szczęśliwego. Cały John!
— …Musieliśmy to zrobić — mówił. Ann usiłowała sobie przypomnieć, czy zadała mu jakieś pytanie. — Jeśli czegoś nie zrobimy, rozedrą nasz świat na strzępy. Zrobią sobie ogród, aż do samych wierzchołków wielkiej czwórki wulkanów.
Jego stwierdzenie tak bardzo odzwierciedlało myśli Ann, że niemal doznała szoku, niemniej jednak starała się skoncentrować na faktach i powiedziała:
— Każde działanie powinniśmy poddać dyskusji, Kasei, w przeciwnym razie wywołamy wojnę domową.
— Stanowimy mniejszość, Ann. Dyskutanci nie dbają o mniejszości.
— Nie jestem tego taka pewna. Musimy popracować nad sprawą. A nawet jeśli decydujemy się na aktywny ruch oporu, nie trzeba od razu posuwać się tak daleko. Marsjanie nie muszą zabijać Marsjan.
— Tamci nie są Marsjanami. — W jego oczach pojawiły się błyski, a roztargniony i rozmarzony wyraz twarzy przywiódł Ann na myśl Hiroko. Teraz Kasei zupełnie nie przypominał Johna. Odziedziczył najgorsze cechy obojga rodziców. A więc mamy kolejnego proroka, przemawiającego nowym językiem, pomyślała Ann.
— Gdzie teraz jesteście?
— W zachodniej części Sheffield.
— Co zamierzacie zrobić?
— Odbić „gniazdo”, potem zestrzelić kabel. Mamy broń i doświadczenie. Nie powinno być kłopotów.
— Za pierwszym razem go nie zerwaliście?
— Przesadnie kombinowaliśmy. Tym razem po prostu go zetniemy i już.
— Chyba nie jest to najlepszy sposób.
— Zadziała.
— Kaseiu, sądzę, że powinniście negocjować z „zielonymi”.
Potrząsnął głową, zniecierpliwiony naleganiem Ann i oburzony, że w obliczu działania straciła zimną krew.
— Będziemy negocjować po zerwaniu kabla. Widzisz, Ann, muszę iść. Trzymaj się z dala od linii upadku.
— Kaseiu!
Ale już go nie było. Nikt jej nie słuchał: ani wrogowie, ani przyjaciele, ani rodzina — chociaż i tak będzie musiała zadzwonić do Petera. Potem trzeba jeszcze raz spróbować z Kaseiem. Wiedziała jednak, że wideotelefoniczne rozmowy nie wystarczą. Aby zwrócić ich uwagę, musi osobiście przebywać wśród nich, musi krzyczeć im prosto w twarze.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Błękitny Mars»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.