Kim Robinson - Błękitny Mars
Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Błękitny Mars
- Автор:
- Издательство:Prószyński i S-ka
- Жанр:
- Год:1998
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7180-258-7
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wtedy, pod koniec epoki hesperyjskiej, nadszedł krótki ciepły i mokry okres, kiedy woda od czasu do czasu płynęła na powierzchni. Obecnie większość areologów przyznawała, że okres ten był dość wilgotny, ale nie był on ich zdaniem ciepły — roczna średnia temperatura wynosiła sporo poniżej dwustu siedemdziesięciu trzech kelwinów. Twierdzili też, że wodę na powierzchni uzupełniała raczej konwekcja hydrotermalna niż opady atmosferyczne. Według aktualnych obliczeń okres ten trwał jedynie mniej więcej sto milionów lat, po nim natomiast przyszły miliardy wietrznych lat w jałowej, zimnej Erze Amazońskiej, która trwała aż do chwili przybycia kolonistów.
— Czy istnieje nazwa dla epoki, która rozpoczęła się od pierwszego M-roku? — spytał Sax.
— Holocen.
Teren ten przez dwa miliardy lat nieustannie szorował wiatr, tak ostro, że starsze kratery były całkowicie pozbawione stożków, bezlitosne wiatry zdarły warstwę po warstwie, pozostawiając jedynie skalną dzicz. Specjaliści nie nazywali tych terenów chaotycznymi, lecz właśnie dziczą, biorąc pod uwagę jej niewiadomy wiek i rozmaitość form: bezstożkowych kraterów, zrytych płaskowzgórzy, pochyłości terenu, wzniesień, skarp i niezliczonego mnóstwa skalistych, pokrytych dołami skał.
Sabishiiańczycy często zatrzymywali rover i chodzili po okolicy. Górowały nad nimi małe płaskowzgórza. Sax złapał się na tym, że stoi bardzo blisko pojazdu, a jednak znajduje wszelkie rodzaje interesujących osobliwości areologicznych. W pewnej chwili odkrył skałę w kształcie rovera; przez całą jej długość biegło pionowe pęknięcie. Na lewo od niej, daleko na zachodzie, widział horyzont: skalisty grunt, gładki i żółty. Po prawej stronie znajdowała się wysoka po pas ściana starego uskoku, dziobatego; wyglądał, jak gdyby pokrywało go pismo klinowe. Dalej leżała zaspa piaskowa ograniczona wysokimi po kostki kamieniami; niektóre z nich były trójkątnymi, ciemnymi, bazaltowymi, wygładzonymi wietrzną erozją graniakami, inne jaśniejszymi, pokrytymi dołkami, miałkimi kamykami. Sax dostrzegł w pewnym miejscu zrównoważony, duży jak dolmen, odłam stożka, w innym — ogon piasku. Tu nieregularny krąg ejektamentów, niczym prawie całkowicie zwietrzały Stonehenge, tam głęboką kotlinę w kształcie węża — może fragment strumienia — za nim drugie, łagodne wzniesienie… Dalej znajdowała się wypukłość o wyglądzie lwiej głowy. Wzgórze obok niej przypominało ciało lwa.
Na tle tego kamienno-piaszczystego świata życie roślinne wyglądało bardzo skromnie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Trzeba było go szukać, dokładnie zwracać uwagę na barwy, przede wszystkim na zieleń, na wszystkie odcienie zieleni, ale zwłaszcza na odcienie pustynne — szałwiowy, oliwkowy, khaki i tak dalej. Nanao i Tariki ciągle wskazywali okazy, których Sax nie potrafił dostrzec. Zaczął się przyglądać z coraz bliższej odległości. Kiedy oczy już rozróżniały żywe pastele, które niemal się zlewały z żelazową ziemią, Sax powoli wychwytywał rośliny wśród rdzy, brązu, umbry, ochry i czerni skalnego krajobrazu. Należało wypatrywać przedstawicieli flory w kotlinach i rozpadlinach, a także na obszarach zacienionych i pokrytych śniegiem. Im bliżej przysuwał twarz, tym więcej widział; aż nagle, w pewnym wysoko położonym basenie wydało mu się, że roślinność plewi się wszędzie. W tym momencie zrozumiał — cały ten teren, cały masyw Tyrrhena stanowił jedno wielkie turniowe pole.
Później zauważył, że jaskrawe zielenie pewnych porostów i szmaragdowe lub ciemne, aksamitne zielenie mchów pokrywają całe powierzchnie skalne albo wewnętrzne strefy zlewisk ściekowych. Wyglądały jak wilgotne futerko.
Wielobarwna paleta porostów, ciemnozielone igły sosen, skupione igły sosen Hokkaido, sosny wyczyńcowe, jałowiec sierra. Kolory życia. Sax czuł się, jak gdyby ponad zrujnowanymi ścianami z kamienia przechodził od jednego wielkiego, pozbawionego dachu pomieszczenia do drugiego. Mały plac, swego rodzaju wietrznej galerii, ogromna sala balowa, wiele maleńkich połączonych ze sobą komnat, salon. Przy niskich ścianach niektórych „pomieszczeń” stały skarlałe okazy krummholzu — drzewa nie wyższe niż nisze, zdeformowane od wiatru, ścięte przy szczycie na poziomie śniegu. Każda gałąź, każda roślina w każdej otwartej sali, tak ukształtowane jak inne bonsai… a w dodatku samoczynnie, bez ludzkiego wysiłku.
W rzeczywistości okazało się (jak powiedział Saxowi Nanao), że o większość basenów intensywnie dbano.
— Ten basen obsadził Abraham.
Za każdy mały region odpowiedzialny był jakiś ogrodnik lub grupa ogrodników.
— Ach! — stwierdził Sax. — A więc nawozicie?
Tariki roześmiał się.
— W pewnym sensie. Glebę przeważnie przywieziono.
— Ach, tak.
Zrozumiał teraz, skąd ta różnorodność roślin. Pamiętał uprawy wokół Lodowca Arena, gdzie po raz pierwszy widział turniowe pola. Teraz jednakże osiągano o wiele doskonalsze wyniki niż w tamtych wczesnych latach. Tariki mówił, że w laboratoriach Sabishii intensywnie pracowano nad produkcją uprawnej warstwy gleby. Sax wiedział, że to dobry pomysł, bowiem gleba pól turniowych powstawała w sposób naturalny w tempie zaledwie kilku centymetrów na stulecie. Tyle że istniały przyczyny takiej powolności, toteż także wytwarzanie gleby okazało się niezwykle trudne. A jednak…
— Przeskoczyliśmy na początek kilka milionów lat — zauważył z dumą Nanao. — Zaczynamy od tego miejsca.
Najwyraźniej własnymi rękoma posadzili wiele okazów, potem przeważnie zostawiali je swemu losowi i obserwowali ich rozwój.
— Rozumiem — rzucił Sax.
Przypatrzył się roślinności z jeszcze większą uwagą. Wyraźne, lekko przyćmione światło: to prawda, w każdej wielkiej otwartej sali rósł nieco inny zestaw gatunków.
— Więc to są ogrody.
— Tak… coś w tym rodzaju. To zależy.
Nanao powiedział, że wielu ogrodników pracuje według nauk Muso Soseki lub zgodnie z przykazaniami innych japońskich mistrzów zeń; jeszcze inni według metod Fu Hsi, legendarnego odkrywcy chińskiego systemu geomancji zwanego feng shui, według perskich guru ogrodnictwa, łącznie z Omarem Khayyamem, według Leopolda, Jacksona albo innych wczesnych amerykańskich ekologów, takich jak prawie zapomniany biolog Oskar Schnelling…
Tariki dodał, że to są tylko wpływy. Kiedy bowiem ogrodnicy wykonywali pracę, miewali własne objawienia. Dostosowywali się do nachylenia terenu, widzieli, że niektóre rośliny pomyślnie się rozwijają, a inne umierają. Współewolucja, jakiś rodzaj rozwoju epigenetycznego.
— Jak tu ładnie — powiedział Sax, rozglądając się. Dla specjalistów spacer z Sabishii na masyw był zapewne ekscytującą wycieczką, wypełnioną rozmaitymi aluzjami i subtelnymi odwołaniami do tradycji, których on nie dostrzegał. Hiroko nazwałaby tę sytuację areoformowaniem albo areofanią.
— Chciałbym odwiedzić wasze laboratoria glebowe.
— Oczywiście.
Wrócili do rovera i odjechali. Później tego dnia, pod ciemnymi chmurami burzowymi dojechali do samego szczytu masywu, który okazał się rodzajem rozległego, falistego torfowiska. Małe wąwozy wypełnione były sosnowymi igłami, odsuniętymi na bok przez wiatr, wyglądały więc jak źdźbła trawy na równo skoszonej łące. Sax, Tariki i Nanao znowu wysiedli z pojazdu i chodzili po okolicy. Wiatr smagał im skafandry. Późnopopołudniowe słońce wysuwało się spod osłony ciemnych chmur; długie cienie podróżników kładły się aż do horyzontu. Tutaj na górze, na torfowiskach widać było sporo dużych mas gładkiego, gołego, skalnego podłoża. Sax rozglądał się i dostrzegał, że krajobraz ma tu pierwotny, czerwony wygląd, który Sax pamiętał z najwcześniejszych lat. Potem jednak doszli do krawędzi małego parowu i nagle spojrzeli w dół, na zieleń.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Błękitny Mars»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.