Kim Robinson - Błękitny Mars

Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Błękitny Mars

Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Istnieją dziwne osobliwości… Poza wypadkowymi poziomami zjawiska kwantowe pozwalają pewnym cząstkom na pojawienie się. Pod wpływem kosmicznego podmuchu małe bryłki zaczęły się łączyć w duże. — Sax zmarszczył brwi. Przemawiał tonem teoretyków z Da Vinciego. — Miałem na myśli powódź na Ziemi… Która bynajmniej nie oznacza całkowitej zmiany warunków. Właściwie, może niektórzy ludzie na Ziemi wcale nie uważają tego stanu rzeczy za punkt zwrotny.

— Rzeczywiście. — Michel roześmiał się z jakiegoś powodu. — Powinniśmy tam polecieć i zobaczyć, nie sądzisz?

Kiedy skończyli jeść spaghetti, Sax oświadczył:

— Chcę pojechać w teren. Muszę sprawdzić, czy widać już efekty usunięcia zwierciadeł.

— Jeden już widziałeś. To przyćmienie światła, kiedy byliśmy na stożku… — Michel wzruszył ramionami.

— Tak, ale jedynie wzmógł moją ciekawość.

— No cóż… Utrzymamy więc dla ciebie tę placówkę.

Sax pomyślał, że przy obecnym stanie techniki człowiek nie musiał być fizycznie obecny w danym miejscu.

— Stary móżdżek nigdy się nie poddaje — mruknął.

Michel uśmiechnął się.

— Właśnie z tego względu chcesz wyjechać i zobaczyć zmiany na własne oczy.

Sax zmarszczył brwi.

Zanim wyszedł, zadzwonił do Ann.

— Chciałabyś mi towarzyszyć na wycieczce do południowego Tharsis, aby… aby zbadać wyższe partie areobiosfery?

Ann wydawała się przestraszona jego pytaniem. Gdy rozważała propozycję, trzęsła jej się głowa — w ten sposób móżdżek odpowiedział na sześć czy siedem sekund przed jej świadomą odmowną odpowiedzią słowną:

— Nie.

Potem spojrzała dziwnie przerażona i przerwała połączenie.

Sax wzruszył ramionami. Czuł się nieszczególnie. Wiedział, że jednym z powodów do wyjazdu w teren była chęć zabrania tam Ann i pokazania jej skalistych biom w postaci turniowych pól. Pragnął, by zwróciła uwagę, jak bardzo są piękne. Chciał z nią porozmawiać… Jakoś tak… Nie bardzo wiedział, co mógłby jej powiedzieć; obraz wspólnej wyprawy miał w umyśle — w najlepszym razie — dość zamazany. Po prostu chciał jej pokazać. Pragnął sprawić, aby to wszystko zobaczyła.

No cóż, nikt nie potrafi skłonić drugiej osoby do dostrzeżenia czegoś nie chcianego.

Poszedł się pożegnać z Michelem. Na tym właśnie polegała cała praca Francuza: sprawić, żeby ludzie zauważali różne rzeczy. Bez wątpienia, stąd wynikała frustracja, z jaką Duval mówił o Ann. Należała do jego pacjentek już od ponad stulecia, a jej zachowanie zupełnie się nie zmieniło, nawet nie powiedziała mu zbyt wiele o sobie. Sax uśmiechnął się nieznacznie, gdy o tym myślał. Niestety, Michela wyraźnie niepokoiła ta sytuacja, ponieważ naprawdę kochał Ann i chciał jej pomóc. Kochał zresztą wszystkich swoich starych przyjaciół i pacjentów, łącznie z Saxem. Na tym polegała zdaniem Duvala zawodowa odpowiedzialność: zakochiwać się w każdym przedmiocie swojej „pracy naukowej”. Każdy astronom kocha gwiazdy. No cóż, kto wie, kto wie…

Sax wyciągnął rękę i klepnął przyjaciela w ramię. Michel uśmiechnął się, spodobał mu się gest, który nie pasował do dawnego Saxa. Miłość, tak… Zwłaszcza gdy przedmiotem badań są znane od lat kobiety, których zachowanie studiuje się z intensywnością czystej nauki — tak, to może być uczucie. Wielka poufałość, niezależnie od miejsca, w którym odbywa się rozmowy — w gabinecie czy gdzieś indziej. Właściwie, nie jest nawet ważna zgoda pacjenta na współpracę; zdarzało się, że nie chciał odpowiadać na żadne pytania. W końcu, jeśli Michel pragnął, aby odpowiadano (rozwlekle) na jego pytania (choćby i na te nie zadane), zawsze miał Maję, która była niemal „zbyt ludzka”, która dawała Michelowi nieźle popalić, zmuszając jego układ limbiczny do ostrego biegu terenowego z przeszkodami, która — jeśli wierzyć Spencerowi — nawet rzucała w niego przedmiotami. Po takim intensywnym symbolizmie milczenie Ann mogło się Michelowi wydawać wręcz pieszczotą.

— Bądź ostrożny — powiedział Michel. Szczęśliwy naukowiec, zwracający się do jednego z „przedmiotów” swojej pracy naukowej, kochanego jak brata.

Sax wsiadł w jednoosobowy rover i zjechał po stromym, gołym południowym stoku Pavonis Mons, potem przejechał przełęcz między Pavonis i Arsia Mons. Objechał suchą wschodnią stronę wielkiego stożka Arsia Mons, potem zjechał po południowym stoku Arsii i po wzniesieniu Tharsis, aż dotarł na potrzaskane wyżyny Daedalia Planitia. Równina stanowiła pozostałość gigantycznego starego basenu pouderzeniowego, teraz prawie całkowicie zatartego przez pochyłość Tharsis, lawę z Arsia Mons i nieustanne wiatry; pozostał po nim jedynie zbiór obserwacji i wniosków areologów, nikłe promieniste szeregi ejektamentowych fragmentów widocznych jeszcze na mapach, ale już nie w krajobrazie.

Dla oka niewprawnego podróżnika jadącego po tej krainie nie różniła się ona od większości pozostałych południowych wyżyn: była nieregularna, nierówna, pokryta dołami, popękana. Dziki, skalny krajobraz. Stare magmowe wylewy przybrały postać wygładzonych, płatkowych łuków ciemnej skały. Wyglądały jak wzniesione fale rozkładające się wachlarzem i opadające na brzeg. Ląd znaczyły spowodowane działaniem wiatru smugi, zarówno jasne, jak i ciemne, ukazując drobiny pyłu o różnym ciężarze i zawartości: na południowo-wschodnich stokach kraterów i głazów narzutowych znajdowały się wydłużone, długie, jasne trójkąty, na północny zachód od nich ciemne pasy w kształcie litery „V”, natomiast wewnątrz wielu pozbawionych stożków kraterów — ogromne, nieregularne, ciemne plamy. Następna wielka burza pyłowa z pewnością pozmienia wszystkie te wzory.

Sax z przyjemnością przejechał niskie kamienne fale — w dół, w górę, w dół, w górę — odczytując niczym mapę piaskowe malowidła stworzone ze smug pyłu. Nie podróżował kamiennym pojazdem składającym się z niskiego, ciemnego pomieszczenia i pędzącym jak karaluch od jednej kryjówki do następnej, lecz dużym pudełkowatym minibusem areologów, wysokim na trzy piętra, z oknami na wszystkich czterech stronach.

Naprawdę wielką uciechę sprawiała Saxowi ta jazda naprzód: do góry, w rzadkim, jaskrawym świetle dnia, w dół i w górę, w dół i w górę, przez poprażkowaną piaskiem równinę. Jak na Marsa, horyzont znajdował się bardzo daleko. Sax nie musiał się przed nikim ukrywać; nikt go nie gonił. Był wolnym człowiekiem na swobodnej planecie i jeśli miał ochotę, mógł objechać swoim pojazdem cały świat. Pojechać wszędzie, gdzie chciał.

Zdał sobie sprawę z tej możliwości po dwudniowej jeździe, a i nawet wtedy nie był pewien, czy w pełni ją odczuwa. Miał wrażenie osobliwej lekkości i często za jego przyczyną — czasem bez oczywistego powodu — nieznaczny uśmieszek rozciągał mu usta. Kiedyś nie znał uczucia depresji ani strachu, choć zapewne gdzieś się czaiło — może od roku 2061 albo nieco wcześniej. Sześćdziesiąt sześć lat strachu, lekceważonego i zapominanego, lecz stale obecnego: powodował pewne napięcie w układzie mięśniowym, mały ukryty lęk w samym środku wszystkiego.

— Sześćdziesiąt sześć butelek strachu na ścianie, sześćdziesiąt sześć butelek! Zdejmij jedną, puść ją w koło, zostanie sześćdziesiąt pięć butelek strachu na ścianie!

Teraz lęk zniknął. Sax czuł się swobodny, jego świat był wolny. Zjeżdżał pochyłą, rzeźbioną wiatrem równiną. Wcześniej tego dnia w rozpadlinach zaczął pojawiać się szkliście połyskujący śnieg; pył nigdy tak nie lśnił. Potem pojawiły się porosty, Sax wjeżdżał bowiem w atmosferę. Nie widział powodu, aby jego życie nie miało dalej wyglądać w taki właśnie sposób — by mógł wędrować swobodnie całymi dniami we własnym świecie-laboratorium. Zresztą, wszyscy inni mogą być równie wolni!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Błękitny Mars»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kim Robinson - Blauer Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Grüner Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Roter Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Zielony Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la bleue
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la verte
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la rouge
Kim Robinson
Kim Robinson - Red Mars
Kim Robinson
libcat.ru: книга без обложки
Kim Robinson
Kim Robinson - Blue Mars
Kim Robinson
Kim Stanley Robinson - The Complete Mars Trilogy
Kim Stanley Robinson
Отзывы о книге «Błękitny Mars»

Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x